Droga do kariery. Laura Iding
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Droga do kariery - Laura Iding страница 7
Napotkała świdrujące spojrzenie ciemnych oczu Jake’a. Odgadła, że myśli o tamtym poranku. Czy minęły zaledwie dwa dni? Wydawało się jej, że to było o wiele dawniej. W innym życiu. Przez jedno mgnienie żałowała, że nie mogą znowu być tylko dwojgiem ludzi, którzy spotkali się w barze.
– Tak, widok na jezioro zapiera dech w piersiach – przyznał lekko schrypniętym głosem.
A może jej się tylko tak zdawało? W końcu są dorośli, potrafią zachować się profesjonalnie.
Brzęczyk pagera skrócił jej tortury.
– Wzywają mnie na OIOM. Muszę biec – wyjaśniła.
– Dlaczego nie zadzwonisz i nie zapytasz, o co chodzi? Może się okazać, że niepotrzebnie odrywają cię od jedzenia.
Ale ona musiała uciec od niego, chociażby po to, by nie zwariować. Ucieszyła się więc, że ma pretekst.
– Chodzi o Turkowa. Ciśnienie spadło.
Jake spoważniał.
– Wezwij mnie, gdybyś czegoś potrzebowała. Później do niego zajrzę.
– Oczywiście.
Czy miała inne wyjście? W końcu to on jest tutaj szefem. Hannah ugryzła ostatni kęs kanapki, szybko odstawiła tacę i wybiegła z bufetu. Na plecach czuła spojrzenie Jake’a. Dopiero w windzie odetchnęła z ulgą. Da radę. Potrafi traktować Jake’a jak szefa. Nie ma wyboru.
Koło północy straciła rachubę, do ilu chorych wzywano ją przez pager. Na szczęście miała notatki i prawie w każdym przypadku mogła podjąć skuteczne działania.
Zgodnie z przewidywaniami Jake’a dopiero o drugiej nad ranem mogła pójść do dyżurki. Wyciągnęła się na kozetce i zamknęła oczy. Godzina. Koniecznie chciała chociaż jedną godzinę pobyć w spokoju i samotności.
O drugiej czterdzieści pięć zabrzęczał pager. Na oddział ratunkowy przywieziono nowego pacjenta w stanie ciężkim. Odpowiedzialność spoczywająca na jej barkach była przytłaczająca, ale w końcu o tym zawodzie marzyła, odkąd jako trzynastolatka trafiła do szpitala z atakiem wyrostka robaczkowego. Lekarka, która ją operowała, doktor Marilee McDaniel, była niesamowita. Po tygodniu Hannah przysięgła sobie, że w przyszłości będzie taka jak ona.
Ale żeby to marzenie spełnić, musi ciężko pracować. Zwlokła się z kozetki, zimną wodą obmyła twarz. Czterdzieści pięć minut to prawie godzina, nie?
Na ratunkowym zastała już Jake’a. Nie wyglądał nawet w połowie na tak zmęczonego jak ona.
– Co z nim? – spytała cicho.
– Zespół Ehlersa-Danlosa. Zetknęłaś się z podobnym przypadkiem? – Zespół Ehlersa-Danlosa? Hannah poczuła kompletną pustkę w głowie. – Nie? – Zawód w głosie Jake’a dotknął ją do żywego. – Proponuję, żebyś poszperała w podręcznikach. To rzadka choroba genetyczna.
Hannah spojrzała na pacjenta, przystojnego chłopaka, na oko dwudziestolatka, który wił się z bólu.
– Proszę podać dilaudid przez pompę infuzyjną – Jake zwrócił się teraz do pielęgniarki. – I czekam na wynik tomografii komputerowej. Cito.
Hannah zmobilizowała wszystkie siły, żeby się skoncentrować. Czytała o tej chorobie, na pewno. Gorączkowo szukała w pamięci i znalazła.
– Zespół Ehlersa-Danlosa to nadmierna elastyczność skóry i ruchomość stawów. Najcięższa jest postać naczyniowa – recytowała – czyli nieprawidłowości budowy naczyń, które mogą powodować pękanie i rozwarstwianie ścian tętnic i samoistne powstawanie przetok naczyniowych. Również tętniaków.
– Dobrze. – W spojrzeniu Jake’a dostrzegła błysk uznania. – Niestety u naszego pacjenta, Christophera Melbourne’a, chorobę stwierdzono w wieku siedmiu lat.
Siedmiu lat!
– To cud, że jeszcze żyje.
– Owszem. Obawiam się jednak, że bóle w podbrzuszu wskazują na pęknięcie tętniaka.
Hannah poczuła ucisk w dołku. Pęknięcie tętniaka oznacza śmierć.
– Można go operować?
– Nie. Za duże ryzyko. Wszystkie naczynia są tak słabe i kruche, że przeszczep tkanki jest niemożliwy. Długo chodził z tętniakiem aorty. Żaden chirurg nie podjął się interwencji.
– To co możemy dla niego zrobić?
Jake spojrzał na Hannah z nieskrywanym smutkiem.
– Obawiam się, że nic. Możemy tylko zadbać o to, żeby umierając, nie cierpiał.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Jake z poczuciem bezradności wpatrywał się w wyniki tomografii komputerowej Christophera. Nigdy w życiu nie widział tętniaka podobnych rozmiarów. Operacja była wykluczona. Chłopak zmarłby mu na stole. Dla chirurga nie ma tragiczniejszego doświadczenia niż śmierć młodego pacjenta podczas operacji. Nie, stanie obok i przyglądanie się, jak umiera, było jeszcze gorsze.
Potarł brodę, westchnął i podszedł do Christophera. Hannah właśnie kończyła badanie chorego.
– Potwierdziłem pęknięcie tętniaka aorty brzusznej. – Zniżył głos, by chłopak go nie słyszał. – Musimy go przetransportować na OIOM.
– Pani doktor… – odezwał się Christopher – zawiadomiliście mojego ojca?
Hannah pochyliła się nad nim i wzięła go za rękę. Jake już wcześniej zauważył, że często dotykała chorych. W ten sposób szybko nawiązywała z nimi bardzo dobry kontakt i zdobywała ich zaufanie.
– Tak. Jest już w drodze.
– To dobrze – szepnął Christopher i zamknął oczy.
Jego twarz znowu wykrzywił grymas bólu.
Hannah z rozpaczą spojrzała na Jake’a. W odpowiedzi na jej nieme pytanie pokręcił głową. Gdyby miał moc dokonywania cudów, wykorzystałby ją. Ale Christopher umierał. Jego los nie spoczywał już w rękach lekarzy.
Właśnie gdy mieli przetransportować chłopaka na OIOM, do szpitala dotarł jego ojciec, Allen Melbourne.
– Chris, dobrze się czujesz?
– Tato – szepnął Christopher i wyciągnął rękę. – Dobrze, że jesteś. Ból jest silny. Naprawdę bardzo silny.
Jake poczuł na sobie pytający wzrok pana Melbourne’a i pospiesznie zapewnił:
– Cały