Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności. Agnieszka Krawczyk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności - Agnieszka Krawczyk страница 17
Daniela, złorzecząc pod nosem, że dała się wrobić w tę pomoc dla fotografa, ubrała się czym prędzej i wyszła do sadu. Jakub polecił jej rozstawić statyw i przynieść jeden z obrazów Ady.
– Który chcesz sfotografować jako pierwszy? – zapytał Agatę. – To ważna decyzja, bo od tego zaczyna się cała koncepcja.
Niemirska nie wiedziała, jak to rozumieć. W jej mniemaniu kolejność mogła być absolutnie dowolna, bo przecież zdjęcia w wirtualnej galerii można będzie bez trudu przestawiać. Mina Jakuba wyrażała jednak całkowicie inne podejście – najwyraźniej pierwsze ujęcie określało dla niego kierunek artystycznych poszukiwań. Znosząc z sypialni Blask poranka, doszła do wniosku, że Jakub ma w sobie wiele bezkompromisowości i – co tu kryć – egoizmu, podobnie jak wielcy malarze czy inni ludzie sztuki. W końcu fotografia to także dziedzina artystyczna.
– Dawno bym go już palnęła w czoło, gdyby nie to, że pokazał mi zdjęcia, które zrobił wczoraj – zwierzyła się jej Daniela, gdy już ustawiły obraz w sadzie, a Jakub zajął się mierzeniem światła i wyborem obiektywu.
– Są dobre? – Agata się zainteresowała.
– Mało dobre. Świetne. Jakub zawsze wydawał mi się pozbawionym wrażliwości samolubem, ale te zdjęcia… Jest w nich taki czar, taka wrażliwość, powiedziałabym nawet – subtelność, gdyby w jego przypadku nie wydawało się to cokolwiek dziwne. Zdjęcie naszego domu od strony lasu wygląda tak nieziemsko… Boję się, że jak zostanie opublikowanie na stronie Ady, wielbiciele zaczną nas najeżdżać masowo, setkami albo nawet tysiącami. Nie masz pojęcia, jak on potrafi wydobywać kolory. Przecież byłam z nim na tej łące. Był upał, zupełnie banalne przedpołudnie, trawy wydawały mi się jakieś blade w tym świetle, to samo dom – jakby za mgłą. A on to sfotografował w ten sposób, że wydobył wszystkie odcienie zieleni i brązów. Nie umiem tego określić inaczej, ale to było jak przenikanie się kolorów, półcieni i gra świateł. Czysta magia, malowanie blaskiem.
– Pięknie mówisz. Aż się chce to zobaczyć – powiedziała z uśmiechem Agata. Z ulicy właśnie trąbił dostawca gazet, co zdenerwowało Jakuba.
– Powiedz mu, żeby tak nie hałasował. Ja tu usiłuję pracować – rzucił oburzonym tonem, a Agata poszła odebrać zamówienie. Przed dom wybiegła Tosia, a za nią z podniesionymi triumfalnie ogonami kroczyły trzy koty: Kocio, Sylwek i Bella. Jakub przyglądał im się z uwagą.
– Daniela, przynieś mi te koty.
– Sam je sobie przynieś – wydęła wargi Daniela. – Myślisz, że one są tutaj na twoje zawołanie? To niezależne istoty, o, zobacz – pokazała mu koty, które, jakby słysząc tę rozmowę, rozbiegły się w trzech kierunkach. Srebrne ogony tylko mignęły w krzakach, a czarny łebek Belli pojawił się niespodziewanie za ogrodzeniem herbaciarni.
– Na razie i tak koty nie pasują mi do koncepcji artystycznej. Który obraz przyniosła Agata? – zapytał Jakub niezrażony zachowaniem kotów.
– Oczywiście Blask poranka, jej ulubiony.
Oboje popatrzyli na cudowny pejzaż Ady. Daniela musiała przyznać Jakubowi rację – w tym świetle kolory nabierały wyrazistości, a cały rysunek stawał się bardziej zjawiskowy.
– Znakomity moment, aby go sfotografować – potwierdził Jakub. – Zabierajmy się do pracy, bo poranne światło jest bardzo kapryśne.
Daniela podglądała jego działania z rosnącym zdumieniem.
Jakub był nie tylko perfekcjonistą, ale miał niezwykły zmysł plastyczny. Umiał skomponować kadr, od razu dostrzegał niepasujący lub zbędny element. Poprosił Danielę, by zawiesiła obraz na drewnianym płocie, ale w starannie wybranym miejscu, gdzie krzyżowały się promienie światła i cienie. Daniela biegała więc z młotkiem i gwoździem, wciąż korygując ustawienie. Wiedziała jednak, że efekt będzie znakomity. Nie marudziła zatem, tylko całkowicie poświęciła się tej pracy. Sfotografowany obraz odniosła na górę i po chwili wróciła z innym, starannie wybranym przez Agatę.
– Szkoda takich zdjęć tylko na stronę internetową – powiedziała, gdy tuż przed południem zakończyli pracę i usiedli na tarasie, by się napić czegoś chłodnego.
– Mam nadzieję, że wykorzystają je w katalogu tej wystawy – powiedział Jakub. – Monitor komputera ma różną rozdzielczość, jakość obrazu zależy od jakości karty graficznej, sama wiesz. A druk to jednak zupełnie coś innego.
– Pomyślałam o czymś. Może zrobiłbyś też zdjęcia roślin, które inspirowały Adę? Bzów już co prawda nie ma, ale wciąż są maki, chabry, lilie złotogłów i naparstnice. Jak uważasz?
Jakub zamyślił się. Z jednej strony nie cierpiał, kiedy mu coś narzucano, a z drugiej musiał uczciwie przyznać, że brakowało mu jakiegoś spoiwa. Klucz przyrodniczy był rozwiązaniem. Pomyślał, jak ładnie mógłby to zaprojektować graficznie. W sumie Daniela poddała mu ważną myśl, ale nie zamierzał jej za to pochwalić.
– Może to jest jakiś pomysł – powiedział z ociąganiem, a ona się uśmiechnęła. Znała go już na tyle, żeby wiedzieć, że weźmie to pod uwagę, ale za żadne skarby świata nie przyzna jej racji. Mimo wszystko postanowił się jednak odwdzięczyć.
– Sprawdzałem tę twoją firmę. Business 4 Art, pamiętasz?
Oczywiście, jak mogłaby zapomnieć. Była to przecież firma, z której Ada otrzymywała co najmniej dwa lata przed śmiercią przelewy na dosyć znaczące kwoty. Agata odkryła istnienie tych przekazów pieniężnych, gdy korzystając z zapisanych przez matkę wskazówek, sprawdziła stan konta.
– No i co? Dowiedziałeś się czegoś? – Daniela była rozemocjonowana.
Pokręcił głową.
– Niewiele. To sprytnie zarejestrowana firma, za granicą. Rzeczywiście na pozór niczego o niej nie wiadomo. Sprawdziłem jednak rejestry i wpadłem na pewien ślad. Dawny kolega ze Stanów mi tego szuka. I na pewno znajdzie, bo dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. W każdym razie, sprawa posuwa się naprzód.
– Wielkie dzięki! – Daniela była mu autentycznie wdzięczna.
– Rozumiem, że ten dobroczyńca się do was nie odezwał – zapytał, popijając lemoniadę. – Myślałem o tym, bo to może być potencjalnie groźne.
– Co masz na myśli? – zdenerwowała się Daniela.
– Sama wiesz, że takie podarunki nie biorą się znikąd i zazwyczaj coś się za nimi kryje, prawda? Boję się, że nasz hojny fundator może się znienacka objawić jako egzekutor starego długu…
– Wypluj natychmiast to słowo – wzdrygnęła się dziewczyna, ale sama była tym mocno zaniepokojona. Z napięciem czekały z siostrą do końca miesiąca, żeby zobaczyć, czy przelew znowu przyjdzie. Agata przeszukała raz jeszcze rzeczy matki, chcąc odnaleźć