Piętno mafii. Piotr Rozmus
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 13
– Nie bądź taka niedotykalska. Znam takie jak ty. Niby grzeczna dziewczynka, ale ja wiem, czego naprawdę chcesz…
Kiedy pokonywali kolejne schody, jej stopy praktycznie ich nie dotykały.
– Na górze jest impreza, której nigdy nie zapomnisz…
Próbowała walczyć, szarpała się ostatkiem sił, lecz czuła, jakby jej ciało krępowały grube liny. Nie mogła się ruszyć, nie mogła oddychać. Zdawało jej się, że kogoś minęli w ciemnym korytarzu. Ten ktoś nawet nie zareagował.
Maks otworzył drzwi. W pokoju było kilkanaście osób. Na wielkim łóżku leżała Anka. Ktoś zdzierał z niej ubranie. Dwóch mężczyzn przytrzymywało jej ręce. Inny zaklejał jej usta taśmą. Agnieszka na ułamek sekundy uchwyciła spojrzenie przyjaciółki. Przez ten krótki moment, mimo wypitego alkoholu, jej wzrok wyostrzył się na tyle, by dostrzec w oczach Anki przerażenie, jakiego nie widziała jeszcze nigdy w życiu. Maks pchnął ją w jej stronę. Wylądowała na miękkim materacu. Natychmiast dopadły ją silne ręce. Odwróciły ją na plecy. Ściągały spodnie. Widziała wampira, małpiszona, klauna i Maksa. Stał nad nią uśmiechnięty.
– A nie mówiłem, że niebawem nie będziesz się musiała martwić o strój? – zapytał, odpinając klamrę paska.
7
Marta jeszcze ściślej opatuliła ramiona szalem i patrzyła zniecierpliwiona, jak Fifi szuka miejsca pod jedną z tuj, aby załatwić potrzebę.
– Pospiesz się – popędzała psa. – Zimno mi.
Chihuahua najwyraźniej bezbłędnie odczytała sugestię swojej pani, bo natychmiast przysiadła na mokrej trawie.
– Dobra dziewczynka. Chodź do domu, bo przemarzniemy na kość.
Pies posłusznie pobiegł w jej stronę. Marta już zamierzała otworzyć drzwi, ale przystanęła na chwilę z ręką na klamce. W ich ulicę skręciło auto. Ostre światła raziły w oczy i Marta nie była pewna, ale wydawało jej się, że to taksówka. Zerknęła na zegarek. Dziesięć po dziesiątej. Uśmiechnęła się pod nosem. Dziesięć minut spóźnienia to nie tragedia. Bywało gorzej, znacznie gorzej. Czasami Agnieszka spóźniała się nawet godzinę. Zdarzało jej się wcześniej wysłać esemesa z przeprosinami, ale i tak dostawała solidną reprymendę. Fifi zaczęła się niecierpliwić tym, że drzwi są wciąż zamknięte, i zaskomlała cicho. Marta w końcu jej uchyliła.
– No, biegnij, mała. Ogrzej się trochę. Pani poczeka na Agnieszkę…
Taksówka zatrzymała się dwa domy wcześniej. Wysiadła z niej dziewczyna. To nie była jej córka.
Mężczyzna siedział w samochodzie co najmniej od dwóch godzin i zdążył nieźle przemarznąć. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie odpalić silnika, zmuszając go do wykrzesania z siebie odrobiny ciepła. Szybko jednak doszedł do wniosku, że stary motor może nie sprostać zadaniu. Już dawno powinien kupić nowe auto. Stać go było na najbardziej luksusowe, wyposażone w ogrzewanie webasto i inne udogodnienia. Powinien również zmienić mieszkanie. Kto wie, może nawet kupić mały przytulny domek gdzieś na uboczu? Za każdym razem, gdy o tym myślał, jakiś głos w jego głowie pytał: „Po co?”. I mężczyzna nigdy nie znajdował dobrej odpowiedzi. Dlatego wciąż jeździł starym gratem i mieszkał w norze na szóstym piętrze, w samym centrum Szczecina. Czterdziestopięciometrowe mieszkanie opuszczał codziennie jedynie po to, aby kupić mleko i chleb. Nie musiał nawet schodzić na dół, by wynieść śmieci, bo w klatce schodowej znajdował się zsyp, z którego i tak korzystał wyjątkowo rzadko. Kiedy podnosił jego klapę ostatnim razem, z ciemnej gardzieli spojrzały na niego świecące ślepia. Mężczyzna nie miał pojęcia, jak szczur zdołał się wdrapać tak wysoko po niemal całkowicie płaskiej powierzchni. Słyszał, że sąsiedzi uskarżają się na obecność dzikich lokatorów i między innymi dlatego wnioskują o likwidację zsypu. On jednak nie miał nic przeciwko szczurom. Prawdę powiedziawszy, czasami wolał towarzystwo gryzoni niż własnego gatunku. Wrzucił śmieci w ciemną otchłań i delikatnie zamknął właz tak, aby nie strącić futrzanego kolegi. Po chwili usłyszał odgłos pazurków ślizgających się po blasze. Najwyraźniej szczur zamierzał odwiedzić sąsiadów mieszkających jeszcze wyżej. Ponoć szczury miały niesamowity węch. Być może wyczuł zapach świeżego sera?
– Przykro mi, przyjacielu, u mnie tylko mleko i chleb – szepnął mężczyzna pod nosem tamtego dnia i obiecał, że następnym razem zadba, by w lodówce było trochę sera.
Wyjątek stanowiły piątki. Wtedy mężczyzna opuszczał mieszkanie na dłużej, tak jak dzisiaj. Podjeżdżał pod dom Makowskich, gdzie siedział przez kilka godzin, obserwując przez okno krzątające się postaci. Czasami śledził białą toyotę i kiedy wreszcie cała rodzina była już w domu, on wyciągał telefon i wysyłał wiadomość. Krótką i zwięzłą: Wszystko w porządku.
Drzwi domu się otworzyły i mężczyzna obserwował, jak kobieta wypuszcza na zewnątrz małego psa. Po chwili suczka wróciła do środka, ale jej właścicielka wciąż stała w miejscu, zapatrzona w reflektory nadjeżdżającego auta. Mężczyzna wychwycił w bocznym lusterku ich oślepiający blask. Zmrużył oczy. Kiedy samochód odjechał, kobieta wróciła do domu. Czekała na córkę. Było już po dwudziestej drugiej. Mężczyzna wiedział, że cała rodzina powinna być o tej porze w domu. Dzisiaj było inaczej. Wyciągnął telefon. Archaiczny model Nokii. Chciałby napisać to, co zawsze, i wrócić do domu. Może po drodze kupiłby kawałek sera, żeby zachęcić nowego przyjaciela do wizyty? Ale nie mógł tego zrobić, ponieważ na razie a b s o l u t n i e n i c n i e b y ł o w p o r z ą d k u.
Marta pierwszy raz sięgnęła po komórkę dwadzieścia minut później. Żadnej wiadomości. Żadnego nieodebranego połączenia. Wybrała numer Agnieszki. Nienaturalny głos poinformował ją, że abonent jest niedostępny. Z jednej strony była wściekła, z drugiej czuła, jak zalewa ją fala niepokoju. Ktoś mógłby powiedzieć, że przesadza, a spóźnienia to naturalna rzecz u nastolatków. Telefon pewnie się rozładował. Ale to ona przed rokiem przeżyła najgorszą noc w swoim życiu. I od tamtej pory każdej kolejnej modliła się, aby nic takiego już się nie powtórzyło.
Kręciła się po kuchni tam i z powrotem. Nastawiła wodę na herbatę. Kiedy ta w końcu się zagotowała, Marta nawet nie zareagowała. Spojrzała na wyświetlacz mikrofalówki. 22:47. Nerwowo przygryzła wargę. Fifi wpatrywała się w nią badawczo, wyczuwając jej niepokój. Marta stała tak z rękami założonymi na piersi, a czas płynął nieubłaganie… 22:51, 22:53, 22:55. Poszła na górę. Fifi pobiegła za nią. Pchnęła drzwi pokoju syna. Bartek siedział tyłem do niej, oświetlony niebieskawą poświatą monitora. Na uszach miał słuchawki. Od czasu do czasu mówił coś do mikrofonu. Prowadził jakąś wojenną rozgrywkę z kolegami. Marta w potoku słów wychwyciła przekleństwo. Podeszła bliżej. Zerknęła na obraz monitora, na który właśnie spadały krople krwi. Bartek najwyraźniej został postrzelony…
– Kurwa! – krzyknął jej syn.
Ściągnęła mu słuchawki. Wzdrygnął się.
– O rany, mamo!