We dwoje. Николас Спаркс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу We dwoje - Николас Спаркс страница 25
– Wiesz już, ile będziesz zarabiać?
– Dlaczego pytasz?
– Próbuję zaplanować budżet.
– Nie – mruknęła. – Jeszcze nie wiem.
– Jak możesz nie wiedzieć?
– Jest coś takiego jak pensja podstawowa, premie, dodatki motywacyjne. Podział zysków. Wyłączyłam się, kiedy o tym mówili.
– A tak mniej więcej?
Położyła mi rękę na ramieniu.
– Naprawdę musimy o tym rozmawiać? Wiesz, że nienawidzę rozmów o pieniądzach.
– Nie, oczywiście, że nie.
– Kocham cię.
– Ja ciebie też.
– Dzięki, że zgodziłeś się przez tydzień zaopiekować London.
Albo dwa, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego głośno.
– Nie ma za co.
*
Nie mogłem zasnąć i po tym, jak przez godzinę gapiłem się w sufit, wyślizgnąłem się z łóżka i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie odrobinę mleka, wypiłem je jednym haustem i pomyślałem, że skoro nie śpię, zajrzę do London. Wszedłem do pokoju i usłyszałem terkotanie kołowrotka – chomicza impreza w środku nocy.
Na szczęście London niczego nie zauważyła. Spała mocno, oddychała równo i głęboko. Pocałowałem ją w policzek i przykryłem aż pod brodę. Przez chwilę się wierciła i kiedy tak na nią patrzyłem, poczułem ukłucie w sercu. Zalała mnie fala uczuć: duma zmieszana z miłością, troską i strachem; a ich intensywność mnie zdumiała.
Wyszedłem na werandę. Noc była ciepła, wypełniona cykaniem świerszczy. Jak przez mgłę przypomniałem sobie, że w dzieciństwie ojciec tłumaczył mi kwestię częstotliwości cykania i to, że zależy ona od temperatury. Zastanawiałem się, czy to prawda, czy może to jedna z tych rzeczy, które ojcowie mówią synom w późne letnie wieczory.
Rozmyślając nad tym, oczyściłem umysł i nagle zrozumiałem, dlaczego nie mogłem zasnąć.
Miało to związek z Vivian i tym, że nie powiedziała mi, ile będzie zarabiać. Nie wierzyłem, kiedy mówiła, że wyłączyła się, gdy na rozmowie kwalifikacyjnej poruszono tę kwestię, i to również nie dawało mi spokoju.
Przez wszystkie lata naszego związku zawsze mówiłem Vivian, ile dokładnie zarabiam. Dla mnie dzielenie się takimi informacjami było niezwykle istotne; tajemnice związane z finansami są ostatnią rzeczą, jakiej potrzeba małżeństwu. Tajemnice potrafią niszczyć i biorą się z chęci kontrolowania. A może byłem wobec niej zbyt surowy? Może najzwyczajniej w świecie nie chciała ranić moich uczuć, wiedząc, że będzie zarabiała, podczas gdy mój biznes kulał.
Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Tymczasem musiałem zająć się córką i nagle odkryłem prawdziwy powód swojej bezsenności.
Role w naszym małżeństwie się odwróciły.
ROZDZIAŁ 6
Pan mama
Kiedy byłem mały, rodzice pakowali kampera i latem zabierali mnie i Marge do Outer Banks. Wcześniej zatrzymywaliśmy się w okolicach Rodanthe, później jeździliśmy dalej na północ, nieopodal miejsca, gdzie bracia Wright tworzyli historię lotnictwa. Ale z czasem zaczęliśmy coraz częściej bywać w Ocracoke.
Ocracoke to wioska, lecz w porównaniu z Rodanthe to prawdziwa metropolia ze sklepami, w których sprzedają lody i pizzę na kawałki. Marge i ja godzinami wałęsaliśmy się po plażach i sklepach, zbieraliśmy muszle i wygrzewaliśmy się na słońcu. Wieczorami mama robiła kolację, zwykle hamburgery albo hot dogi. Potem łapaliśmy w słoiki robaczki świętojańskie i późnym wieczorem zasypialiśmy w namiocie pod rozgwieżdżonym niebem, podczas gdy nasi rodzice spali w kamperze.
To były dobre czasy. Jedne z najlepszych w moim życiu. Oczywiście mój ojciec wspomina je nieco inaczej.
„Nienawidziłem tych rodzinnych wypadów”, wyznał mi, kiedy byłem w college’u. „Ty i Marge kłóciliście się przez całą drogę. Już pierwszego dnia miałeś poparzenie słoneczne i przez resztę tygodnia marudziłeś jak dziecko. Marge zwykle chodziła nadąsana, bo była z dala od przyjaciół, a jakby tego było mało, kiedy tylko zaczęła schodzić ci skóra, rzucałeś jej kawałkami w siostrę, która piszczała jak opętana. Byliście upierdliwi”.
„Więc po co jeździliśmy tam co roku?”
„Bo wasza matka mnie zmuszała. Wolałbym pojechać na wakacje”.
„Byliśmy na wakacjach”.
„Nie – upierał się – byliśmy na rodzinnej wycieczce, nie na wakacjach”.
„Co za różnica?”
„Przekonasz się”.
Przez pierwsze lata życia London wycieczki za miasto przypominały przygotowania do operacji wojskowej – pakowanie pieluch, butelek, wózków, jedzenia w słoiczkach, szamponu dla dzieci i toreb z zabawkami. Bywaliśmy wtedy w miejscach, które miały zapewnić jej atrakcje – w akwarium, na placach zabaw McDonalda, na plaży – i padaliśmy ze zmęczenia, mając mało czasu dla siebie i jeszcze mniej na odpoczynek.
Dwa tygodnie przed czwartymi urodzinami London Peters wysłał mnie na konferencję do Miami, po której postanowiłem zrobić sobie kilka dni wolnego. Umówiłem się z rodzicami, że na cztery dni wezmą London do siebie, i choć początkowo Vivian nie chciała rozstawać się z córką, szybko zrozumieliśmy, jak bardzo brakuje nam… wolności. Siedząc przy basenie, czytaliśmy gazety i książki, sączyliśmy piña coladę, a popołudniami ucinaliśmy sobie drzemki. Wystrojeni chodziliśmy na kolacje, niespiesznie popijaliśmy wino i kochaliśmy się codziennie albo nawet kilka razy dziennie. Pewnego wieczoru poszliśmy do night clubu, przetańczyliśmy pół nocy i następnego dnia spaliśmy do późna. Kiedy wracaliśmy do Charlotte, w końcu zrozumiałem, co miał na myśli mój ojciec.
Chodziło mu o to, że dzieciaki zmieniają wszystko.
*
Mniej bym się dziwił, gdyby to był piątek trzynastego, a nie poniedziałek trzynastego, ponieważ wszystko związane z pierwszym dniem Vivian w nowej pracy wydawało się pokręcone.
Na początek pierwsza poszła pod prysznic, co zaburzyło harmonogram poranka, który od lat funkcjonował w naszym domu. Nie wiedząc, co z sobą zrobić, pościeliłem łóżko i poszedłem do kuchni zaparzyć kawę. Postanowiłem przygotować żonie śniadanie: omlet z białek z jagodami i kawałkami melona kantalupa. To samo zrobiłem sobie,