Piętno mafii. Piotr Rozmus

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 15

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Piętno mafii - Piotr Rozmus

Скачать книгу

wybieg w długiej, białej kreacji sięgającej kostek. Na jeszcze innych Agnieszka pozowała do jakiegoś kalendarza. Marta odrzuciła telefon. Kolejny raz skryła twarz w dłoniach. Przez chwilę nabrała ochoty, aby zadzwonić do Uli lub Ewy… A najlepiej do obu. Odrzuciła jednak ten pomysł, gdy tylko zerknęła na zegarek. 00:17. Jej przyjaciółki albo spały, albo oglądały jakiś film wtulone w swoich mężów. Biła się z myślami jeszcze przez kilka minut. W końcu chwyciła komórkę i wybrała numer taxi.

      Kiedy wchodziła po schodach, mała Fifi próbowała dotrzymać jej kroku. Drzwi pokoju Bartka były uchylone, a przez szparę sączyło się blade światło. Jej syn nadal grał. Ponownie bezceremonialnie ściągnęła mu słuchawki z głowy.

      – Co znowu…? Już się miałem kłaść, tylko…

      – Jadę na policję. Ty zostaniesz w domu. Gdyby pojawiła się Agnieszka, masz mi natychmiast dać znać.

      Chłopak wyglądał na przestraszonego. O ile wcześniej nie do końca brał słowa matki na poważnie, o tyle teraz najwyraźniej zmienił zdanie.

      – Okej… – wymamrotał. – Ale mamo, myślisz, że to dobry…

      – I daruj sobie te słuchawki. Nie będziesz słyszał, jeśli twoja siostra wróci do domu.

      Bartek obserwował, jak matka znika za drzwiami, a wraz z nią ich pies. Ponownie nasunął na głowę słuchawki, aby powiedzieć kolegom, że na dzisiaj rozgrywka jest skończona. Wyłączył komputer i podbiegł do okna, by zobaczyć, jak jego matka wsiada do taksówki. Kiedy samochód ruszył, w ciemności po drugiej stronie ulicy zabłysły światła innego auta. Bartek widział, jak stary volkswagen zjeżdża z krawężnika i rusza za taryfą.

***

      Gdy Marta wysiadła z samochodu, nie zaczekawszy na resztę, której bez zbędnego pośpiechu poszukiwał taksówkarz, zdążyło się rozpadać na dobre. Ściągnęła mocniej poły płaszcza i pobiegła w stronę komendy.

      Ciężkie drzwi zamknęły się za nią z głośnym trzaskiem, co ściągnęło wzrok dyżurującego policjanta. Włosy lepiły się Marcie do twarzy. Odgarnęła je szybkim ruchem.

      – Dobry wieczór – powiedziała. – Chciałabym zgłosić zaginięcie córki…

      Policjant był raczej małomówny. W wywiadzie nie wykraczał specjalnie poza standardowe pytania, na które Marta odpowiadała bez wahania. Ile miał podobnych zgłoszeń? Pewnie dziesiątki miesięcznie. Córka nie wróciła do domu? Aha. Poszła z przyjaciółką do kina. Jak długo się spóźniają? Prawie trzy godziny? Dobrze. Skrzętnie wszystko notował, nie patrząc jej w oczy dłużej, niż to konieczne. Skrupulatnie zapisywał dane dotyczące wyglądu zewnętrznego Agnieszki. Próbował nie dać tego po sobie poznać, ale zapewne myślał dokładnie to samo co matka Anki: przesadza pani, po prostu zabawiły gdzieś na imprezie i…

      – Ja nie przesadzam. – Powiedziała na głos ni z tego, ni z owego Marta.

      – Słucham? – Policjant wyglądał na zaskoczonego.

      – Przepraszam. Jakie było pana ostatnie pytanie?

      – Pytałem o znaki szczególne. Czy pani córka ma jakieś blizny, tatuaże?

      Marta już miała zaprzeczyć, kiedy przypomniała sobie jedną z pierwszych sesji zdjęciowych córki. Agnieszka miała pozować w kostiumie kąpielowym.

      – Ta plama wszystko psuje – żaliła się tamtego dnia. – Wstydzę się rozebrać…

      – Przestań dramatyzować – uspokajała ją Marta. – Tylko dodaje ci uroku. A poza tym to nie żadna plama, tylko znamię. Wiesz, jak się na to mówi pieszczotliwie…?

      – Myszkę – odparła Marta, wracając do rzeczywistości.

      – Co takiego? – zapytał młody policjant.

      – Myszkę. Takie znamię. Tak się na to mówi. Agnieszka ma je od urodzenia. Na udzie, tuż nad prawym kolanem. Przypomina mapę Włoch. Wie pan, wygląda jak pantofelek… – Marta urwała, widząc dziwne spojrzenie policjanta, który w końcu pokiwał głową i zaznaczył coś w formularzu. Mapa Włoch… Przypomniała sobie, jak próbowała przekonać Agnieszkę, że jej znamię to znak, że kiedyś zrobi wielką karierę, o której tak marzy. Właśnie we Włoszech, kolebce wielkich domów mody.

      – Czy nosi okulary, soczewki, aparat słuchowy?

      Marta mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Okulary, aparat słuchowy? Jej córka robiła aferę z powodu prawie niewidocznego znamienia. Każda z wymienionych przez policjanta rzeczy w jej mniemaniu zrujnowałaby jej karierę modelki.

      – Nie.

      – Choruje przewlekle? Przyjmuje jakieś leki?

      – Nie.

      Na kilka kolejnych pytań Marta również odpowiedziała przecząco.

      – Jak córka zachowywała się przed wyjściem?

      – To znaczy?

      Policjant ściągnął usta.

      – Była podenerwowana? Może się panie pokłóciłyście? A może pokłóciła się z kimś z rodziny?

      Wyobraźnia Marty przypomniała obraz przedrzeźniających się dzieci. Niewinne sprzeczki między rodzeństwem, o których nie zamierzała wspominać.

      – Nie – odparła.

      – A jaki miała nastrój? Co mówiła? Wspominała coś o swoich planach?

      Marta odetchnęła głęboko.

      – Już mówiłam. Była wesoła, pogodna. Cieszyła się na wieczór z przyjaciółką. Chciały pójść do kina, a potem na zakupy. Najpóźniej o dwudziestej drugiej miała być w domu.

      Funkcjonariusz znowu pokiwał głową. Robił tak za każdym razem, gdy Marta udzieliła odpowiedzi. Pewnie machinalnie, odruchowo. Na początku nie zwracała na to uwagi, teraz działało jej to na nerwy. Zniecierpliwiona odpowiadała na kolejne pytania. Kiedy wywiad wreszcie dobiegł końca, musiała uzupełnić w formularzu swoje dane osobowe.

      – Co dalej? – zapytała, przesuwając kartkę w stronę policjanta.

      – Ma pani fotografię córki?

      – Najbardziej aktualną w telefonie. – Położyła komórkę na biurku. – Może pan ją skopiować?

      Znowu to nieznośne skinienie głową. Funkcjonariusz podłączył smartfon do komputera i po chwili obrócił monitor w stronę Marty.

      – Proszę wybrać najbardziej aktualne i odpowiednie zdjęcie.

      Marta posłuchała. Na wskazanej przez nią fotografii twarz Agnieszki była doskonale widoczna. Jej córka uśmiechała się od ucha do ucha, a blond włosy opadały jej na ramiona. Była szczęśliwa i piękna. Marta poczuła, jak coś w niej pęka… Do oczu znowu napłynęły jej łzy, coś

Скачать книгу