Niepokorna. Madelina Sheehan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niepokorna - Madelina Sheehan страница 14
Oczy Deuce’a zabłysły gniewem.
– Nie mogę ci dać nic oprócz mego cholernego fiuta, a to o wiele za mało! – wysyczał. – Zasługujesz na więcej. Na znacznie więcej! Zasługujesz na coś lepszego niż ten zasrany cuchnący zaułek i z całą pewnością na kogoś lepszego niż ja!
Tak to już z nami było. Za każdym razem, gdy skrzyżowały się nasze ścieżki, przyprawiałam go o ból. Deuce zawsze był smutny.
– Jesteś lepszy, niż ci się wydaje – wyszeptałam. – Gdy byłam mała, nie zdawałam sobie sprawy – nie rozumiałam twego spojrzenia, nie rozumiałam, dlaczego jesteś smutny – ale teraz już wiem. Ktoś w ciebie wniknął i wszystko ci pomieszał, wywrócił do góry nogami, zamienił prawą stronę z lewą. Dlatego teraz wydaje ci się, że nie jesteś nic warty. A to nieprawda. Więc musisz mnie słuchać, gdy ci mówię, że jesteś lepszy, niż myślisz. Powiem więcej, dla mnie jesteś najlepszy.
– Eva – jęknął, pociągając nosem.
– Co?
– Zamknij się. – Nakrył wargami moje usta i całowaliśmy się powoli, głęboko, rozkosznie leniwie.
– Teraz cię przelecę – wymamrotał prosto w moje usta.
O Boże. Jak dobrze.
– Zgoda – wydyszałam.
I zrobił to. Przy brudnym ceglanym murze, w pełnym śmieci zaułku, w którym gnieździły się szczury i zdziczałe koty, w kroplach ciepłego letniego deszczu.
I było idealnie. Lepiej, niż się spodziewałam. Lepiej, niż można sobie wymarzyć. Najlepiej.
Następne cztery lata spędziłam na uczelni. Studiowałam. Chodziłam z Kami na zakupy. Usiłowałam pozbyć się Frankiego. Cieszyłam się życiem. A noce spędzałam na ożywianiu wspomnień. Wciąż na nowo przeżywałam chwile spędzone z Deuce’em. Nasze wszystkie cztery spotkania.
Następnego dnia po uroczystości wręczenia dyplomów spakowałam plecak, zabrałam z sobą Kami i napisałam liścik do mego ojca. Następnie wsiadłam do samolotu, który leciał do Miles City w stanie Montana.
Leciałam do Deuce’a.
Rozdział 5
Jeśli potrzebowałam więcej dowodów na to, że Hell’s Horsemen są zamieszani w bardzo nielegalne interesy – oprócz powiązań z moim ojcem – wystarczył jeden rzut oka na siedzibę ich klubu.
Położony w samym środku wzgórz stanu Montana, na końcu polnej drogi, otoczony ogrodzeniem pod elektrycznym napięciem i zwieńczony drutem kolczastym, stał ich pobielony wapnem magazyn; masywny, o powierzchni około dziesięciu tysięcy metrów kwadratowych. Na froncie budynku widniały ich insygnia. Na zewnątrz parkował rząd harleyów, a obok kilka ciężarówek oraz lśniących czerwonych samochodów sportowych.
Podjechałam wynajętym samochodem do bramy i zajrzałam w kamerę. Przez intercom odezwał się skrzekliwy głos.
– Pomóc ci w czymś, kochana?
Odchrząknęłam. Byłam straszliwie zdenerwowana.
– Chciałabym… mmm…
– Uspokój się, Evo – szepnęła Kami. – Nie denerwuj się.
Spojrzałam na nią ze złością.
– Przyjechałaś tu na przyjęcie? – zaskrzeczał głos.
– Hmmm – powiedziałam i zerknęłam na Kami.
Wybałuszyła na mnie oczy.
– Powiedz „tak”. Idiotko!
– Mmm, tak.
Brama stuknęła i powoli się rozsunęła, a Kami zaczęła podskakiwać z podniecenia.
Parkowałam samochód, gdy na zewnątrz wypadli dwaj faceci.
Kami uśmiechnęła się od ucha do ucha.
– P-RZ-Y-S-T-O-J-N-I-A-K-I – wyartykułowała bezgłośnie. – Schrupałabym ich.
Zaśmiałam się niepewnie. Żołądek miałam zaciśnięty. Nie widziałam Deuce’a cztery lata – od tamtej nocy, gdy ofiarowałam mu moje dziewictwo. Nie byłam pewna, jak może zareagować na mój widok.
Dobrze zbudowany, przystojny Latynos z ogoloną głową, mnóstwem kolczyków i tatuaży, wyszczerzył do nas zęby.
– Mówią na mnie Cox – powiedział i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. – A to jest Ripper – dodał, wskazując kciukiem mężczyznę stojącego obok. Oszałamiającego faceta. Wyglądał jak surfer z Kalifornii. Długie, faliste, jasne włosy i ciemnoniebieskie oczy. Istne ciacho.
– Hej – powiedział Ripper, pożerając wzrokiem Kami. – Byłyście tu już przedtem?
Pokręciłam głową.
– Szukam Deuce’a.
– Ja nie – powiedziała Kami. – Szukam ciebie.
Zakryłam usta dłonią, tłumiąc śmiech.
– Albo ciebie – dodała, zwracając się do Coxa. Wzruszyła ramionami. – Wszystko mi jedno.
Cox i Ripper wymienili spojrzenia.
– Nie chcę z tobą walczyć, bracie – powiedział Ripper. – Ale będę.
– Przegrasz – warknął Cox.
– Chłopcy? – Kami odrzuciła długie jasne włosy na plecy i wysunęła biodro do przodu. – To moje ostatnie lato wolności. Mój tata jest bogatym dupkiem i wydaje mnie za innego bogatego dupka. Mam trzy miesiące do czasu, gdy stanę się drugą Jackie O. i będę musiała zacząć pieprzyć się ze służącymi, żeby jakoś wytrzymać. To smutne, chłopcy, że nie umiecie się dzielić. Mam wiele do ofiarowania.
– Ja nie mam nic przeciwko dzieleniu się z kolegą – szybko zapewnił ją Cox.
– Ani ja – dodał Ripper.
– Zachwycające. Macie jakieś napitki w tym waszym wielkim, przerażającym gmaszysku?
Ripper ujął jej łokieć, a Cox otoczył ramieniem jej plecy, i poprowadzili Kami w stronę siedziby klubu.
Kurczę. Jakbym była niewidzialna.
Wznosząc oczy do nieba, pomaszerowałam za nimi.
W środku tłoczyli się motocykliści w wieku od lat osiemnastu do osiemdziesięciu oraz wyderki, które ich kochały. Zorientowałam się, że członkowie Klubu Motocyklowego Hell’s Horsemen urządzili