Na szczycie. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie - K.N. Haner страница 46
– Oczywiście, mówiłem ci, że nie uprawiałem seksu przez ostatnie trzy miesiące.
– Czyli w sobotę to był twój pierwszy raz od trzech miesięcy? – spojrzałam zaskoczona.
– Tak. Nie sypiam z nikim przygodnie, Reb.
– Będę dla ciebie jedyna?
– Jesteś. Nie chcę się pieprzyć z nikim, tylko z tobą.
Nie wiem, dlaczego się uśmiechnęłam. Chyba spodziewałam się czegoś innego, ale to miłe rozczarowanie.
– Przepraszam, że powiedziałam o Karze, że jest latawicą.
– Nie powinnaś tak mówić – spojrzał na mnie poważnie.
– Wiem.
– Nie powinnaś tak mówić publicznie, bo to, że nią jest, to wiadomo.
– Nie potrafię czasami ugryźć się w język.
– Wiem, to jedna z wielu rzeczy, które w tobie kocham.
Co? Czy ja się przesłyszałam? Sed ruszył z parkingu, nic więcej nie mówiąc. Może i lepiej, bo i tak mam o czym myśleć. „To jedna z wielu rzeczy, które w tobie kocham”. Kocha mnie? Nie! To niemożliwe… Przecież w ogóle mnie nie zna, ja też go nie znam. Nie można się w kimś zakochać w kilka dni. Ja nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, coś takiego nie istnieje. Poważny związek wymaga czasu, zaangażowania i obustronnych starań. U nas jest dużo sprzecznych emocji, dużo niepohamowanej namiętności, ale to nie jest miłość. Miłość tak nie wygląda. Prawda?
***
Pojechaliśmy do ulubionego baru Seda o wymownej nazwie „Poison”. To niewielki lokal w centrum, w którym podają podobno najlepsze hamburgery w Los Angeles. Zamówił dla nas dwa zestawy z frytkami i napoje. Porcje są tak ogromne, że nie dałam rady zjeść nawet połowy kanapki, nie mówiąc już o frytkach. Za to Sed zjadł swoje i dokończył moje.
– Jesteś bardzo blada – stwierdził, patrząc na moje nogi, gdy szliśmy do auta.
– Taką mam cerę, nie lubię się opalać.
– Sprawdzałaś, czy to nie anemia?
Spojrzałam na niego krzywo.
– Jezu, daj spokój. Jestem taka, odkąd pamiętam.
– Jesteś podobna do matki?
– Podobno, tyle że ona ma brązowe oczy i jaśniejsze włosy.
– Masz jakieś jej zdjęcie?
O rany! A ten co się tak znowu uczepił mojej matki?
– Tak, mam.
– Pokażesz? – spojrzał na mnie wymownie.
– Wybacz, nie noszę przy sobie albumu rodzinnego – posłałam mu ironiczny uśmieszek.
– Oczywiście – pokręcił głową i się roześmiał.
– Wracamy?
***
Czy ja na pewno tutaj rano wszystko posprzątałam? Zadałam sobie to pytanie, widząc kuchnię i salon w kompletnej rozsypce. Któryś z chłopaków postanowił gotować? Coś właśnie przypala się w piekarniku, a ze zmywarki wydobywają się kłęby piany.
– Pozabijam ich! – Sed aż krzyknął, widząc, co zrobili z jego domem.
– W busie ci to nie przeszkadza… – zaśmiałam się, widząc jego wkurwioną minę.
– Ale to mój dom, do cholery! Gdzie oni, kurwa, są? – Rzucił na stół jedzenie, które dla nich kupiliśmy, i wyszedł na taras. – Simon! Nicki! – zawołał, ale nikt się nie odezwał. Poszedł więc do drugiego domu, gdzie mieściło się studio. Nie zostało mi chyba nic innego, jak to posprzątać. Zaczęłam od salonu, bo tu tylko wystarczyło pozbierać puszki i talerze. W piekarniku zamiast obiadu znalazłam przypalony garnek wypełniony czymś, czego nawet nie chcę dotykać, bo śmierdzi jak cholera. Ze zmywarką muszę poczekać, aż skończy się program. Po otworzeniu oczywiście nie zobaczyłam w środku naczyń, tylko czyjąś koszulkę i czapkę z daszkiem. Zamiast kapsułki do zmywania ktoś wsypał proszku do prania. Mój Boże! Pomylili zmywarkę z pralką? Pozmywałam brudy ręcznie, odkurzyłam i zmyłam podłogę, bo kleiła się od rozlanego piwa i soku. Czy ja będę tak miała z nimi codziennie w trasie? Nie mam cierpliwości, by niańczyć pięć rozpieszczonych gwiazd rocka. Jeśli tak dalej będzie, to w końcu wybuchnę, zapewne prędzej niż później.
– Dam ci pięćdziesiąt dolców, jeśli posprzątasz jeszcze w kiblu! – usłyszałam zza pleców głos Simona. Odwróciłam się i zobaczyłam, że jest bez koszulki. Poraziła mnie jego potężna sylwetka, kolczyki w sutkach i tatuaże. Ma naprawdę pięknie ciało. Grzesznie podniecające i cholernie niebezpieczne.
– Nie jestem waszą sprzątaczką – powiedziałam w miarę spokojnie.
– Nie? No tak, ty tylko obciągasz Sedowi.
Co?!
– Dlaczego jesteś taki?
– No jaki?
– Wredny, chamski…
Roześmiał się i podszedł bliżej.
– Jestem szczery, Reb. Przecież się pieprzycie, więc w czym problem?
– W tym, że to nie twoja sprawa, Simon, z kim się pieprzę – warknęłam już lekko wkurzona. Co on sobie wyobraża?
– Sed to pantofel, beznadziejny romantyk. Jest naiwny w stosunku do kobiet.
– Wiem o tym.
– Ma złamane serce, choć zaprzecza.
– Wiem.
– Wiesz? To po co się w to angażujesz? To nie ma sensu, Reb. – Stanął obok mnie i oparł się rękoma o blat kuchenny, napinając przy tym mięśnie.
– Moje zaangażowanie to naprawdę nie twoja sprawa, Simon – próbuję nie patrzeć na jego ciało. Jest naprawdę seksowny i cholernie, cholernie niebezpieczny.
– Przecież widzę, jak na niego patrzysz. Nie powiesz, że jest ci obojętny.
– Bo nie jest. Lubię go.
– I chcesz za niego wyjść tylko dlatego, że go lubisz? – uśmiechnął się drwiąco.
– To co innego.
– To tylko seks, ja mogę ci dać to samo, a nawet więcej, bez tego całego