Piętno mafii. Piotr Rozmus

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 16

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Piętno mafii - Piotr Rozmus

Скачать книгу

prawami, mówi pan?

      Mężczyzna wciąż się jej przyglądał z pogodnym wyrazem twarzy. Tym razem nie przytaknął ruchem głowy. Marta była mu za to wdzięczna.

      – Pewnie ma pan rację. Modlę się, aby tak było… Jest pan ojcem? – zapytała po chwili, czym wyraźnie zaskoczyła policjanta.

      – Nie. Jeszcze nie…

      – Więc proszę wybaczyć, ale nie jest pan w stanie zrozumieć, co czuje matka, kiedy jej dziecko nie wraca na noc do domu.

      Mężczyzna milczał.

      – Co dalej? Zaczniecie jej szukać?

      – Natychmiast. Rysopis i dane pani córki trafią do wszystkich jednostek patrolujących miasto. Zostaną wszczęte procedury poszukiwawcze. Sprawdzimy szpitale i… – Policjant zawahał się, jakby w obawie, że powie więcej, niż powinien. – Wszystkie informacje za chwilę wprowadzę do ewidencji, a za pani zgodą – do portalu internetowego Komendy Głównej Policji. Pani córka się odnajdzie. Proszę nie tracić nadziei. Zrobiła pani wszystko, co należy. Proszę teraz wrócić do domu, być może ona już tam na panią czeka. Gdyby tak się stało, proszę niezwłocznie nas poinformować.

      Marta powoli podniosła się z krzesła.

      – A co, jeśli nie?

      – Proszę czekać. Skontaktujemy się z panią.

      8

      Anka leżała na łóżku, nie mogąc się poruszyć. Odgłosy muzyki, śmiechy, głośne rozmowy – wszystko zniknęło. Otaczały ją cisza i ciemność, a wewnątrz rozrywał ból. Pierwsze dwa pozwalały jej stwierdzić, że wciąż żyje i że została sama. Wsłuchiwała się w szaleńcze bicie własnego serca i czuła, jak ból rozrywa jej ciało. Nie umiała dokładnie go zlokalizować. Bolało ją wszędzie. Tam w środku najbardziej. Ciemność przyprawiała ją o szaleństwo. Wciąż żywe obrazy nie chciały opuścić jej głowy. Były tak wyraźne, jakby to wszystko nadal trwało. Słyszała ich śmiechy, charczenie, przyspieszone oddechy, okrzyki, kiedy dopingowali się wzajemnie. Widziała pukle różowych włosów klauna kontrastujące z jego trupiobladą twarzą, duży czerwony nos i żółte, wykrzywione w uśmiechu gumowe zęby, kiedy wdzierał się w nią raz za razem. Potem w jego miejscu pojawił się małpiszon. Przez dziurki w czarnej masce wpatrywały się w nią oczy wychodzące z orbit. Do jej uszu dochodziły stłumione sapnięcia i charakterystyczne odgłosy, kiedy goryl napierał brzuszyskiem na jej uda. Potem był wampir i jeszcze inni. Przewrócili ją na brzuch. Złapali za włosy. Mogła wtedy zobaczyć Agnieszkę i tego człowieka pochylającego się nad nią. Jak miał na imię? Maks. Tak, Maks. Nagle poczuła ból, jakiego nie czuła nigdy wcześniej. A kiedy nie była w stanie już go znieść, jej umysł zrobił to, co do niego należało. Wyłączył zasilanie.

      Anka nie mogła przełknąć śliny, bo wciśnięto jej coś do ust. Nie mogła poruszyć rękoma, bo przewiązano je do wezgłowia łóżka. Od pasa w dół była kompletnie naga. Poruszyła delikatnie nogami. Przypłaciła to mocnym ukłuciem bólu, ale przynajmniej wiedziała, że chociaż one nie zostały skrępowane. Jednak co z tego, kiedy i tak nie mogła… Zamarła, usłyszawszy wyraźne skrzypnięcie na schodach. Zaraz po nim nastąpiło kolejne. Ktoś się zbliżał. Czuła, jak zalewa ją panika, a do oczu zaczynają napływać łzy. Jakiś głos w jej głowie krzyczał, że to jeszcze nie koniec, że koszmar zacznie się na nowo i będzie trwał, będzie trwał tak długo, aż… Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i do środka wpadł prostokąt żółtego światła. Jasna plama najpierw rozlała się na ścianie, potem po podłodze, aż w końcu dotarła do łóżka, na którym leżała. Zmrużyła oczy. Widziała jedynie cień stojący w drzwiach. Tak bardzo chciała krzyczeć. Zaczęła się szarpać, walić nogami o materac i wtedy drzwi się zamknęły. Znowu absolutna ciemność, jej przyspieszony oddech i kroki.

      – Przestań – usłyszała nad prawym uchem. Nie zmierzała słuchać, więc powtórzył: – Przestań!

      Poczuła, jak łapie ją za nogi, próbując je unieruchomić. Stawiała opór jeszcze przez chwilę, ale potem on odezwał się znowu:

      – Chcesz żyć? – zapytał.

      Boże, cóż to było za pytanie? Pragnęła tego z całych sił. Chciała wykrzyczeć to głośno i wyraźnie, ale zamiast tego z jej ust wydarły się jedynie rzężenie i mamrotanie.

      – To posłuchaj, co powiem, i rób, co każę.

      Rozpoznała ten głos. Na początku nie była pewna. Teraz nie miała wątpliwości. To był Kuba. Poczuła dreszcze. Oddychała ciężko przez nos. To przez niego się tu znalazły! Gdzie była Agnieszka?! Anka poczuła, jak łzy spływają jej po policzkach.

      – Impreza się skończyła. Wszyscy śpią, rozumiesz?

      Pokiwała głową w ciemności. Czuła jego oddech na twarzy.

      – Ale mogą się zaraz obudzić i na pewno do ciebie wrócą. – Przysunął się jeszcze bliżej. Klęczał teraz przy łóżku, jakby szykował się do odmówienia modlitwy. – Musisz wiedzieć, że nie chodzi tu o ciebie, tylko o twoją koleżankę. To na niej im zależy.

      Anka chłonęła kolejne słowa, nic nie rozumiejąc.

      – Musisz o niej zapomnieć.

      Kiedy wypowiedział ostatnie zdanie, zaczęła energicznie kręcić głową. Złapał ją za brodę. Bolało. Bardzo.

      – Posłuchaj mnie! Oni cię zabiją, rozumiesz? Nie jesteś im potrzebna. Jesteś skutkiem ubocznym, którego pozbędą się, gdy tylko się obudzą. Masz wybór. Żyć albo umrzeć.

      Pisnęła. Znów pokiwała głową, dając do zrozumienia, że już podjęła decyzję.

      – Mądra dziewczynka. Za chwilę cię rozwiążę. Po cichu zejdziemy na dół. Pobiegniesz w stronę lasu. Po trzech kilometrach powinnaś dotrzeć do drogi. Zapomnisz o tym, co tu się wydarzyło. Jeśli nie, jeżeli zrobisz jakieś głupstwo, oni cię znajdą i zabiją. Ciebie i twoją rodzinę. Możesz mi wierzyć. Film z wczorajszej zabawy trafi do sieci i zobaczy go każdy. Wszyscy stwierdzą, że byłaś zwykłą dziwką i sama tego chciałaś. A tak przecież kończą wszystkie dziwki, prawda? Za porcję dobrych prochów dadzą się pokroić. Zapomnij o swojej koleżance. Ona już nie wróci. Gdy będą o nią pytać, powiesz, że nie masz pojęcia, co się wydarzyło. Niczego nie pamiętasz.

      Zamilkł, jakby chciał dać jej odrobinę czasu na ostatnie przemyślenia.

      – Gotowa? – zapytał po chwili.

      Znowu pokiwała głową i zaraz potem poczuła, jak to, co wciśnięto jej do ust, znika.

***

      Marta przekroczyła próg domu i oparłszy się o drzwi, na krótką chwilę przymknęła oczy. Odgłos bosych stóp na schodach sprawił, że na powrót je otworzyła. Przez kilka wyjątkowo długich sekund wpatrywali się w siebie bez słowa w nadziei, że któreś z nich powie coś, co sprawi, że koszmar się skończy, zanim na dobre zdąży się zacząć. Matka i syn. Wyczekujące spojrzenia i nieznośna

Скачать книгу