Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 6
– Kurwa, Sed! – wrzasnął.
Widziałem, że płacze. Ja nawet nie miałem siły płakać. Mój świat właśnie runął w gruzy. Policja od razu zablokowała wszystkie drogi wylotowe z Aspen, przeszukała cały hotel, sprawdziła kamery. Łatwo znaleziono nagranie i upewniono się, że to właśnie Scott stał za tym wszystkim. Doskonale było widać, jak wchodzi do hotelu, wjeżdża na piętro i wkracza do apartamentu. Dlaczego ona otworzyła mu drzwi? Na nagraniu widać Rebekę uchylającą niepewnie drzwi i to pierwszy raz, kiedy umarłem. Ostatnia chwila, w której widziano ją żywą i całą. Scott spędził w apartamencie dosłownie pięć minut. Nie wiadomo jednak, co zaszło w środku. Kamera zarejestrowała, jak mężczyzna wychodzi przebrany w policyjny mundur i wynosi na rękach nieprzytomną Rebekę, po czym kładzie ją na hotelowym wózku na bagaż i okrywa prześcieradłem. Zjeżdża w podziemia hotelu, ładuje bezwładne ciało mojej ukochanej na tylne siedzenie jakiegoś starego forda i odjeżdża. Miejskie kamery jednak są zamontowane do granic miasta i trop urwał się na wylotówce w lesie. Policja od razu się tam udała. Przy drodze znaleziono tego forda, więc sukinsyn przesiadł się do innego samochodu. Rebeki w środku nie było. Umarłem wtedy po raz drugi.
***
Za każdym razem, gdy o tym myślałem, zadawałem sobie miliardy pytań. Dlaczego? Dlaczego to właśnie jej przytrafiło się to wszystko? Wolałem umrzeć i wziąć na siebie całe cierpienie, by tylko oszczędzić jej kolejnych krzywd. Nie potrafiłem jej uchronić, obronić ani odseparować od całego zła tego świata. Kto ma taką moc? Jak miałem żyć ze świadomością, że to wszystko przeze mnie? Nic, co złe, nigdy nie powinno jej spotkać, a ona od dzieciństwa cierpiała. Najpierw wyrodna matka i jej kochanek, który molestował Rebekę, potem śmierć babci, trudności w szkole, wyjazd do Los Angeles, który miał odmienić jej życie. I odmienił… Poznała sukinsyna myślącego, że wszystko jest takie proste. Nie znałem prawdziwego życia i miłości, dopóki nie poznałem Rebeki. Z Karą wszystko było takie proste… Zbyt proste i zbyt banalne. Rebeka od początku była inna. Nie rozumiałem tego i to właśnie tak cholernie mnie w niej pociągało. Nie chodziło jedynie o ciało i fizyczność. Ona miała w sobie coś, co sprawiło, że chciałem być lepszy. Lepszy dla niej… ale nigdy, przenigdy nie chciałem jej skrzywdzić. Kurwa! Musiałem wyjść z sali, by opanować emocje. Moja chora zazdrość i tęsknota doprowadziły do tego wszystkiego. Jak miałem nie być o nią zazdrosny? Była taka piękna, a wokół niej kręciło się tylu facetów. Ona miała świadomość, jaka jest atrakcyjna? Nie wiem, kurwa, naprawdę nie wiedziałem, co o sobie sądziła, i teraz mogłem sobie gdybać. Fakt był taki, że spieprzyłem.
Noc spędzona z Laną… Ja pierdolę! Naprawdę nie pamiętałem, co tam się wydarzyło. Obudziłem się tamtego poranka u jej boku z kompletną dziurą w głowie. Jeśli z nią spałem… Boże! Wzdrygnąłem się i brzydziłem własnego ciała, jeśli faktycznie do tego doszło. Jak mogłem dotknąć innej kobiety? Zdjęcia mówiły same za siebie i to, że w klubie nas poniosło… tego się nie wypierałem, choć tego także nie pamiętałem. Byłem tak pijany, że nawet nie wiem, jak znalazłem się z nią w hotelowym pokoju. Lana zarzekała się, że spędziliśmy upojną noc, ale nie chciało mi się w to wierzyć. Byłbym aż takim idiotą? Kurwa, Mills… Jeśli pieprzyłeś się z Laną, to jesteś największym sukinsynem na świecie. Tylko jak miałem dowiedzieć się prawdy? Tego, jak było naprawdę? Jeśli Lana kłamała, to jak mogłem udowodnić swoją niewinność? Byłem świadomy, że skoro pragnę odzyskać Rebekę, to muszę dowiedzieć się wszystkiego, co faktycznie się wtedy wydarzyło, inaczej nie miałem po co zbliżać się do niej. Planowałem, że gdy tylko się obudzi, zacznę dochodzić prawdy, by móc postawić ją przed wyborem. I albo wybaczy mi moje zachowanie i da szansę, albo znienawidzi, a wtedy dam jej spokój. Łączyły nas dzieci, ale jeśli ona nie będzie w stanie zostać ze mną, to nie miałem zamiaru jej zmuszać. Nie miałem prawa niczego jej nakazywać. Tak naprawdę przychyliłbym jej nieba, jeśli tylko bym mógł.
Przytknąłem czoło do zimnej szyby drzwi jej sali i spojrzałem na nią.
– Wróć do mnie, skarbie… Wróć do mnie – wyszeptałem sam do siebie, powstrzymując łzy.
Zanim wszedłem do środka, musiałem się uspokoić. Nie chciałem, by moje nerwy i emocje udzielały się Rebece i maluchom. Wiem, że oni, cała trójka, odczuwają mój lęk i niepokój. Dlatego Chloe i Charlie tak często popłakują. Pielęgniarka właśnie zabrała dzieci na salkę obok, a ja, przysunąwszy krzesełko, usiadłem i tak jak zwykle położyłem głowę na miękkim materacu obok dłoni Rebeki. Spojrzałem na nią i ucałowałem każdy opuszek palca po kolei.
– Wróć do mnie, maleńka. Wróć do nas… – powtórzyłem te słowa po raz miliardowy. Nie usłyszałem odpowiedzi, jej dłoń nawet nie drgnęła i jedynie pikające maszyny dawały mi pewność, że ona żyje, że jest tu ze mną, tylko po prostu śpi. Może mnie słyszy? Zmęczony zamknąłem oczy i próbowałem chociaż na chwilę usnąć. Sen jednak nie przyniósł ukojenia. Znowu ten koszmar…
Rebeka wyrywa się z moich ramion i ucieka, jakby się mnie bała. Biegniemy przez las, ona przyspiesza, a ja nie mogę jej dogonić. Krzyczę, by się zatrzymała, że to ja, żeby się nie bała, ale nie reaguje. Biegnie jak w amoku, ubrana jedynie w białą koszulę. Z lasu nagle wpadamy jakby w szpitalny korytarz. Poraża mnie jasne, oślepiające światło i przez chwilę kompletnie nic nie widzę. Dostrzegam Rebekę biegnącą w stronę drzwi na samym końcu korytarza. Wchodzi do środka, a ja przyśpieszam, by ją dogonić. W ostatniej chwili łapię klamkę drzwi, za którymi zniknęła, a tu panuje kompletna ciemność. Ciemność i pustka, a mojej Rebeki nie ma…
Obudziłem się cały mokry i przerażony. Serce łomotało mi w piersi tak mocno, że ledwo mogłem złapać oddech. Spojrzałem na Rebekę i poczułem ogromną ulgę, widząc, że spokojnie spała. Nigdzie nie odeszła… po prostu spała.
– Sedricku, powinieneś jechać do domu, odpocząć. – Usłyszałem nagle głos Jamesa. Odwróciłem się i ujrzałem jej ojca stojącego w drzwiach sali.
– Nie. Nie ma mowy… – odpowiedziałem i wstałem. Poprawiłem Rebece poduszkę, po czym pogładziłem delikatnie jej policzek.
– Siedzisz tu już czwarty dzień. Zamęczysz się… – Podszedł do mnie i również przyjrzał się naszej Śpiącej Królewnie.
– Nigdzie się stąd nie ruszę!
– Sedricku… – James położył dłoń na moim ramieniu.
– Muszę przy niej być. Ona może się obudzić w każdej chwili!
– Zadzwonię do ciebie, jeśli cokolwiek się zmieni. Prześpij się chociaż kilka godzin…
– Nie! – Wstałem gwałtownie i spojrzałem na niego. Łzy napłynęły mi do oczu z tej jebanej bezsilności. – Nie było mnie przy niej całą ciążę, musiała radzić sobie sama. Daj mi być przy niej teraz! – warknąłem.
– Nie pomożesz jej w ten sposób.
– Nie pozwolę, by znowu mnie przy