Piętno mafii. Piotr Rozmus
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 22
– Jest teraz w szpitalu z matką i policyjnym psychologiem. Udało nam się ją wstępnie przesłuchać. – Komisarz wziął głęboki wdech, jakby to, co zamierzał za chwilę powiedzieć, przychodziło mu z dużym trudem. – Ania zeznała, że nie ma pojęcia, co się stało z pani córką.
Marta czuła, jak cała krew odpłynęła jej z twarzy.
– Jak to?! Przecież były razem w kinie… – Urwała, widząc, że mężczyzna kręci głową.
– Nie poszły do kina. Dziewczyna powiedziała, że spotkały się z jakimś nowo poznanym chłopakiem. Ona chciała pójść na imprezę, Agnieszka – nie. Pokłóciły się. – Policjant otworzył drzwi i zaprosił Martę do środka.
– Proszę usiąść – powiedział, odsuwając jedno z krzeseł.
Posłuchała. Usiadł naprzeciwko niej. Marta wpatrywała się w policjanta szeroko otwartymi oczami, wychwytując kolejne słowa. Miała wrażenie, że śni koszmar, z którego za chwilę się obudzi. Nawet siedzący przed nią gliniarz wyglądał irracjonalnie. Ile mógł mieć lat? Trzydzieści? Trzydzieści pięć? Dopiero teraz zauważyła, że podwinięty rękaw koszuli odsłaniał kolorową kombinację wzorów na jednym z przedramion. Tatuaż i przydługie włosy zaczesane do tyłu niewiele miały wspólnego z policyjną aparycją, do której zdążyła przywyknąć. Po śmierci Adama rozmawiała z dziesiątkami policjantów.
– W pewnym momencie między dziewczynami doszło do sprzeczki. – Wolański mówił dalej, utwierdzając ją w przekonaniu, że wszystko to dzieje się naprawdę. – Ale ostatecznie Agnieszka spędziła z tą dwójką resztę wieczoru. Spotkali się przy McDonaldzie i rozmawiali kilka minut. Później podziemny monitoring zarejestrował, jak cała trójka odjechała czerwonym sportowym samochodem.
Marta przymknęła na chwilę oczy. Nie wierzyła, że Agnieszka mogła wsiąść do samochodu z obcym chłopakiem.
– Dziewczyna kłamie – powiedział, patrząc Marcie w oczy. – Próbujemy się teraz dowiedzieć dlaczego.
Anka była najlepszą przyjaciółką jej córki. Widywała ją niemal codziennie. Nieraz zostawała u nich na obiad albo na noc pod pretekstem wspólnej nauki, chociaż Marta doskonale wiedziała, że dziewczyny nawet nie zaglądały do książek. Kilka razy były w kinie we trzy albo podwoziła je na zakupy. A teraz Anka nie chciała powiedzieć, gdzie jest Agnieszka?
– Sama porozmawiam z tą dziewuchą!
– To nie jest dobry pomysł. Proszę zostawić to naszej psycholożce. Poza tym to niemożliwe. Aby potwierdzić, że dziewczyna została zgwałcona, konieczne jest przeprowadzenie badań. Na razie Anka nie chce się na nie zgodzić.
12. OKOLICE SZCZECINA
Salon wyglądał jak pobojowisko. Podłoga lepiła się od rozlanego alkoholu, gdzieniegdzie walały się potłuczone szkło, resztki popękanych balonów i kolorowe wstążki. Literatki i kieliszki z niedopitą zawartością stały na stolikach wśród resztek białego proszku. Grubas z rozpiętą koszulą i maską małpy na kolanach spał na kanapie, tuląc do siebie jedną z dziewczyn przebraną za króliczka „Playboya”. Klaun z dużym czerwonym nosem chrapał na fotelu z nogą przerzuconą przez oparcie. Dwie roznegliżowane dziewczyny leżały na podłodze tuż obok.
Madejska starała się stawiać ostrożnie każdy krok, aby nie nadepnąć na szkło. Nie udało się. Zastygła w miejscu, kiedy usłyszała charakterystyczny chrzęst pod stopą. Wykonała kolejny ruch dopiero, gdy zyskała pewność, że nie obudziła żadnego z mężczyzn. Wyglądała jak uczestniczka zabawy „Stary niedźwiedź mocno śpi”. Uklękła przy nieprzytomnych dziewczynach. Zaczęła delikatnie szturchać je za ramię. Kiedy to nie przyniosło efektu, klepnęła jedną z nich w policzek. Blondynka jedynie wymamrotała coś pod nosem.
– Obudź się – powiedziała Paula Madejska przyciszonym głosem. – Wstawajżeż… – Tym razem szarpnęła dziewczynę zdecydowanie mocniej. Kelnerki jej nie obchodziły. To Maks je skądś załatwił. Martwiła się jedynie o swojej dziewczyny, a dwie z nich leżały nieprzytomne. Cztery inne zniknęły w pokojach z jego ludźmi. I to stanowiło największy problem. Pojęcia nie miała, jak je stamtąd wyciągnąć. Spróbowała podnieść blondynkę, ale odpuściła, gdy usłyszała…
– Gdzie ona, kurwa, jest?! – To był Maks. I co gorsza, był wściekły. Jego głos dobiegał z góry.
Grubas siedzący na kanapie się przebudził. Odsunął od siebie kelnerkę i wlepił w Madejską pytające spojrzenie. Kobieta rozłożyła jedynie ręce. Mężczyzna wstał i bezskutecznie próbując wcisnąć koszulę w spodnie, chwiejnym krokiem podążył w kierunku holu, skąd dobiegał krzyk. Madejska podreptała za nim.
Maks stał na piętrze wsparty o balustradę. Roznegliżowany od pasa w górę, wbijał palec wskazujący w młodego chłopaka, którego Madejska widziała wczoraj po raz pierwszy w życiu. To on przyprowadził te dziewczyny. Jedna z nich najwyraźniej zniknęła. Madejska czuła, że zanosi się na niezłą awanturę, i natychmiast pożałowała, że jej i dziewczynom nie udało się wyjść wcześniej.
– Pytam raz jeszcze: gdzie jest dziewczyna?! – grzmiał Maks.
Młody chłopak, choć zbudowany jak gladiator, trząsł się niczym mały przerażony chłopiec.
– Naprawdę nie wiem… Obudziłem się i… już jej nie było. Myślałem, że poszła do łazienki, ale…
Nóż sprężynowy pojawił się nie wiadomo skąd. Zupełnie jakby jego właściciel popisywał się jakąś magiczną sztuczką, trikiem godnym iluzjonisty. Stal zabłysła w powietrzu, a wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Być może chłopak mógłby się obronić. Był przecież młodszy i pewnie silniejszy, ale gdyby nawet poradził sobie z Maksem, to pozostawała jeszcze reszta grupy. Takie myśli pojawiły się w głowie Madejskiej przez tych kilka chwil, podczas których obserwowała, jak niedźwiedzia dłoń Maksa zaciska się na gardle młodego, a druga dźga go w brzuch, raz i drugi, i znowu. Chłopak nie wydał z siebie żadnego dźwięku, za to Madejska darła się wniebogłosy, obserwując, jak bezwładne ciało spada na podłogę, łamiac barierkę. Widziała Maksa w akcji nie raz. Ale nie sądziła, żeby mogła się kiedykolwiek do tego przyzwyczaić. Był furiatem. Nieobliczalnym psychopatą, od którego nie mogła się uwolnić przez te wszystkie lata.
– Znajdź dziewczyny i zabieraj się stąd! – wrzasnął w jej kierunku, ocierając ostrze noża o spodnie. Zaraz potem zwrócił się do grubasa: – A ty pozbieraj chłopaków. Za dziesięć minut ma tu nikogo nie być.
Marcie podano jakieś środki na uspokojenie. Przez kilkanaście minut w ogóle się nie odzywała. W jej głowie znowu pojawiały się najróżniejsze obrazy. Agnieszkę zgwałcono, leżała teraz sama w jakimś pokoju… Później zobaczyła nagie ciało własnej córki leżące gdzieś pod drzewem… Wyobraźnia była bezlitosna.
Po jakimś czasie poproszono Martę, aby przeszła do innego pomieszczenia. W środku było zdecydowanie jaśniej niż w poprzednim pokoju, choć wyposażenie nadal pozostawało surowe: stół i kilka krzeseł.