Punkt widzenia. Małgorzata Rogala

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Punkt widzenia - Małgorzata Rogala страница 15

Punkt widzenia - Małgorzata Rogala Agata Górska i Sławek Tomczyk

Скачать книгу

klubów jako szefowa zmiany, wielokrotnie miała okazję napatrzeć się i nasłuchać do woli. Przyjęłaby też zakład, że niejedna z wymalowanych dziewczyn nie mogła jeszcze pochwalić się dowodem osobistym, ale bramkarze, za cichą zgodą właściciela, wpuszczali do środka małolaty, które przyciągały do klubu obślinionych gości z pękatymi portfelami, chętnych, żeby postawić drinka w zamian za możliwość zaglądania w głębokie dekolty i pomacania młodych, zgrabnych pośladków. Danuta była pewna, że dziewczyny podobnie wyglądały i zachowywały się na tych swoich „domówkach”, imprezach urządzanych w mieszkaniach pod nieobecność niczego nieświadomych rodziców. Małe puszczalskie nie stroniły od alkoholu, a pijane rozkładały nogi przed kolegami. Potem trzeźwiały i oskarżały porządnych chłopców o gwałt.

      Danuta i jej mąż Piotr postanowili sprzedać działkę na Bielanach. To tam odbyła się pamiętna impreza, po której życie ich rodziny nigdy nie wróciło do normalności. Żadne z nich nie chciało już tam jeździć, nawet Krzysiek. Mimo atrakcyjnego położenia działki i dobrze wyposażonego domku nie trafił się nikt, kto byłby zainteresowany kupnem, dlatego Danuta, znużona zamieszczaniem w gazetach i w internecie ogłoszeń, przekazała sprawę sprzedaży w ręce obrotnej agentki nieruchomości. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Agentka zadzwoniła przed południem i poinformowała właścicielkę, że potencjalny kupiec chciałby w sobotę obejrzeć posiadłość, więc Danuta zerwała się z łóżka, w którym leniuchowała, żeby wypocząć przed wieczorną zmianą w klubie, zjadła śniadanie, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wysłała do męża esemesa z informacją.

      Domek wymagał szczegółowych oględzin, ponieważ żadne z nich nie było w nim co najmniej od roku. Trzeba było posprzątać, zetrzeć kurz, wyszorować łazienkę i kuchnię, więc Danuta, wyposażona w środki czystości, wsiadła do auta. Wyjechała na Drawską, na rondzie skręciła w lewo, w Szczęśliwicką, a później w Bitwy Warszawskiej 1920 r. Korki na Alejach Jerozolimskich i alei Prymasa Tysiąclecia uświadomiły jej, że zbliża się koniec sezonu urlopowego. Nowacka uzbroiła się w cierpliwość i wolno posuwała do przodu. Mijając kolejne ulice, pozwalała myślom swobodnie błądzić do czasu, aż skręciła z ronda Turowicza w Gwiaździstą i zaparkowała.

      Po wejściu na posesję, idąc w stronę domu, zauważyła, że teren wygląda lepiej, niż myślała. Jabłoń owocowała, na krzewach czerwieniły się porzeczki, a iglaki porosły tak, że sięgały do krawędzi siatki. Jedynie trawa wymagała skoszenia. Danuta otworzyła drzwi, odnotowując w pamięci, że trzeba naoliwić zamek. Przeszła się po wszystkich pomieszczeniach, otworzyła okna, żeby wywietrzyć i zaczęła sprzątać. Odkurzanie wywołało ból krzyża, więc zaparzyła herbatę, którą znalazła w szafce, i przez pół godziny odpoczywała na tarasie. Gdy kubek został opróżniony, nie miała już żadnej wymówki i musiała zająć się łazienką i kuchnią. Wyszorowała przybrudzone sanitariaty, umyła podłogi i zadowolona, znów usiadła na tarasie, żeby odpocząć. Wtedy jej wzrok padł na niewielkie, zakratowane okno umiejscowione tuż nad ziemią. Gdy budowali domek na działce, Danuta zadbała o to, by zrobiono piwnicę. Trzymała w niej nie tylko różne rzeczy, które mogły przydać się podczas pobytu na działce, jak przenośny grill, rozkładane fotele i zapasowe poduszki, ale także słoiki z przetworami, które były jak znalazł, gdy nastawały jesienne wieczory. Z jej ust wyrwało się westchnienie. Była zmęczona, nie miała ochoty na kolejny wysiłek, ale zdała sobie sprawę, że potencjalny kupiec na pewno będzie chciał zajrzeć i do piwnicy, więc powinna zrobić wszystko jak należy. Weszła z powrotem do domku i otworzyła drzwi obok wejścia do łazienki. Zaskrzypiało, powiało chłodem, wilgocią i jeszcze czymś. Zapach był nieprzyjemny i budził niepokój. Pewnie szczur, pomyślała Nowacka i dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Zapaliła światło i powoli zaczęła schodzić po kamiennych stopniach. Żarówka zamigotała i zgasła.

      – Szlag! – wymamrotała i wróciła po latarkę.

      O sprzątaniu w takich warunkach nie mogło być mowy, ale chociaż zobaczy, czy wszystko jest w porządku. Jeszcze by tego brakowało, żeby klienta powitał zdechły, śmierdzący gryzoń, pomyślała i omiotła światłem latarki wnętrze piwnicy. Ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk. Danuta dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to ona krzyczy.

***

      Redakcja miesięcznika „Kobieca Przestrzeń” mieściła się na pierwszym piętrze biurowca na Świętokrzyskiej. Dostępu do pracowników strzegła ciemnowłosa recepcjonistka, która siedziała za pulpitem wielkości stołu do gry w ping-ponga, naprzeciwko windy, i z uśmiechem na twarzy przyciskała do ucha smartfon. Na widok Górskiej i Tomczyka uniosła brwi i rzuciła pytające spojrzenie.

      – Policja. – Sławek machnął odznaką.

      Recepcjonistka spoważniała i zakończyła rozmowę.

      – Dzień dobry, jak mogę pomóc? – spytała.

      – Chcielibyśmy porozmawiać z panią Emilią Makowską – rzucił Tomczyk.

      Dziewczyna podniosła słuchawkę jednego z trzech aparatów telefonicznych.

      – Sprawdzę, czy szefowa jest u siebie – powiedziała i zerknęła na zegarek. – Zwykle o tej porze w piątki zaczyna się kolegium redakcyjne. – Wybrała numer. – Emilia? Policja do ciebie… Tak, w recepcji… Dobrze. – Odłożyła słuchawkę i spojrzała na gości. – Proszę chwilę poczekać.

      Po pięciu minutach w drzwiach prowadzących do biurowych pomieszczeń stanęła naczelna magazynu. Tomczyk prześlizgnął się po jej niewysokiej, zaokrąglonej we właściwych miejscach sylwetce i zatrzymał wzrok na owalnej twarzy, obramowanej długimi pasmami włosów w kolorze ciemnego piwa. Zdał sobie sprawę, że zna tę dziennikarkę, że spotkał ją kiedyś w okolicznościach, o których wolałby zapomnieć i zrozumiał, dlaczego autorka zbioru reportaży, której twarz widniała na czarno-białej fotografii, wydała mu się znajoma. Sęk w tym, że wtedy Emilia nosiła inne nazwisko i miała krótsze włosy, a dodatkowo na okładkowym zdjęciu jej twarz była częściowo zasłonięta ciemnymi okularami. Nie miał szansy, żeby ją rozpoznać.

      – Jasna cholera – mruknął do siebie.

      – Komisarz Tomczyk! – zawołała Makowska na jego widok. – Co za spotkanie! – Wyciągnęła rękę.

      Wyglądało na to, że dobrze go pamięta i nie zamierza tego ukrywać.

      – Rzeczywiście – odparł. – Niesamowity zbieg okoliczności – dodał i zerknął na Agatę, która wbijała w niego zaciekawione spojrzenie. – To moja partnerka – przedstawił.

      – Starsza aspirant Agata Górska – powiedziała policjantka i pokazała odznakę. – Chcielibyśmy z panią porozmawiać.

      Makowska spojrzała na zegarek.

      – Zaraz zaczynam kolegium redakcyjne. To coś ważnego?

      – Chodzi o pani reportaż dotyczący Idy Więcek, zgwałconej dziewczyny.

      Dziennikarka spoważniała i zerknęła w stronę recepcjonistki, która przysłuchiwała się wymianie zdań bez skrępowania.

      – Przekaż, proszę, mojemu zastępcy, żeby zaczął beze mnie – poleciła dziewczynie, a policjantom wskazała drogę zapraszającym gestem.

      Poprowadziła

Скачать книгу