Na szczycie. K.N. Haner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na szczycie - K.N. Haner страница 44

Na szczycie - K.N. Haner

Скачать книгу

brwi.

      – Można tak powiedzieć. I my mamy z tego korzyść, i oni.

      – Mogę wybrać kolor?

      Uśmiechnął się.

      – A jaki byś chciała?

      – Cholera, nie wiem. – Usiadłam po turecku i zaczęłam się zastanawiać.

      – Wszystkie są czarne z logo zespołu – rozwiał moje nadzieje na czerwone BMW.

      – Szkoda – westchnęłam.

      – Ale może zrobią wyjątek. W sumie jesteś jedyną dziewczyną w ekipie, więc to miałoby sens.

      – Czerwony.

      – Chciałabyś czerwony?

      – Jeśli to możliwe.

      – Zaraz do nich zadzwonię. Jadłaś śniadanie? – Zsunął się na brzeg łóżka i zobaczyłam, że jest nagi. Śpi nago?!

      – Nie. Zjem, jak skończę.

      – Długo masz zamiar ćwiczyć?

      – Aż padnę. Mam dużo do nadrobienia.

      – Nie powinnaś ćwiczyć bez śniadania.

      – Nie ćwiczę z pełnym żołądkiem, bo bym się porzygała.

      Wstał i cudownie goły przeszedł do łazienki. Zastanawiałam się chwilę, czy do niego nie dołączyć, ale jeśli to zrobię, zapewne nie wyjdziemy z sypialni do wieczora. A ja muszę ćwiczyć. Włączyłam muzykę i zaczęłam od podstawowych figur. Sed wyszedł spod prysznica, nadal cudownie nagi, i gdy tylko mnie zobaczył, jego penis zareagował. Uśmiechnęłam się tak, by nie zauważył mojej reakcji. Wszedł do garderoby, więc zmieniłam piosenkę i przeszłam do trudniejszych figur. Wyszedł akurat, jak robiłam pozycję na kolanach, z wypiętą pupą. Udałam, że go nie widzę, mimo że przyglądał mi się dłuższą chwilę. Zamiotłam włosami i z powrotem wskoczyłam na rurę. Sed nie mógł oderwać ode mnie wzroku, bez skrępowania oparł się o framugę i patrzył, jak tańczę, dobrych kilkanaście minut.

      – Będziesz się tak gapił? – zapytałam, kończąc kolejny układ.

      – Chyba mi wolno, prawda?

      – No tak, ale mówiłeś, że coś masz do załatwienia.

      – Ty też. Możemy jechać razem.

      – No dobra, daj mi chwilę, to się ogarnę – zgodziłam się, bo byłam już zmęczona. Nie tańczyłam, odkąd mnie wywalili, nie licząc tego jednego razu dla Seda.

      – Będę na dole.

      Wzięłam kolejny prysznic, wrzuciłam na siebie nietoperzową białą tunikę, japonki i zbiegłam na dół. Reszta chłopaków nadal spała, więc w domu panowała cisza, przyjemna cisza.

      – Gdzie musisz podjechać?

      – Do banku. – Sed spojrzał na mnie dziwnie.

      – Którego?

      – Obojętnie, muszę wpłacić pieniądze.

      – Pięć tysięcy?

      – Tak – odpowiedziałam niepewnie.

      – Wysyłasz je matce.

      Nie wiem, czy to było pytanie, czy stwierdzenie.

      – Prosiła mnie…

      – Reb, nie będę się wtrącał w twoje relacje z matką i ufam ci, że skoro wysyłasz jej tyle pieniędzy, to naprawdę ich potrzebuje, ale może powinnaś najpierw to sprawdzić.

      – Potrzebuje ich na otwarcie jakiegoś sklepu.

      – Jakiegoś? – skrzywił się.

      – Nie wiem, mówiła, że poznała jakiegoś faceta.

      – Nie podoba mi się to – powiedział poważnie.

      – Muszę jej pomóc.

      – Rozumiem. Ona mieszka nadal w Portland?

      – Tak. A co? – spojrzałam krzywo.

      – Nie chcesz jej odwiedzić? Kiedy ostatnio ją widziałaś? – Zaskoczył mnie tym pytaniem.

      – Byłam w domu na Boże Narodzenie.

      – Nie widziałaś matki ponad pół roku?

      – Nie. Nie lubię jej odwiedzać.

      – Może powinnaś, może można jej pomóc jakoś inaczej niż tak na ślepo wysyłać pieniądze?

      – Już do niej dzwoniłam i powiedziałam, że wyślę.

      – Dobrze, wyślij, ale obiecaj, że jeśli zadzwoni znowu i będzie chciała pieniędzy, to mi o tym powiesz i razem pomyślimy, co z tym zrobić.

      – Obawiam się, że nie będziesz musiał długo czekać. Dzwoni do mnie mniej więcej co trzy dni z prośbą o kasę.

      – I wysyłałaś jej?

      – Tak.

      – Za każdym razem?

      – Nie miałam wyjścia.

      Skrzywił się z niezadowolony.

      – Jakie to były kwoty?

      – Od kilkuset dolarów do kilku tysięcy.

      – Przez dwa lata?! – Aż zahamował gwałtownie.

      – Kiedyś Trey mnie podliczył, a wtedy się okazało, że przez pierwszy rok wysłałam jej ponad pięćdziesiąt tysięcy.

      – To bardzo dużo. Wysyłałaś jej chyba wszystko, co zarobiłaś?

      – Praktycznie, resztę przepiłam w klubach z Treyem! – nie wiem, czemu się roześmiałam, Seda to jakoś nie rozbawiło. Podjechaliśmy pod bank, poszłam szybko wpłacić pieniądze do okienka i zadzwoniłam do matki, że niedługo powinna je dostać. Znowu powtórzyła, że mnie kocha, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze robię. Może to naiwne, ale potrzebuję jej miłości. W końcu to moja mama, jedyna prawdziwa rodzina.

      – Jedziemy na lunch?

      – Chyba nie jestem głodna, Sed – spojrzałam na niego błagalnie. Naprawdę nie jestem głodna, czy on tego nie rozumie?

      – Nic dziś nie jadłaś.

      – Wypiłam energetyka.

      Skrzywił się.

      – Tak,

Скачать книгу