Niepokorna. Madelina Sheehan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niepokorna - Madelina Sheehan страница 13
Znał to spojrzenie. Zerżnął wystarczająco wiele kobiet i dobrze znał wszelkie objawy. Osiemnastoletnia Eva Fox podawała mu swoje futerko na srebrnej tacy.
A on był okropnie wygłodniały.
Kurwa.
– Deuce? – Przylgnęła do niego, przyciskając obfite cycki do jego ramienia.
Wpatrywał się w nią.
– Tak?
Nie odrywając oczu od jego twarzy, otoczyła dłonią jego biceps na tyle, na ile sięgały jej palce, i zaczęła powoli zsuwać rękę ku jego dłoni, po czym splotła palce z jego palcami.
– Chodźmy tańczyć – wyszeptała.
– Zgoda – odparł także szeptem, bo chwilowo zupełnie stracił i głos, i głowę.
Jej zachwycająco pełne wargi rozchyliły się w uśmiechu, a jego fiut całkiem zbzikował. Gdyby nie pociągnęła go w stronę tańczących, przyparłby ją do ściany i solidnie wydymał.
Wprowadziła go na sam środek parkietu zapchanego ciałami – spoconymi, wijącymi się ciałami. Deuce poczuł się tutaj absolutnie nie na miejscu, nie w swoim żywiole. A potem Eva zaczęła się poruszać, a on zapomniał o wszelkich żywiołach oraz o wychudzonych sukach i głupich wirujących kulach disco. Nie widział świata poza Evą. Nie istniało nic poza nią i tym, co z nim wyrabiała.
Odwróciwszy się do niego tyłem, uniosła ramiona ponad głowę i oplotła rękami jego szyję. On chwycił ją mocniej, niż miał zamiar, i wpił palce w jej kości biodrowe. Jej soczysty zadek trącił go w fiuta. Deuce jęknął.
– Wystarczy, że będziesz się poruszał tak jak ja! – wrzasnęła, przekrzykując muzykę.
Nie potrafił. Nie mógł. Był zbyt zajęty przekonywaniem siebie, że przelecenie jej tu i teraz na parkiecie nie jest dobrym pomysłem.
A ona wkręcała tyłeczek w jego krocze. Odchyliła głowę do tyłu na pierś Deuce’a, a jej dłonie…
Chwyciła go za ręce, splotła palce z jego palcami i gładziła się po nagim brzuchu, biodrach, pomiędzy nogami i, niech to szlag, po cyckach. Gdy nie mógł znieść więcej, wsunął dłoń do jej spodni i dał jej to, o co go błagała bez słów.
Z głową opartą o jego pierś, spojrzała na niego swymi szarymi oczami zupełnie niezmieszana. Jej nozdrza drgały od ciężkiego oddechu, wilgotne wargi rozchyliły się.
Z powodu tej suki już oberwał dwie kulki. Jeśli ta noc zakończy się tak, jak Deuce pragnął, Preacher urządzi mu pogrzeb. Powinien się tym przejmować. Jego dzieci potrzebują ojca, a klub motocyklowy swego lidera. Ma do załatwienia rozmaite interesy i wcale nie jest gotowy kopnąć w kalendarz.
Powinien się troszczyć o cały ten szajs. Ale nie mógł. A ponieważ nie mógł – bo tak cholernie chciał się z nią pieprzyć, bo aż czuł smak żądzy, od której bolał go brzuch – opuścił głowę i ucałował Evę mocno i szybko, wciąż pracując palcami i chłonąc jej krzyki, podczas gdy ciała tańczących napierały na nich, przesuwając ich w tę i z powrotem, w rytmie dudniących w uszach Deuce’a elektrycznych basów.
Padał deszcz. Przemokliśmy do nitki. W zaułku cuchnęło niewywożonymi od miesiąca śmieciami. Deuce zmagał się ze swoimi dżinsami, a ja zupełnie straciłam rozum. Jak oszalała wpełzłam na jego wielkie, twarde ciało, niczym jakiś spragniony seksu pająk, i całowałam go, jak umiałam najlepiej. Każdy pocałunek pełen gorącego, wilgotnego języka – czasami trafiał, to znów chybiał. Nasze zęby stukały o siebie, nosy się zderzały. Raniłam go, nie dbając o to, gdzie nasze wargi lądują, ani o to, jaką część jego twarzy całuję, liżę lub gryzę. Czoło Deuce’a, jego policzki, broda, szyja – wszystko było jednakowo dobre. On miał dłonie pełne mego tyłka. Moje były pełne jego włosów, a nasze usta pełne siebie nawzajem. Nie miałam pojęcia, gdzie się podziało moje ubranie. I nic mnie to nie obchodziło.
Chciałam go mieć w sobie – tak głęboko, by nigdy nie mógł się wydostać.
– Daj mi to, czego tak potrzebuję, dziecinko. Daj mi twoją słodką cipkę, o której marzę.
O mój Boże.
Wydawało mi się, że nie sposób pragnąć go bardziej, niż już pragnęłam. Ale właśnie udowodnił mi, że się myliłam.
– Proszę, proszę, weź ją sobie – wybełkotałam, rozpaczliwie garnąc się do niego.
Patrzyliśmy sobie w oczy, oddychając ciężko, podczas gdy spływały po nas strugi deszczu. Deuce zaczął się wpychać do mego wnętrza.
– O, tak – wydyszał. – Jesteś taka diabelnie wilgotna. Cholernie tego chcesz, prawda?
– Tak – zaskomliłam.
– O, tak, czuję to – wychrypiał i napierał mocniej. – Okropnie ciasno. Jesteś piekielnie ciasna, dziecinko.
Nie bez powodu. A on w ciągu pięciu sekund zorientuje się, co to za powód.
– Nie broń się, Eva, otwórz się dla mnie. – Zniecierpliwiony, chwycił mnie za pośladek i ścisnął, jednocześnie wdzierając się we mnie. Krzyknęłam. A on skamieniał. Po prostu znieruchomiał jak posąg.
– Cholera! – wrzasnął. – Niech to szlag. Na Boga, Eva! Niech to wszystko diabli porwą!
O mój Boże, on się wycofuje.
– Nie! Proszę! Ja tego chciałam! – Wpiłam palce w jego plecy i mocniej objęłam nogami w pasie. – Chciałam, żebyś był moim pierwszym! Marzyłam, że tak się stanie! O tobie i o mnie! Od czasu, gdy mnie pocałowałeś! A nawet przedtem!
Opadł obok mnie.
– Cholera – wyszeptał.
Nadal był we mnie. Byłam niego pełna. Cudowne uczucie. A gdy spróbowałam się poruszać – bo musiałam, chciałam, nie mogłam się powstrzymać – jęknął. Lubiłam, gdy jęczał, niemal tak bardzo, jak lubiłam czuć go w sobie. A chciałam więcej, chciałam, żeby on się ruszał.
Więc mu to powiedziałam. Powiedziałam o wszystkim, co czuję, i o tym, co chcę poczuć. Słowa po prostu wylewały się ze mnie. Mówiłam o uczuciach i potrzebach, bo chciałam, żeby wiedział, ile to dla mnie znaczy, że to on jest tym pierwszym, bo tylko jemu chcę to dać. Bo tylko jego chciałam mieć w środku i tak już zostanie na zawsze.
Nasze oczy się spotkały. Patrzyłam w piękne, arktycznie niebieskie oczy.
– Proszę – błagałam. – Deuce, proszę.
– Jestem żonaty, do cholery. Mam dwoje dzieci. To wszystko jest takie popieprzone. To nie powinienem być ja. Nie powinnaś być moja.
Co takiego? Oto jest we mnie,