Na szczycie. K.N. Haner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na szczycie - K.N. Haner страница 41

Na szczycie - K.N. Haner

Скачать книгу

to gdzieś. Kara zawsze ją przysyła, gdy wszystko się wali, ale teraz nie dam się ugłaskać.

      – Ona naprawdę jest w ciąży, prawda?

      – Tak, ale to na pewno nie moje dziecko.

      – Skąd masz pewność?

      – Bo jest w piątym tygodniu.

      – No i co z tego?

      – Nie byliśmy w łóżku od ponad trzech miesięcy.

      Otworzyłam szeroko usta.

      – Rozumiem. To znaczy nie rozumiem, ale to wiele wyjaśnia.

      – Odkąd się dowiedziałem, że sypiała z chłopakami, nie mogłem… nie mogłem się przemóc, by jej dotknąć w ten sposób.

      – Nie musisz się tłumaczyć, Sed.

      – Nie muszę, ale chcę, byś mi uwierzyła. To nie moje dziecko i ona doskonale o tym wie.

      – Więc dlaczego to zrobiła?

      – A jak myślisz? To oczywiste, że chce cię zniechęcić, i obawiam się, że to dopiero początek. W branży aż huczy od plotek, wszyscy mówią o tym, czym się zajmowałaś, i będą pewnie szukać jakichś brudów. Błagam, powiedz mi, że nic nie znajdą.

      – To znaczy? – spojrzałam zaskoczona.

      – Że nie ma jakichś kompromitujących zdjęć, filmów albo czegoś takiego…

      – Nie można było robić zdjęć w klubie ani nagrywać występów.

      – Żadnego romansu z klientem? Czegokolwiek…

      – Sed, nie! Nie ma niczego takiego. To była tylko praca, nie świadczyłam usług po godzinach, tak jak niektóre z dziewczyn, jeśli o to ci chodzi.

      – Przepraszam, ale nie chcę, by ktoś cię ranił. Wiem, jaka jest młodość i jakie czasami głupoty się robi.

      – Nie robiłam głupot, w każdym razie nie jakichś strasznych.

      – To znaczy? – mina mu zrzedła.

      – Aresztowali mnie raz czy dwa.

      – O kurwa, za co?

      – Treya też! To jego wina, on mnie namawiał, byśmy weszli na tę wieżę!

      – Jaką wieżę?

      – Telewizyjną. Byliśmy pijani i z nudów zaczęliśmy się wspinać, ktoś wezwał policję, no i nas aresztowali… – Sed się roześmiał.

      – A drugi raz?

      – Kąpaliśmy się na golasa w nocy na plaży.

      – I tylko tyle?

      – A czego się spodziewałeś?

      – Nie wiem, jakichś pościgów policyjnych, sekstaśm albo czegoś takiego…

      – Wszystko przede mną.

      – Reb, moja mała Reb! – pokręcił głową i mnie przytulił. Jest taki czuły, taki… kochany.

      ***

      Chłopaki nie zostawili nam ani kęsa z tego, co przygotowałam. Za to zostawili okropny bałagan. Skrzywiłam się na widok stołu zalanego piwem i sokiem porzeczkowym wymieszanym z resztką ziemniaków.

      – Ja tego nie sprzątam! – Skrzyżowałam ręce na piersi.

      – Gotowałaś? – Sed spojrzał na mnie zaskoczony.

      – Tak, prosiłam, by nie zjedli wszystkiego.

      – Umiesz gotować?

      – Nie bardzo, ale to, jak widać, mi wyszło.

      – Nie zgłaszaj się za często na ochotnika, bo za bardzo nas przyzwyczaisz.

      – Kto gotuje dla was, jak jesteście w trasie?

      – Przydrożne bary. Żaden z nas nie potrafi gotować, a nawet jeśli któryś potrafi, to się do tego nie przyznaje.

      – O, mała, tu jesteś! Szukałem cię! – Do kuchni wtoczył się Trey. O matko, już się tak narąbał? W jednej dłoni trzymał puszkę piwa, a w drugiej kontroler xboxa.

      – Co robicie?

      – Gramy w boks! Kto przegra, robi sobie z wami tatuaż!

      – Jaki tatuaż? – wtrącił Sed, gdy przeszliśmy do salonu.

      – Erick i Reb jadą do studia robić sobie tatuaże.

      – Chcesz zrobić sobie tatuaż? – spojrzał na mnie krzywo.

      – Nie chcę – odpowiedziałam cicho.

      – Powiedziała, że prędzej zrobi sobie tatuaż, niż się z tobą prześpi! – wypalił kompletnie pijany Nicki. A ten skąd wie? Rzuciłam Erickowi i Alexowi miażdżące spojrzenie.

      – Tak powiedziałaś? – roześmiał się.

      – Byłam zła, to było w piątek.

      – Długo nie wytrzymałaś, Reb! – roześmiał się Clark.

      – Spadaj! – odparłam, a on posłał mi buziaka w powietrzu. Jest naprawdę słodki.

      – Gracie z nami? – zmienił temat Erick.

      – Nie, pójdziemy coś zjeść, bo jakieś bydło nie zostawiło nam nawet pół ziemniaka – odpowiedział, pokazując im środkowy palec.

      – Swoją drogą, kto to posprząta? – odezwał się Simon, ale my byliśmy już w korytarzu. Sed wyprowadził z garażu błękitnego forda mustanga. O łał. Starałam się ukryć moją ekscytację.

      – Gdzie jedziemy? – zapytałam, gdy ruszyliśmy.

      – Jeszcze nie wiem – chwycił moją dłoń i uśmiechnął się, dodając gazu. Jest już późna noc i nie mam pojęcia, gdzie on mnie wiezie. Wyjechaliśmy za miasto, na jakieś pustkowie. Tylko droga, księżyc i my. Po drodze zajechaliśmy do przydrożnego baru i wzięliśmy chińszczyznę na wynos. Zajadając się smażonym makaronem, popijając mrożoną herbatę, siedzimy na masce jego auta i wpatrujemy się w rozgwieżdżone niebo.

      – I co wtedy powiedział? – zapytałam z buzią pełną makaronu.

      – Wyrzekł się i stwierdził, że tylko zrobiła mu loda – parsknęłam śmiechem, słysząc opowieść o podbojach w trasie.

      – I chłopak uwierzył?

      – Nie,

Скачать книгу