Idiota. Федор Достоевский
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Idiota - Федор Достоевский страница 13
Na decyzję tę wpłynęła jeszcze jedna rzecz – po prostu trudno sobie było wyobrazić, do jakiego stopnia twarz tej nowej Nastazji Filipowny niepodobna była do dawnej. Kiedyś była to po prostu ładniutka dziewczynka. Teraz… Tocki długo nie mógł sobie wybaczyć, że przez cztery lata patrzył i nie nic zauważył. Co prawda duże znaczenie ma fakt, kiedy po obu stronach jednocześnie, nieoczekiwanie i nagle zachodzi wewnętrzny przewrót. Tocki przypominał sobie zresztą, że i wcześniej przychodziły mu niekiedy do głowy dziwne myśli, przy spojrzeniu na przykład na jej oczy: jakby czaił się w nich jakiś głęboki, tajemniczy mrok. Te oczy patrzyły tak, jakby zadawały zagadkę. Przez ostatnie dwa lata dziwił się też zmianom, jakie zachodziły w twarzy Nastazji Filipowny: stawała się straszliwie blada i – dziwne – nawet przez to piękniała. Tocki, który jak każdy dżentelmen, który zdążył użyć świata, gardził z początku tą naiwną duszą, zdobytą tak tanim kosztem, ostatnio zaczął powątpiewać w słuszność swej opinii. Jeszcze minionej wiosny postanowił w każdym razie wydać Nastazję Filipownę za jakiegoś rozsądnego i przyzwoitego jegomościa piastującego urząd w jakiejś innej guberni. (O, jak okrutnie, jak strasznie śmiała się teraz z tego Nastazja Filipowna!) Ale w tej chwili Afanasij Iwanowicz, oczarowany nowością, zaczął nawet myśleć, że mógłby raz jeszcze wykorzystać tę kobietę. Postanowił wynająć Nastazji Filipownie mieszkanie w Petersburgu i otoczyć ją luksusem i komfortem. Nie wyszło jedno, uda się co innego: Nastazją można było zabłysnąć, a nawet popisać się nią w pewnych kręgach; przecież Afanasij Iwanowicz tak dbał o dobrą sławę w tym planie.
Minęło pięć lat petersburskiego życia i przez ten okres naturalnie wiele rzeczy się ustaliło. Sytuacja Afanasija Iwanowicza była niewesoła. Najgorsze było to, że raz uległszy strachowi, w żaden sposób nie mógł znaleźć spokoju. Sam nawet dokładnie nie wiedział, czego się boi – bał się po prostu Nastazji Filipowny. W ciągu pierwszych dwóch lat podejrzewał przez jakiś czas, że Nastazja Filipowna sama chce się za niego wydać, ale milczy, bo jest niezwykle próżna i uparcie czeka na jego oświadczyny. Byłaby to dziwna pretensja; Afanasij Iwanowicz marszczył czoło i ciężko pracował myślami. Jednak ku swojemu wielkiemu i nieco nieprzyjemnemu zdziwieniu (właśnie takie jest ludzkie serce), na podstawie pewnego wypadku przekonał się nagle, że jeśliby się nawet oświadczył Nastazji Filipownie – nie zostałby przyjęty. Długo nie mógł tego zrozumieć. I tylko jedno wytłumaczenie wydało mu się możliwe – otóż duma tej „znieważonej kobiety z fantazjami” doszła do takiego szaleństwa, iż milej jej będzie raz jeden wyrazić swoją pogardę w odmowie, niż ustalić własną sytuację życiową i osiągnąć nieosiągalne dla niej wyżyny. Najgorsze było to, że Nastazja Filipowna zdecydowanie wzięła nad nim górę. Nie kusił jej również interes, nawet bardzo korzystny, i chociaż przyjęła zaoferowany jej luksus, żyła bardzo skromnie i przez całe te pięć lat niemal nic nie zebrała. Wtedy Afanasij Iwanowicz zastosował bardzo sprytny, mogłoby się zdawać, sposób, mający doprowadzić do rozerwania krępujących go łańcuchów: zaczął ją umiejętnie i dyskretnie kusić, podsuwając sprytnymi sposobami różnorakie idealne pokusy. Jednak żaden z wcielonych ideałów – ani książęta krwi, ani husarze, ani ambasadzcy sekretarze, ani poeci, ani powieściopisarze, ani nawet socjaliści, dosłownie nikt – nie wywarł na Nastazji Filipownie najmniejszego wrażenia, jakby zamiast serca miała kamień, a jej uczucia wyschły i umarły na zawsze. Żyła raczej w odosobnieniu, czytała, uczyła się nawet, lubiła muzykę. Znajomych miała mało: wszystko jacyś biedni i śmieszni urzędnicy, dwie aktorki, jakieś staruszki. Bardzo lubiła liczną rodzinę pewnego szacownego nauczyciela, która zresztą odwzajemniała się jej taką samą sympatią i z przyjemnością u siebie gościła. Dość często wieczorami gromadziła się u niej grupa nie więcej niż pięciorga, sześciorga osób. Tocki również bywał u niej dosyć często i zawsze punktualnie. Ostatnio zaś, nie bez trudu, zapoznał się z Nastazją Filipowną generał Jepanczyn. W tym samym czasie, tyle że bez najmniejszego trudu, udało się to młodemu urzędnikowi, niejakiemu Ferdyszczence, nieprzyzwoitemu, sprośnemu błaznowi z pretensjami do roli wesołka, a na dodatek pijakowi. Do grona znajomych Nastazji Filipowny należał też pewien dziwny młodzieniec o nazwisku Pticyn, skromny, akuratny i wymuskany elegant, który pochodził z biedoty i doszedł w życiu do pozycji lichwiarza. Wreszcie poznał Nastazję Filipownę i Gawriła Ardalionowicz.... Skończyło się na tym, że otoczyła ją dziwna sława: wszyscy podziwiali jej urodę, ale nic ponadto, nikt nie mógł się niczym pochwalić, niczego opowiedzieć. Taka właśnie reputacja Nastazji Filipowny, jej wykształcenie, wytworne maniery, dowcip do końca utwierdziły tylko Afanasija Iwanowicza w jego planach. I tu właśnie nastąpił moment, w którym tak znaczący i aktywny udział wziął sam generał Jepanczyn.
W rozmowie, w której tak uprzejmie poprosił Iwana Fiodorowicza o przyjacielską radę w sprawie jednej z jego córek, Tocki z całą szlachetnością, a jednocześnie zupełną otwartością wyznał prawdę o swojej sytuacji. Zwierzył się, że jest już gotów na wszystko, że nie cofnie się przed żadnymi środkami, aby tylko odzyskać swobodę, że nie uspokoiłby się nawet wtedy, gdyby Nastazja Filipowna sama mu powiedziała, że od tej chwili zostawi go w spokoju; twierdził, że słowa to za mało, że jest mu potrzebna stuprocentowa gwarancja. Generał i Tocki doszli do porozumienia i postanowili działać wspólnie. Na początek należało wykorzystać najłagodniejsze środki i, by tak rzec, poruszyć tylko „szlachetne struny” w sercu Nastazji Filipowny.