Piętno mafii. Piotr Rozmus
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 25
Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów zjechali z mostu i Evert zatrzymał samochód. Sven odsunął boczne drzwi i wygramolił się z auta, podczas gdy Hans dokonywał kolejnej inwentaryzacji pustych puszek. Narzucił na siebie dżinsową kurtkę i postawił kołnierz.
– Dzięki, chłopaki. Do następnego razu – powiedział.
– Wpadnę jutro, to rzucimy okiem na ten dach – odparł Evert. Jakiś czas temu żona Svena wspomniała coś o przeciekającym suficie. Evert obiecał pomóc.
– Daj spokój. Poradzę sobie.
– Nie wątpię, ale obiecałem, to pomogę. Nie licz jednak, że pojawię się z samego rana. Muszę odpocząć i porządnie zająć się żoną. – Evert puścił do niego oko i się zaśmiał. Jerk poszedł w jego ślady. – Jestem wyposzczony i trochę mi zejdzie.
– Nie spiesz się.
Drzwi trzasnęły z hukiem. Sven zabrał torbę z bagażnika i przerzuciwszy przez ramię, obserwował, jak bordowy bus włącza się do ruchu. Uniósł rękę w pożegnalnym geście. W ostatniej chwili dostrzegł spojrzenie Jerka w bocznym lusterku. Kiedy auto zniknęło za horyzontem, popatrzył na poszarzałe niebo. Kilka kropel spadło mu na twarz. Przed dwoma miesiącami, w dniu wyjazdu, żegnało ich słońce. Dziś Härnösand uczciło ich powrót deszczem. To nie miało jednak najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko to, że niebawem zobaczy Judith i Björna. Nie widział ich od ośmiu tygodni, nie licząc rozmów przez Skype’a. Tęsknota paliła jego serce żywym ogniem.
Poprawił torbę na ramieniu i ruszył w kierunku domu. Do przejścia miał około kilometra. Evert mógłby go podrzucić pod same drzwi, ale Sven zawsze wysiadał w tym miejscu. Tłumaczył, że chce się przewietrzyć. Było w tym odrobinę prawdy, ale w gruncie rzeczy kierowały nim inne intencje. Krótki spacer traktował jak etap przejściowy. Zupełnie jakby przeprawiał się przez most łączący dwa równoległe światy. Właśnie zostawił za sobą ten, w którym czuł się niezwykle samotny. Rozłąka z rodziną miała zły wpływ na jego kondycję psychiczną. Dwunastogodzinna praca przynosiła wprawdzie ukojenie, zmęczenie fizyczne przeganiało niechciane myśli, ale te i tak powracały, nieproszone, zbyt często. Przedzierały się do jego świadomości niczym robactwo przez nieszczelne okna. Sven oczami wyobraźni często widział obrazy, których nie chciał oglądać. W rezultacie odkładał młotek i chwytał za telefon, aby usłyszeć Judith choć na chwilę albo wysłać krótki esemes, żeby upewnić się, że u niej i Björna wszystko w porządku.
Podążając dobrze znanym skrótem po niewielkim urwisku i odpychając gałęzie krzaków sprzed twarzy, starał się myśleć racjonalnie. Próbował być głuchym na podszepty złego głosu, który znów podpowiadał mu, że jego rodzinny dom jest pusty. Jak to możliwe, skoro zaledwie przed dwiema godzinami rozmawiał z Judith? Zapewniała go, że już na niego czekają. Björn nie odchodzi od okna. Wypatruje go na horyzoncie. Ona przyrządza jego ulubione danie.
Tylko raz pozwolił Evertowi odwieźć się pod drzwi domu. Pożałował tego natychmiast, gdy tylko ujrzał w nich Judith. Powinien był przewidzieć, że jego żona nie pozwoli jego przyjaciołom odjechać ot tak. Choć użycie słowa „przyjaciele” było sporym nadużyciem. Za swojego przyjaciela uważał jedynie Everta i za nim pewnie skoczyłby w ogień. Przed dziesięcioma laty to właśnie Evert przywitał go w Härnösand. To on pomógł załatwić Svenowi robotę i wspierał go, gdy inni z niego szydzili.
– Odpuść – mawiał, gdy ktoś zerkał na Judith spode łba. – Wszystkim mordy nie obijesz…
Wówczas w jakiś niezrozumiały dla siebie sposób Sven… odpuszczał. Rozluźniał zaciśnięte w pięści dłonie, odwracał głowę w drugą stronę, otaczał żonę ramieniem i odchodził. Tak, Evert był jego przyjacielem. Jerk i Hans nigdy nie zasłużyli sobie na takie miano. Wręcz przeciwnie. Byli znakomitymi rzemieślnikami, ale przy okazji prymitywami, pijakami i psami na baby, którzy nie przepuszczali żadnej spódniczce.
Tamtego popołudnia, kiedy bus zatrzymał się pod ich domem, Sven chwycił torbę, machnął kumplom na pożegnanie i odwrócił się w stronę Judith. Nie zdążył nawet jej pocałować, kiedy zapytała:
– Może zaprosisz przyjaciół na obiad? Na pewno są głodni po podróży – dodała, wyglądając zza jego ramienia. Zaraz potem dostrzegła, jak Sven zaciska zęby i wbija wzrok w ziemię. Zrozumiała, że powiedziała coś nie tak. Znała swojego męża zbyt dobrze. Ale wypowiedzianych słów nie można było cofnąć.
– No właśnie, Sven. Gdzie twoje maniery? – odezwał się Jerk, wychylając się przez okno busa. – Umieramy z głodu. Prawda, chłopaki?
Hans przytaknął mu głośno i w mgnieniu oka wyskoczył z samochodu. Evert najbardziej się ociągał. Podjął nawet próbę przekonania chłopaków, że to nie najlepszy pomysł, ale ci wchodzili już do domu.
– Dziękujemy, Judith – rzucił Jerk, przekraczając próg. – Co dobrego ugotowałaś?
– Lasagne – wymamrotała, nie odrywając wzroku od męża.
Jerk aż gwizdnął z zachwytu.
– Uwielbiam lasagne – przyznał i klepnął Svena w ramię. – Chłopie, ty to masz szczęście. Nie dość, że taka piękność, to jeszcze umie gotować.
Judith nie wytrzymała spojrzenia męża pełnego wyrzutu. Zniknęła we wnętrzu domu zaraz za swoimi gośćmi.
– Zjemy szybko i się zwijamy – zapewnił Evert, patrząc przyjacielowi w oczy. – Postaram się, żeby zachowywali się jak należy.
Jerk i Hans rzeczywiście byli wygłodniali. Mieli iście wilczy apetyt, ale ślinili się nie tylko na myśl o pysznych lasagne, lecz także na widok krzątającej się po kuchni Judith. Wodzili wzrokiem po jej smukłym ciele, kiedy serwowała im dokładkę. Sven z trudem panował nad rosnącym gniewem. Po raz kolejny toczył w życiu walkę z najtrudniejszym przeciwnikiem: z samym sobą. Robił wszystko, co w jego mocy, aby utrzymać na wodzy bestię uwiezioną w jego ciele.
– Sven, masz jakiś dobry trunek? – wymamrotał Jerk z pełnymi ustami. – Wiesz, coś mocniejszego do obiadu?
– Dobra, dość tego. – Evert wstał, chociaż nie dokończył jeszcze swojej porcji. – Wychodzimy.
– Co? A niby dlaczego? Nie zdążyliśmy nawet zjeść.
– Judith na pewno chętnie zapakuje ci na drogę, prawda, Judith?
Wymuszony uśmiech na ułamek sekundy zagościł na jej twarzy.
Evert nachylił się nad Jerkiem i powtórzył:
– Wychodzimy.
Kiedy wreszcie nieokrzesani goście opuszczali ich dom, Sven obserwował ich przez okno. Evert, niczym szofer, otworzył i zaraz zamknął drzwi za Jerkiem i Hansem. Sven wiedział, że więcej niż uprzejmości było w tym chęci upewnienia się, że odjadą tak szybko, jak to tylko możliwe, zanim przyjdzie im do głowy upomnieć się o deser.
Bus