Kocham cię na niby. Kat Cantrell
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kocham cię na niby - Kat Cantrell страница 7
Oczy się jej zaszkliły. Ta praca to jej pasja.
– W takim razie przeniesiemy kolację na jutro – oznajmił Lucas.
Trudno, mama musi to zaakceptować. Z niepokojem myślał o przyszłości, wierzył jednak, że cała ta mistyfikacja ma sens. Postara się, aby rodzice za bardzo nie przywiązali się do Cii. Tak, Cia potrzebuje męża i rozwodu, a on kontraktu na Manzanares oraz miłej żony, aby poprawić swój wizerunek po skandalu z Laną.
Cia skinęła głową. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku.
– Dziękuję.
Nagle poczuł się dumny, że uczestnicząc w tej farsie, przyczyni się do powstania czegoś wartościowego.
– Chodź. – Objął Cię. – Brawo. Tym razem nawet się nie wzdrygnęłaś.
Wprowadził ją do kuchni, gdzie stały nietknięte pudła. Nie ruszał ich z obawy, że wstawi mikser do szafki przeznaczonej na garnki lub odwrotnie.
Większość rzeczy kupionych przez Amber znikła, ale kilka zostało, choćby miska na owoce, którą Amber wypatrzyła na targu. Matthew musiał ją przeoczyć. Po niespodziewanej śmierci bratowej nawet Lucas nie mógł sobie znaleźć miejsca, a co dopiero biedny wdowiec.
Pod wieloma względami jego małżeństwo z Cią będzie prostsze niż małżeństwa zawierane z miłości. Oboje z góry wiedzą, ile będzie trwało. Po sześciu miesiącach rozstaną się bez łez, bez żalu i pretensji.
– Cały czas czynimy postępy – dodał. – Ty obiecałaś nie krytykować mnie za moje dawne podboje, a ja obiecuję konsultować z tobą nasze plany na wieczór. Reszta pójdzie jak z płatka. Musisz tylko udawać, że mnie kochasz równie mocno jak swoją pracę.
Cia mruknęła coś pod nosem i zaczerwieniła się. Nie potrafiła udawać. Może to i lepiej, pomyślał. Nie miała najłatwiejszego charakteru. Właściwie powinien się z tego cieszyć. Bo gdyby była nie tylko piękna, ale i do rany przyłóż, pewnie usiłowałby złamać jedną z zasad, które wspólnie ustalili. Lepiej jednak, aby ich związek pozostał platoniczny.
Seks to komplikacje, a tych mądrzej się wystrzegać. Musi przede wszystkim myśleć o tym, co chce osiągnąć, czyli zrewitalizować WFP. Ale pragnął również pomóc Cii. Byli partnerami w interesach: chciał przyczynić się do jej sukcesu, pomóc spełnić jej marzenia.
Spędziła kilka godzin w kuchni, rozpakowując pudła, ale zanim skończyła, musiała jechać do schroniska. Nieprawda, specjalnie wyszła wcześniej, by odpocząć od Lucasa. Nie miała pojęcia, jak wytrzyma w tym domu dzisiejszą noc. A także jutrzejszą i kolejne.
Klamka zapadła, nie ma odwrotu.
Do nowego domu kazała przewieźć meble z sypialni, odzież, drobiazgi. Od dziś mieli mieszkać razem. Jutro pójdą na kolację do jego rodziców, a w poniedziałek po południu spotkają się w budynku sądu, by złożyć przysięgę małżeńską.
Cia Wheeler. Tak się będzie nazywała. Nie powinna być małostkowa i rwać włosów z głowy, w końcu Lucas miał tylko ten jeden warunek.
Powtarzała więc w myślach i na głos swoje nowe nazwisko, usiłując do niego przywyknąć, a w wolnych chwilach zapisywała je na karteczkach, samo i z imieniem: Wheeler, Cia Wheeler, Dulciana Alejandra de Coronado y Allende Wheeler.
Tak minął wieczór. W schronisku zjawiła się kolejna zmiana wolontariuszy. Przed wyjściem Cia poszła sprawdzić, jak się czuje Pamela Gonzalez.
Dwa tygodnie temu odebrała telefon z oddziału ratunkowego. Pojechała do szpitala, by porozmawiać z Pamelą, której partner złamał rękę, i przywiozła ją do schroniska. Samym ofiarom niełatwo było tu trafić; schronisko nie reklamowało się. I słusznie, bo do drzwi dobijaliby się mężowie i kochankowie z żądaniem, aby personel zwrócił im ich żony.
Pamela zapewniła swoją wybawczynię, że czuje się dobrze i świetnie dogaduje się z trzema współlokatorkami. Nie mając nic więcej do roboty, Cia wróciła do nowego domu, który od dziś dzieliła ze swoim przyszłym fikcyjnym mężem.
Kierując się do sypialni, minęła pokój Lucasa. Widząc zamknięte drzwi, odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, czy Lucas specjalnie je zamknął czy niechcący, ale to nie miało znaczenia. Położyła się do łóżka i spała kamiennym snem aż do rana.
Gdy rano wyłoniła się z sypialni, Lucasa już nie było. Zjadła śniadanie, włączyła na cały regulator muzykę i przystąpiła do rozpakowywania reszty pudeł. Lucas wrócił po godzinie. Zastał Cię w salonie: siedziała na podłodze, porządkując książki. Na jego widok ściszyła radio: wspólne życie wymaga kompromisów.
– Wstałaś… – Usiadł spocony na kanapie. Miał na sobie szorty i T-shirt z nazwą uniwersytetu. – Mam nadzieję, że cię nie obudziłem? Starałem się być cicho.
– Nie, nie obudziłeś. Zwykle śpię dłużej, kiedy pracuję do późna. A ja mam nadzieję, że nie obudziłam cię wczoraj wieczorem?
– Nie. Wkrótce poznamy swoje przyzwyczajenia.
– A propos poznania… – Wstała z podłogi, odczekała chwilę, bo nogi jej zdrętwiały, po czym przeszła do drugiej kanapy ustawionej pod kątem prostym do tej, na której Lucas siedział. – Znalazłam w internecie zestaw pytań, jakie władze imigracyjne zadają cudzoziemcom, którzy starają się o zieloną kartę. Trzymaj, to nam pomoże lepiej się poznać.
Patrzył na nią jak na dziwnego robaka pod mikroskopem.
– No co? Musimy przekonać wszystkich, że się kochamy.
– W ten sposób? Ucząc się na pamięć nazwy kremu do golenia?
– Pytania dotyczą różnych rzeczy, nie tylko nazw kremów czy perfum. Na przykład: po której stronie łóżka sypia twój partner? Gdzie się poznaliście? Jak według ciebie mamy się czegoś o sobie dowiedzieć?
Powiódł wzrokiem po liście pytań.
– Rozmawiając przy kolacji. Umawiając się na randki.
– Oszalałeś? Jakie randki? Kiedy? Przyjęcie u twoich rodziców jest dziś.
– Ale oni nie zapytają, po której stronie łóżka śpimy.
– To prawda, ale mogą spytać, gdzie się poznaliśmy. Albo dlaczego tak nagle postanowiliśmy wziąć ślub. I gdzie zamierzamy jechać w podróż poślubną. Zerknij do kwestionariusza, wszystko tu jest.
– Czuję się jak w szkole – mruknął, odgarniając z czoła mokre włosy. – Jakbym się uczył do egzaminu. Co będzie, jeśli nie zdam?
– Wtedy mój dziadek nabierze podejrzeń, ja nie uzyskam dostępu do swoich pieniędzy, kobiety, którym pomagam, nie będą miały gdzie się ukryć przed mężami brutalami,