Piętno mafii. Piotr Rozmus
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 14
– Ale niechcący skasowałam jej numer.
– Agi jeszcze nie ma?
Marta pokręciła głową.
– Nie odbiera?
– Jest poza zasięgiem.
– Pewnie poszły na jakąś imprezę. Chyba ktoś tu dostanie szlaban. I bardzo dobrze. Ja bym…
– Dobra, przestań się wymądrzać – przerwała. – Wracaj do gry, ale o północy masz być w łóżku.
– Co? Przecież dziś piątek.
– Nieważne. Nie chcę, żebyś potem pół soboty odsypiał. – Już miała odejść, ale zerknąwszy na komputer, wpadła na pomysł. – Może znajdziemy numer do rodziców Anki w internetowej książce telefonicznej?
Bartek przewrócił oczami.
– Mamo, kto w tych czasach ma telefon stacjonarny? Daj spokój. Możemy spróbować skontaktować się z nią przez Facebooka.
– Z Anką?
– No tak. Poczekaj chwilę. Mam ją w znajomych.
Przyglądała się, jak Bartek loguje się do serwisu, wpisując hasło, a potem wchodzi na profil Anki.
– Nic z tego. Niedostępna. Ostatnio była osiągalna kilka godzin temu.
– Cholera.
Bartek spojrzał na matkę z chytrym uśmiechem.
– Po co te przekleństwa?
– To nie przekleństwo.
– Mam jeszcze jeden pomysł.
– Jaki?
– Może rodzice Anki mają konto?
– Szukaj.
– Ale może to jednak za wcześnie? – zawahał się. – To tylko godzina spóźnienia. Może nie róbmy jej siary?
– Szukaj, powiedziałam.
Posłuchał.
– Mama Anki ma chyba na imię Zofia. – Wpisał w wyszukiwarkę Zofia Wysocka. Kobiet o takimi imieniu i nazwisku na Facebooku było całe mnóstwo. Ograniczył poszukiwania do Szczecina i wśród kilkunastu zdjęć rozpoznał uśmiechniętą twarz brunetki, starszej o dwadzieścia kilka lat wersji Anki. – Dobra, jest. – Chwycił za telefon. – Połączymy się przez Messengera. Będzie szybciej. Sprawdzimy tylko, czy jest dostępna. – Przez krótką chwilę wpatrywał się w telefon. – Okej, była aktywna przed kilkunastoma minutami. Mogę wysłać wiadomość albo…
– Dzwoń.
Bartek przyłożył do ucha telefon i wsłuchując się w dźwięk sygnału, spoglądał na matkę. Miał zamiar oddać jej komórkę, gdy tylko usłyszy głos tej babki. Nie zamierzał robić sobie wstydu. Po tym, co stało się z ojcem, mama miała tendencję do przesady. I oto mieli kolejny przykład takiej akcji. Oderwał telefon od ucha tak gwałtownie, jakby ten nagle zaczął parzyć.
– Halo? Witam, dobry wieczór. Z tej strony Marta Makowska, mama Agnieszki. – Marta zaczęła krążyć po pokoju syna. – Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale…
Bartek założył na uszy słuchawki. Wysłuchał pretensji kumpli, że wstrzymuje rozgrywkę. Korciło go, żeby wcisnąć resume i powrócić do gry. Ostatecznie postanowił poczekać jeszcze kilka minut, by usłyszeć, jak zakończy się sprawa z matką Anki. Rzucił kilka słów do mikrofonu i ponownie zdjął słuchawki z uszu.
– Rozumiem, ale miały iść do kina i ewentualnie na jakieś zakupy… – usłyszał, jak matka przedstawia tamtej kobiecie skrócony plan wieczoru ich córek. Najwyraźniej i ona nie widziała powodu do niepokoju w godzinnym spóźnieniu. – Gdyby postanowiły pójść dokądś jeszcze, Aga na pewno dałaby mi znać. Czy mogłaby pani po prostu zadzwonić do Ani i sprawdzić, co się dzieje? – Marta nie przestawała krążyć po pokoju. Zatrzymała się, podniosła z podłogi sportowe spodenki syna i zastygła z nimi na wysokości jego twarzy. Jej spojrzenie mówiło: „Dlaczego nie wrzuciłeś ich do prania?”. Bartek wzruszył ramionami. Odrzuciła brudną garderobę pod drzwi. – Dobrze, bardzo proszę o kontakt. Ma pani mój numer, prawda? Świetnie, a więc czekam… – Rozłączyła się i oddała synowi telefon. – Nie wiem, jak można mieć takie podejście – powiedziała, patrząc na Bartka. – Mam wrażenie, że tej kobiecie nie przeszkadzałoby, nawet gdyby dziewczyny wróciły nad ranem.
– Mamo, nie wszyscy zamartwiają się tak jak ty, wiesz? A poza tym faktycznie, to tylko godzina. Agnieszka zaraz pewnie wróci, co nie znaczy, że nie powinnaś dać jej szlabanu i…
Zadzwonił telefon Marty.
– Tak? – Bartek znał to rozbiegane i przestraszone spojrzenie matki. Nie wróżyło niczego dobrego. – Też ma wyłączony telefon? Nie, coś musiało się stać… – Zawiesiła głos. Najwyraźniej inicjatywę przejęła matka Anki, bo Marta milczała przez dłuższą chwilę, słuchając uważnie. – Proszę pani, obie mają wyłączone telefony. To trochę zbyt duży zbieg okoliczności – odezwała się wreszcie. – Spóźniają się od godziny i… – Marta zerknęła na monitor komputera – piętnastu minut. Jeżeli nie wrócą do północy, dzwonię na policję. – Cisza. Do głosu znowu musiała dojść tamta. – Nie, proszę pani, nie przesadzam. Po prostu się martwię i szczerze przyznam, że dziwię się, że tak to pani bagatelizuje. – Kolejna pauza. – Proszę mnie powiadomić, gdyby w tym czasie Ania się do pani odezwała. Tak jak powiedziałam, jeżeli do północy nie dadzą znaku życia, dzwonię na policję. Dobranoc. – Wściekła wcisnęła telefon do kieszeni. – Co z niej za matka?! – Odwróciła się na pięcie i zgarniając po drodze spodenki syna, wyszła z pokoju.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, Bartek wrócił do gry.
Kiedy minęła północ, Marta wciąż siedziała w fotelu, wpatrując się w płomień dogorywający za szybą kominka. Fifi cichutko pochrapywała na jej kolanach. Marta chwyciła telefon i raz jeszcze wybrała numer córki. „Abonent niedostępny…” Nie dosłuchała do końca. Cisnęła aparatem w przeciwległy kąt pokoju. Obudowa rozpadła się na dwie niemalże równe części, wypluwając z siebie prostokątną baterię. Fifi obudziła się przerażona i spojrzała na swoją panią wielkimi, nierozumiejącymi ślepkami.
– Co mam robić, Fifi? – zapytała Marta.
Suczka przechyliła łebek w lewo.
– Co mam robić?!
Pies zeskoczył z kolan i oddalił się na bezpieczną odległość. Marta schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Minęło dobre kilka minut, zanim doszła do siebie na tyle, żeby podnieść się z fotela i pozbierać szczątki telefonu. Złożyła go, ale na ekranie widniało cienkie, długie pękniecie. Kiedy