Piętno mafii. Piotr Rozmus
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 17
– Mamo, będzie dobrze, słyszysz?
Pokiwała głową. Otarła policzki wierzchem dłoni. Pomógł jej wstać.
– Napijesz się herbaty? Przemokłaś. Pewnie zmarzłaś. Idź się przebierz. Wykąp się, jeśli chcesz, a ja wstawię wodę na herbatę, okej?
Stała pod prysznicem od dobrych dziesięciu minut. Woda była tak gorąca, że aż parzyła, ale Marta zdawała się tego nie czuć. Jeśli wcześniej próbowała nad sobą panować, teraz pozwoliła, aby łzy popłynęły z całą siłą. Tu nie musiała się trzymać, nie musiała niczego udawać. Oczami wyobraźni widziała, jak ona i dzieci wjeżdżają po schodach centrum handlowego. Widziała, jak Agnieszka wymierza bratu cios w głowę za jakąś niewybredną uwagę, której teraz Marta nie potrafiła sobie przypomnieć. Słyszała swój głos i to pytanie, które rozbrzmiewało echem w jej głowie:
– O której będziesz w domu?
– Około dwudziestej trzeciej – odpowiedziała Agnieszka.
– Niezła próba, ale masz być z powrotem najpóźniej o dwudziestej drugiej.
Gdyby mogła cofnąć czas, nie zważając na protesty, wsadziłaby ją do samochodu, przywiozła do domu, zamknęła drzwi na cztery spusty i otworzyła, gdy córka skończy trzydzieści lat. Ale czasu nie można było cofnąć.
Marta niechętnie zakręciła wodę. Wyszła spod prysznica. Zawiązała na głowie turban z ręcznika i przetarła dłonią zaparowane lustro. Zobaczyła Adama stojącego za jej plecami i wstrzymała oddech. Czasami skradał się niepostrzeżenie, kiedy była w łazience. Przytulał ją mocno i szeptał do ucha słowa przeprosin. „Wybacz, że znów musiałem zostać dłużej w pracy”. Zdarzało się, że wciągał ją z powrotem pod prysznic, gdzie kochali się namiętnie, tak żeby dzieci nie słyszały albo po prostu sam brał kąpiel, opowiadając przy tym, jak mu minął dzień. Tak bardzo chciała, aby tu był. By zapytał: „Co słychać?”. Mogłaby się rozbeczeć i rzucając mu się w ramiona, wyjaśnić, że ich córka jeszcze nie wróciła. On wsiadłby w samochód i przywiózł Agnieszkę do domu, już po drodze decydując o dożywotnim szlabanie. Ale Adama nie było… Jego odbicie stawało się coraz bardziej niewyraźne, aż do momentu, gdy lustro ponownie zaczęło parować. Po chwili zniknęło zupełnie. Marta opatuliła się szlafrokiem i zeszła na dół.
– Herbata już prawie ostygła. – Bartek postawił kubek na stole w salonie.
– Nie szkodzi.
– Jesteś głodna? Może zrobię kanapkę?
Uśmiechnęła się.
– Nie, głuptasie. Dziękuję. A ty?
– Odrobinę.
– Odgrzeję kurczaka, jeśli chcesz. Zostało jeszcze trochę.
Po kolacji Bartek dorzucił do kominka. Płomień ożył i w pokoju zapanowało przyjemne ciepło. Usiedli na kanapie. Nie rozmawiali wiele. Fifi wskoczyła Marcie na kolana i niedługo potem już spała. Po niespełna pół godzinie w jej ślady poszedł Bartek. Marta zasnęła tuż nad ranem.
Głośny dźwięk telefonu wyrwał ją ze snu. Marta sięgnęła po aparat gwałtownie, przy okazji wybudzając Bartka. Kiedy zrozumiała, kto dzwoni, rozczarowana opadła na kanapę. Wpatrywała się długo w wyświetlacz, zastanawiając się, czy powinna odebrać. Za długo. Telefon w końcu ucichł.
– Kto to? – Bartek przecierał zaspane oczy.
Fifi zeskoczyła na podłogę. Nagłe poruszenie było dla niej oczywistym sygnałem, że nadszedł czas na załatwienie najważniejszych porannych potrzeb.
– Babcia.
– Dlaczego nie odebrałaś?
– Może nie powinnam jej na razie nic mówić?
– Przecież i tak się dowie. Przychodzi do nas w każdą sobotę.
Bartek miał rację. Sobotnie wizyty jej matki stały się już tradycją.
– Wiem…
Telefon zadzwonił ponownie.
– Cześć, mamo. – Chwila przerwy. – Nie, nie obudziłaś mnie. Co? Nie, nie jestem chora… tylko. Czy coś się stało? – Marta wstała i wskazała na drzwi. Bartek miał wypuścić Fifi na dwór. Potem podeszła do okna kuchennego i obserwowała, jak pies hasa pomiędzy tujami w poszukiwaniu ulubionego miejsca. – W zasadzie tak… Ale obiecaj, że nie będziesz panikować – powiedziała Marta i pomyślała: „Dobre sobie. I kto to mówi?”. – Agnieszka nie wróciła na noc do domu. Nie mogę się do niej dodzwonić.
Reakcja była taka, jakiej się spodziewała. Musiała na chwilę oderwać słuchawkę od ucha. Jej matka krzyczała. Marta przetarła oczy.
– Tak, mamo, zgłosiłam to na policję. Nie musisz od razu przyjeżdżać. Jest ze mną Bartek… Dobrze, mamo, jak chcesz. Dziękuję. Czekamy na ciebie. – Zakończyła połączenie i natychmiast wybrała numer Agnieszki. „Abonent niedostępny…” Rzuciła telefon na kuchenny blat. Po chwili sięgnęła po niego ponownie i tym razem wybrała numer Zofii Wysockiej. Bartek, który niedawno wrócił z Fifi, obserwował, jak jego matka przemierza salon tam i z powrotem. Widział, jak posępnieje, kiedy okazało się, że kobieta nie odbiera.
– Nie mogę w to uwierzyć! – krzyknęła Marta, jeszcze zanim zakończyła połączenie.
– Nie sądzę, żeby matka Anki specjalnie się zamartwiała. Chyba zdążyła przywyknąć – ocenił Bartek.
– Jak to? – Marta przyglądała się synowi uważnie.
– Anka chyba dość często balowała poza domem.
Bartek odłożył smycz Fifi. Suczka była zmarzlakiem. Nigdy nie zostawała na dworze dłużej niż to konieczne.
– Skąd wiesz?
– Mamo, żyjemy w czasach Facebooka. Aga pewnie nie raz chciałaby się z nią wyszaleć, ale wiedziała, że się nie zgodzisz.
– I myślisz, że teraz postanowiła wyrwać się bez pozwolenia?
– Nie wiem. Być może. – Bartek wzruszył ramionami.
Marta widziała oczami wyobraźni swoją córkę leżącą w czyimś domu, upitą do nieprzytomności albo odurzoną narkotykami.
– Boże – powiedziała, chwytając się za głowę. – Ja zwariuję…
Trudno było jej uwierzyć, że Agnieszka bez jej zgody wybrała się na całonocną imprezę.