Niepokorna. Madelina Sheehan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niepokorna - Madelina Sheehan страница 8

Niepokorna - Madelina Sheehan

Скачать книгу

mnie wściekłym wzrokiem.

      – Pójdziesz za nią do ołtarza? Zamieszkasz z nią i z jej facetem? Będziesz u niej pieprzoną niańką?

      Deuce nie patrzył na twarz Frankiego, lecz śledził jego dłonie, czekając, aż wykona jakiś ruch, a wtedy on go znokautuje.

      Gdyby lepiej znał mego przyszywanego brata, wiedziałby, że jego broń nie ma bezpiecznika, a Frankie celowo się z nim drażni.

      – To ja jestem jej facetem, człowieniu – rzucił wzgardliwie Frankie przez zaciśnięte zęby. – Jeśli będzie miała jakieś pieprzone dzieci, to tylko ze mną.

      Och, dobry Panie Boże.

      – Frankie – powiedziałam surowo. – Po pierwsze, nie jesteś moim facetem. Nie mam faceta. I w najbliższej przyszłości nie planuję go mieć. A w każdym razie nie takiego, który psuje mi cały pobyt w liceum! Po drugie, nie życzę sobie, żebyś rozprawiał o moim hipotetycznym ślubie i dzieciach. Nigdy więcej. Po trzecie, tatuś cię zabije, jeśli wdasz się w jeszcze jedną bójkę z kimś, z kim on prowadzi interesy. Po czymś takim wylądujesz nie w szpitalu z niewielkimi obrażeniami, ale pod ziemią. Więc zrób mi przysługę, weź piwo i zabieraj się stąd. Niech ci któraś pociągnie druta, albo rób, co chcesz. Po prostu uspokój się. I ostatnia sprawa. Potrzebuję trochę czasu, żeby przetrawić to wszystko, czego właśnie się dowiedziałam. Więc proszę, zostaw mnie samą.

      Frankie na mnie zawarczał. Jak prawdziwy zwierz.

      – Powiem tatusiowi – powiedziałam ostrzegawczo.

      – Masz pojęcie, jak niebezpieczny jest ten dupek?

      Zerknęłam na Deuce’a. Nasze oczy sprzęgły się. Zatonęłam w niebieskich tęczówkach. Do licha, ależ był piękny.

      – Myślę, że jest równie niebezpieczny jak ty – odparłam, nie przestając wpatrywać się w Deuce’a. – Idź już – rozkazałam Frankiemu.

      – Porozmawiamy później, Evo – odparł rozwścieczony Frankie.

      – Możesz być pewny.

      Wmieszał się w tłum.

      – Chłopak szaleje za tobą, kochanie – powiedział Deuce, siadając obok mnie. Podciągnęłam lewą nogę na stół i zwróciłam się twarzą do Deuce’a. Nagle wszystkie moje zmysły stały się niezwykle wyostrzone. Był tak blisko, że czułam woń alkoholu w jego oddechu i zapach potu po całym letnim dniu. W sumie nie był to niemiły zapach. Przywodził mi na myśl… mężczyznę.

      – Nie powiem, że go krytykuję. Gdybym miał tyle lat co on i byłabyś moja, także skakałbym do oczu każdemu, kto na ciebie spojrzy.

      Gdybym miał tyle lat co on, a ty byłabyś moja. Jejku. Po prostu… jejku.

      – Ja do nikogo nie należę – wypaliłam.

      Deuce uniósł brwi.

      – Wygląda na to, że Frankie chyba ma na ten temat inne zdanie.

      – Frankie to pies na dziewczyny – powiedziałam pogardliwie.

      – Rżnie twoje koleżanki?

      – Tak. Wszystkie. Z wyjątkiem Kami, mojej najlepszej przyjaciółki. Ona nigdy by się z nim nie zadała. Kami i ja znamy się od przedszkola. Chodzimy razem do szkoły od zerówki. Kami jest córką byłego senatora i dziedziczki wielkiej fortuny. Wychowywały ją niańki i służące. Większość czasu spędza ze mną i stroni od Frankiego. Nie lubi go, a ja, szczerze mówiąc, myślę, że się go boi.

      Deuce z uśmieszkiem na wargach pokręcił głową.

      – On się stara, żebyś zwróciła na niego uwagę. Usiłuje wzbudzić w tobie zazdrość. Nawet ślepy zauważyłby, że ten chłopak chce zdjąć z ciebie majtki.

      Zgorszona, odparłam, zadzierając nosa:

      – Nigdy tego nie zrobi. Jest dla mnie jak brat. A poza tym nie mam zamiaru mieć chłopaka. Nawet nie lubię chłopaków.

      Z wyjątkiem Deuce’a. Tylko że on nie jest chłopakiem. Jest dorosłym mężczyzną. Dziwne, że tak właśnie czułam, ale nic nie mogłam na to poradzić. Jego obecność sprawiała, że czułam się jak odurzona. Przyciągał mnie do siebie niczym magnes.

      – Po prostu jeszcze nie spotkałaś odpowiedniego faceta, kochanie – powiedział z uśmiechem. – Gdybyś była odrobinę starsza…

      Przerwał i pokręcił głową.

      – Gdybym była starsza? – nalegałam, chcąc usłyszeć, co miał zamiar powiedzieć.

      Pochylił ku mnie głowę. Jego wargi musnęły mój policzek.

      – Gdybyś była starsza, kochanie, woziłbym cię na tylnym siodełku mego motoru i sypiał z tobą w moim cholernym łóżku. A ty nie tylko byś to lubiła, ale wprost uwielbiała. Błagałabyś mnie o więcej.

      Rozwarłam usta i wciągnęłam haust powietrza. Cholera jasna. Jego słowa spłynęły po moim ciele aż po koniuszki palców u stóp, a potem wróciły ku górze. Chciałam to poczuć jeszcze raz. I jeszcze. Ale naga i obejmująca ciało Deuce’a.

      – Tak już jest, kochanie – powiedział cicho, lekko krzywiąc wargi w leniwym, pełnym seksu uśmiechu. – Nie ma nic lepszego niż widok napalonej ładnej dziewczyny.

      Gapiłam się na niego.

      – Wkrótce zaczniesz jeździć na tylnym siodełku czyjegoś motoru. I to już bardzo niedługo. Bo, dziecinko, sposób, w jaki na mnie patrzysz, mówi mi, że tego pragniesz. I to bardzo.

      Wstając z ławki, puścił do mnie oko, po czym zniknął w tłumie.

      Moje serce waliło. Rozejrzałam się wkoło, czując zakłopotanie, bo wydawało mi się, że wszyscy dostrzegają, co się ze mną dzieje. Ale nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi.

      Znów nałożyłam słuchawki i zaczęłam śpiewać, ale nie tak głośno jak zazwyczaj, ponieważ mój głos drżał.

      Deuce został na dachu, chociaż wszyscy przenieśli się do klubu, aby zacząć się pieprzyć albo stracić przytomność z przepicia.

      Toczył z sobą wewnętrzną walkę i opróżnił pół butelki likieru Jägermeister oraz wypalił dwie paczki papierosów.

      Eva. Ta cholerna dziewczyna. Powinna była zostać niezgrabna i koścista, z wystającymi łokciami i kolanami, ze zbyt długimi nogami i niepewnym spojrzeniem tych wielkich szarych oczu.

      Teraz jednak była diabelnie piękna. Jej twarz miała harmonijne rysy i straciła dziecięcą pulchność. Z tego, co było odsłonięte, można sądzić, że skóra Evy jest gładka i ma barwę kości słoniowej. Dziewczyna miała ciemne, pofalowane włosy sięgające aż do pasa, pełne wargi i te przeklęte piękne oczy w kolorze deszczowej chmury. Psiakrew, cholera jasna. I ten jej okropny

Скачать книгу