Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner страница 8

Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner

Скачать книгу

w ciele pięknej, cudownej kobiety. Przetarłem twarz dłonią, by podjąć w końcu tę decyzję. Wiedziałem, że kościół jest pełen gości. Matki moja i Kary zaprosiły połowę Hollywood, przybyła też prasa, no bo jak by inaczej. Zadałem sobie jedno najważniejsze pytanie. Jak bardzo skrzywdzę Karę, jeśli teraz wyjdę? Nie chciałem jej ranić. Jest, jaka jest, ale nie zasłużyła na nic złego. Chciałem budzić się przy niej do końca życia? Chciałem, by była matką moich dzieci?

      – Sed, jeszcze krawat. – Do pomieszczenia wszedł Erick. Zawsze mnie śmieszy, gdy chłopaki zakładają garnitury. Ja miałem typowy czarny smoking z czarną koszulą i kremowym krawatem, który właśnie podawał mi Walter.

      – Erick, odwołaj to wszystko. Ja wychodzę. – Ruszyłem do drzwi, a on stanął jak wryty.

      – Co?!

      – Wychodzę. Jadę znaleźć tamtą dziewczynę.

      – Tę striptizerkę, o której gadałeś wczoraj resztę wieczoru?! – Podszedł do mnie. Był zaszokowany, ale nie ukrywał zadowolenia. Nigdy nie lubił Kary i to głównie on zawsze mi powtarzał, że nie powinienem z nią być.

      – Tak, dokładnie ją.

      – Wiesz, że będzie z tego niezłe gówno? – Uśmiechnął się szeroko. Wiedziałem, że mam w nim pełne wsparcie.

      – Wiem, stary, ale mam to w dupie. Przeproś Karę i jej matkę. Może kiedyś zrozumieją…

      Objąłem go z całej siły. To mój najlepszy przyjaciel od zawsze. Nigdy się na nim nie zawiodłem i wiem, że najbardziej żałuje tej całej sytuacji, która wyszła z Karą. Pieprzyła się też z nim, ale ja go rozumiem. Sam wciągnąłem go w ten cały trójkąt, a ona potem to wykorzystała. Nie mam do niego żalu, do żadnego z chłopaków nie mam żalu. Nawet do Simona.

      – Przywieź ją do hotelu, jak uda ci się ją spotkać. Chętnie poznam to cudo. – Uśmiechnął się. To był uśmiech numer pięć Ericka Waltera. Nasze fanki padają od tego jak muchy od muchozolu.

      – Muszę ją znaleźć! Gdzie moje kluczyki? – Rozejrzałem się po pomieszczeniu.

      – Jedziesz swoim?

      – Tak. Nie będę czekał na taksówkę. – Chwyciłem pęk kluczy z komody i wyszedłem.

      – Sed! – zawołał za mną Erick.

      – Co?

      – To najlepsza decyzja, jaką mogłeś podjąć! – Pokazał mi środkowy palec. Zawsze tak robił w geście uznania. Uznania dla mnie, bo dla innych wiadomo, co to oznacza.

      – Pieprz się, Walter! – zaśmiałem się głośno i wyszedłem bocznym wyjściem.

      Widziałem swojego ojca i Jess stojących przy głównym wejściu do kościoła. Ojciec zrobił wielkie oczy, widząc, że idę na parking zamiast do nich. Nie ruszył jednak za mną. Doskonale wiedział, że ten cały ślub to pomyłka. Mimo odległości w jego oczach też widziałem uznanie. Gorzej będzie z matką, ale jakoś sobie z nią poradzę. Wsiadłem do mojego astona martina i ruszyłem szybko.

      Klub, w którym tańczy mój anioł, mieści się prawie na drugim końcu Los Angeles. Dojechałem tu po prawie półtorej godziny przedzierania się przez to pieprzone miasto. Moja komórka zaczęła dzwonić, gdy tylko wyjechałem z terenu kościoła. Dzwoniły na zmianę Kara i nasze matki. Spojrzałem na wielką nazwę klubu nad wejściem i błagałem w myślach, by ONA tam była. Skoro wczoraj miała wieczorną zmianę, to dziś po południu równie dobrze może jej po prostu nie być w pracy. Wziąłem głęboki oddech, minąłem w wejściu dwóch rosłych karków i wszedłem. Od razu ją zauważyłem! Znowu tańczyła na głównej scenie, tym razem też w jakimś stroju z piórami, ale to nie ten, co wczoraj. Mimo to znowu mnie powaliła. Wyglądała dokładnie tak, jak zapamiętałem. Usiadłem dyskretnie w rogu sali, by się jej jeszcze chwilę poprzyglądać i pomyśleć, co mam jej w ogóle powiedzieć. Jej blondwłosa towarzyszka na scenie zdjęła stanik, a ja wyszczerzyłem się szeroko, bo w takim razie słodka nieznajoma też zaraz to zrobi. Okręciła się zgrabnie na rurze i nagle spojrzała na mnie. O kurwa! Zaparło mi dech w piersi. Anioł zatrzymał się i przestał tańczyć układ, wpatrując się we mnie. Tak! To jest moja szansa. Wstałem szybko i ruszyłem w stronę sceny. Patrząc wprost na nią, pokazałem palcem, by się do mnie pochyliła. Koleżanka popchnęła ją delikatnie, by właśnie to zrobiła. Uśmiechnąłem się, bo widziałem, że była zaskoczona i chyba zawstydzona. Kurwa! Padła na kolana i zaczęła wić się do mnie w tak cholernie seksowny sposób, że w spodniach zrobiło mi się ciasno. Usiadła na brzegu sceny, dokładnie naprzeciwko mnie, i rozłożyła szeroko nogi. Nie patrzyłem jednak nigdzie indziej niż w te cudownie niebieskie oczy.

      – Tańczysz prywatnie? – zapytałem. To jedyne, co przyszło mi do głowy. No kurwa, Mills! Mogłeś wymyślić coś innego.

      – Zależy dla kogo… i za ile. – Patrzyła na mnie z dystansem.

      – Chodzi o prywatny taniec, ale nie tutaj – dodałem, rozglądając się po lokalu.

      – Nie tańczę poza klubem – odpowiedziała zirytowana. Nie wyglądało to za dobrze. Kurwa, Mills, wymyśl coś.

      – Podaj cenę, jestem w stanie wiele zapłacić. – No to wymyśliłem.

      – Przykro mi, nie tańczę poza klubem. – Zmarszczyła brwi. Ja pierdolę, co za idiota ze mnie.

      – Jeśli zmienisz zdanie, zadzwoń – spróbowałem w taki sposób. Wyjąłem wizytówkę i wsadziłem jej za materiał ślicznych majteczek. Kurwa! Zerwałbym z niej te majtki szybciej, niż myśli. Może mnie chociaż rozpoznała? Z bliska była jeszcze piękniejsza. Mimo scenicznego makijażu widać tę delikatną urodę.

      – Nie zmienię zdania. – Usłyszałem irytację w jej głosie. Oddała mi wizytówkę, wkładając ją do kieszeni mojej marynarki. Dobra! Drugie podejście.

      – Naprawdę mogę zapłacić dużo.

      – Ile? – zapytała, unosząc brwi. Chodzi jej tylko o kasę? No tak! Mogłem się domyślić.

      – Tysiąc dolarów? – odpowiedziałem, a ona zaczęła się śmiać. – Dwa tysiące? – dodałem, nie rozumiejąc, co ją bawi. Za mało?

      – Za tyle znajdziesz sobie porządną dziwkę w niedalekim burdelu, podać ci adres? – burknęła wściekła. Okej! Już rozumiem. Uraziłem ją. Czyli jest nadzieja!

      – Nie chodzi mi o seks, tylko o taniec – wytłumaczyłem, a ona uniosła jedną brew. Była zaskoczona, ale i chyba zafascynowana. Oj, nieważne! Była przepiękna.

      – Rebeka, złaź ze sceny! – krzyknęła nagle jakaś kobieta z końca sceny. Mój anioł odwrócił się i zrobił przestraszoną minę.

      – Przepraszam, mój występ się skończył. – Zerwała się na równe nogi i ruszyła w kierunku kobiety, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić, by ją zatrzymać. Bez zastanowienia chwyciłem ją za szczupłą kostkę. Miała taką miękką i ciepłą skórę. Pisnęła zaskoczona i spojrzała na mnie.

      – Zastanów

Скачать книгу