Piętno mafii. Piotr Rozmus

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 27

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Piętno mafii - Piotr Rozmus

Скачать книгу

przez co uzupełniali się wzajemnie. Konikiem Svena były dachy i w kwestii dekarskiej to on miał najwięcej do powiedzenia. Jerk zajmował się elektryką, Hans hydrauliką, z kolei Evert… całą resztą. Miał wrodzoną smykałkę do tworzenia drewnianych konstrukcji. Jako jedyny dostał się na studia i – mimo że ich nie ukończył – robił własne projekty. Zrealizowali kilka zamówień na ich podstawie, choć w przeważającej mierze stawiali domy według cudzych wizji. Evert miał nadzieję, że kiedyś to się zmieni, a ich usługi przyjmą jeszcze bardziej kompleksowy charakter. Póki co to on miał decydujący głos przy wyborze zleceń. Raz zdarzyło się, że podczas budowy Evert dość mocno zaingerował w projekt, proponując klientom kilka rozwiązań, które przypadły im do gustu do tego stopnia, że odrzucili pierwotny zamysł i poprosili Everta, aby stworzył dla nich coś zupełnie nowego. W tamtym czasie nieźle się pożarli. To znaczy Jerk, Hans i Evert. Mieli do niego pretensje, że przez nieplanowaną zmianę stoją z robotą. I w gruncie rzeczy tak właśnie było, bo przez miesiąc, kiedy on ślęczał nad rysunkami, oni musieli łapać jakieś dorywcze zlecenia. Jedynym, który nie miał pretensji, był Sven.

      Z reguły podczas wyjazdów wynajmowali wspólne mieszkanie, ewentualnie mały domek. Jednak egzystowanie pod jednym dachem z Jerkiem i Hansem, delikatnie rzecz ujmując, nie należało do najłatwiejszych. Po ciężkiej robocie Sven chciał odpocząć, zalegnąć na łóżku i za pośrednictwem Skype’a dowiedzieć się, jak minął dzień Judith i Björnowi. Tymczasem Jerk albo Hans, którzy zdążyli już wychylić kilka browarów, zazwyczaj mieli inne pomysły na spędzenie reszty wieczoru. Jeżeli nie oglądali meczu, drąc się przy tym wniebogłosy, to sprowadzali do domu jakieś przypadkowo poznane w barze kobiety, które – w większości – były panienkami lekkich obyczajów. Nieraz podczas rozmów z Judith Sven musiał się tłumaczyć z dobiegających zza ściany stęknięć i stukotu podskakującego łóżka.

      Dlatego wracając do domu, Sven cieszył się na myśl, że wreszcie będzie mógł się porządnie wyspać. Wiedział jednak, że nie stanie się to pierwszej nocy. Musieli z Judith nacieszyć się sobą nawzajem. Kochali się jak opętani, rozmawiali do późna, a potem… znowu się kochali. Tuż przed ósmą rano drzwi do ich sypialni otwierały się z cichym skrzypnięciem i Björn, nie pytając o zgodę, wskakiwał do łóżka i sadowił się dokładnie między nimi. Tak też było i tym razem. Kiedy Sven uniósł jedną powiekę, przez szparę w drzwiach dostrzegł twarz syna. Uśmiechnął się, a dla Björna był to wystarczający znak. Chłopiec wskakiwał do łóżka z rozpędu, niczym do basenu, a Sven obowiązkowo musiał sprawdzić, czy mały nadal ma gilgotki. Cała trójka zaśmiewała się do łez. Judith kładła głowę na piersi męża i wpatrywała się w ich syna. Była szczęśliwa.

      – Tato, pójdziemy dzisiaj do lasku? – zapytał Björn i w zasadzie nie musiał nic więcej dodawać. Wiedzieli, jaki byłby cel ewentualnej wyprawy.

      – Jasne, przecież obiecałem.

      Na twarzy malca rozkwitł wielki uśmiech.

      – A może pójdziecie jutro? – zaproponowała Judith, ujmując Björna za rękę. – Tata jest zmęczony po pracy. Na pewno chciałby dzisiaj odpocząć.

      Uśmiech zniknął w okamgnieniu. Chłopiec nie protestował jednak, tylko wbił wzrok w śnieżnobiałą pościel.

      – Pójdziemy dzisiaj. – Sven poklepał syna po kolanie. – Ostatnio zrobiliśmy miecze i strzały. Po moim powrocie mieliśmy zabrać się za tarcze. – Spojrzał porozumiewawczo na żonę. – Nigdy nie wiadomo, kiedy wróg zaatakuje. Musimy być gotowi.

      – No tak – roześmiała się Judith. – Ale dopiero po śniadaniu.

      Chłopiec energicznie przytaknął ruchem głowy, na powrót się uśmiechając.

      – No i wcześniej musimy narąbać trochę drewna do kominka – dodał Sven. – Podczas mojej nieobecności zużyliście prawie wszystko.

      – Coś jeszcze zostało – sprostował Björn.

      – Zrobimy tak. – Sven wymierzył w syna palec wskazujący. – Przyniesiesz parę szczap, a my z mamą przygotujemy śniadanie.

      – A potem?

      – A potem pójdziemy do lasu, cwaniaczku. Znajdziemy jakiś pieniek i odetniemy kawałki na tarcze. Zgoda?

      – Zgoda! – Mały zeskoczył z łóżka i pobiegł do drzwi, jednak zatrzymał go głos matki.

      – Tylko się przebierz. Chyba nie zamierzasz wyjść na dwór w piżamie?

      Pospieszne kiwnięcie głową i już go nie było. Kiedy zostali sami, Judith ponownie przytuliła się do męża, pocałowała go w policzek i położyła głowę na jego piersi.

      – Jak tak dalej pójdzie, niebawem poprosi, żebyście zbudowali łódź.

      – Wiem, że jest to nieuniknione, ale wcześniej… – Sven gwałtownie i bez większego wysiłku przerzucił żonę na bok i przywarł do niej całym ciałem, a Judith aż pisnęła – Mam zamiar przeżyć w spokoju pełen uniesień poranek!

      Roześmiała się, ale po chwili szturchnęła Svena w ramię i wyskoczyła z łóżka.

      – Nie ma mowy. Musisz wytrzymać do wieczora. Björn zaraz wróci. Chyba nie chcesz, żeby nas przyłapał?

      Obserwował, jak jego żona wkłada na swe idealne nagie ciało atłasowy szlafrok. Była piękna. Po tych wszystkich wspólnie przeżytych latach i ciąży nic się w tej kwestii nie zmieniło.

      – Idę zrobić śniadanie – oznajmiła. – Co powiesz na jajecznicę?

      – Brzmi doskonale.

      Judith wyszła z sypialni. Sven opadł na poduszki i wbił spojrzenie w sufit. Czuł się znakomicie. Był w domu, jedynym miejscu na ziemi, w którym pragnął być. Gdyby to od niego zależało, nigdy by się stąd nie ruszał. Na myśl o kilku najbliższych tygodniach czuł niewysłowioną radość.

      Przymknął oczy. Nawet nie zauważył, kiedy zmorzył go sen. Przeraźliwy, sprawiający mu niemal fizyczny ból krzyk żony sprawił, że obudził się natychmiast.

      – Sven!

      Poderwał się jak oparzony, gorączkowo rozglądając się za bokserkami. Wkładał je w biegu. Wpadł do kuchni, ale tu nikogo nie było. Poczuł chłód i natychmiast skierował się w stronę wyjścia.

      – Judith? Judith?!

      Stała boso na zewnątrz, przytrzymując poły szlafroka, które rozwiewał wiatr. Wzrokiem gorączkowo przeszukiwała otoczenie…

      – Gdzie się podział Björn?! – zapytał, obejmując ją ramieniem.

      – Nie wiem.

      Najpierw zauważył porozrzucane drwa, potem usłyszał warkot silnika. Kilkaset metrów dalej ciemne auto gnało przez lasek Björna.

      – Dzwoń na policję! – polecił. Sam wbiegł do domu, ale po chwili był już z powrotem.

      Judith stała jak zahipnotyzowana,

Скачать книгу