Niepokorna. Madelina Sheehan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niepokorna - Madelina Sheehan страница 4
Miał również poważne problemy psychiczne wynikające z utraty rodziców.
Gdy zamieszkał z moim ojcem i ze mną, miewał okropne koszmary. Budził się przerażony, zlany potem, wrzeszcząc na całe gardło. Koszmary zmieniły się w nocne lęki, i Frankie zaczął przez sen okładać się pięściami po głowie i płakać. Mój ojciec musiał go z całych sił trzymać, aż się uspokoił lub całkiem oprzytomniał.
Pewnej nocy, gdy mój ojciec był w trasie, Frankie zakradł się do mojego pokoju i wślizgnął mi się do łóżka. Po raz pierwszy, odkąd u nas zamieszkał, przespał spokojnie całą noc. Od tamtej pory już zawsze sypiał w moim łóżku.
A życie płynęło dalej.
Dwa tygodnie po moich dwunastych urodzinach ojciec uznał, że nadszedł czas, by Frankie wziął udział w wyprawie klubowej. Gdy chłopak się dowiedział, że ja nie pojadę, dostał straszliwego ataku i mój ojciec ustąpił. Jeśli chodziło o Frankiego, ojciec był bardzo miękki.
Siedząc na tylnym siodełku motoru Frankiego, opuściłam Manhattan, zmierzając na północ stanu Illinois. Pierwszy przystanek mieliśmy na farmie, gdzie uprawiano dynie. Gdy się ma ojca, który wraz ze swoimi podwładnymi jest zamieszany w nielegalne interesy, i muszą się gdzieś spotkać prywatnie, takie przestępcze zebrania na farmach z dyniami odbywają się częściej, niż byście podejrzewali. Te zgromadzenia zazwyczaj trwały kilka dni; dorośli przebywali w domu, a dzieci na zewnątrz. Zawsze było mnóstwo wrzasków, bijatyk i popijania. Oraz liczne dziwki.
Zaczęłam wcześnie dojrzewać i w wieku dwunastu lat wyglądałam raczej niezgrabnie – wysoka i koścista, z wystającymi łokciami i kolanami oraz biustem rozmiaru C. Kilku chłopaków, którzy towarzyszyli w wyprawie swoim ojcom, wszędzie za mną łaziło, strzelając ramiączkami mojego biustonosza i wołając, że sobie wypchałam stanik. Uciekając przed nimi, schroniłam się na drzewie, gdzie siedziałam ze słuchawkami na uszach. Słuchając Rolling Stonesów, machałam nogami i kołysząc głową do rytmu, głośno sobie podśpiewywałam. W pewnej chwili poczułam, że ktoś chwycił mnie za obutą w tenisówkę stopę, więc ją cofnęłam.
– Odejdź, Frankie! – wrzasnęłam. On znów mnie chwycił za stopę, a ja zerwałam z uszu słuchawki i spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem.
To nie był Frankie.
Z wyjątkiem włosów, które teraz miał gęste, o barwie piasku i sięgające aż do ramion, wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, gdy widziałam go po raz pierwszy. I wciąż był tak samo oszałamiająco piękny.
Uśmiechnął się szeroko, prezentując liczne dołeczki w policzkach.
– Słyszałem, że gdzieś tu jesteś, kochanie. Pamiętasz mnie?
– Deuce – wyszeptałam, wpatrując się w niego. – Z Rikers Island.
Wybuchnął śmiechem.
– Nie jestem stamtąd. Mam dom w Montanie. W więzieniu tylko odwiedzałem mojego starego. Pamiętasz?
Skinęłam głową.
– Reapera. Lubiłam go.
Jego uśmiech zgasł.
– Już nie żyje.
Nigdy nie wiedziałam, co mam powiedzieć ludziom, którzy stracili kogoś bliskiego. Nic nie wydawało mi się odpowiednie. Ale widząc w lodowato niebieskich oczach Deuce’a odległe spojrzenie, musiałam coś powiedzieć.
– Miał kapitalny uśmiech – wydusiłam z siebie. – Zupełnie jak twój.
Spojrzał na mnie z uśmiechem.
Ja także się uśmiechnęłam.
– Wiesz co? – powiedział, wyciągając cienki złoty łańcuszek spod swojej brudnej białej koszulki – Powinnaś to mieć. – I zdjął go sobie przez głowę.
Chwycił mnie za rękę i umieścił łańcuszek w mojej dłoni.
– Należał do mego starego – oznajmił. – Nigdy nie spotkałem nikogo, kto by powiedział coś miłego o tym skurczybyku. Nawet jego matka. Dopiero teraz, ty. Myślę, że ci się należy.
Wzięłam łańcuszek i przyjrzałam się małemu medalionowi, który na nim wisiał. Widniały na nim insygnia klubu motocyklowego. Dookoła dosiadającego motocykl Harley personifikującego śmierć zakapturzonego Ponurego Żniwiarza z kosą w ręce wygrawerowano napis: HELL’S HORSEMEN. Na rewersie przeczytałam REAPER.
– Tamtego dnia siedem lat temu po raz pierwszy w życiu zobaczyłem uśmiech na twarzy tego dupka. I po raz ostatni.
Znów nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć. Więc milczałam i po prostu włożyłam sobie łańcuszek na szyję.
– Dzięki – bąknęłam i wepchnęłam medalion pod trykotową koszulkę z Jimim Hendrixem. – Podoba mi się.
Skinął głową i spoglądając w dal, powiedział:
– Idę się przejść pomiędzy tymi dyniami, kochanie. Może się przyłączysz?
Zsunęłam słuchawki na szyję, przyczepiłam walkmana do kieszeni dżinsów i zeskoczyłam z gałęzi drzewa. Bez wahania wzięłam go za rękę, jakby to był mój ojciec albo Frankie. Zerknął w dół, ale nie cofnął ręki. Jego długie i grube, ciepłe palce zamknęły się wokół moich i ruszyliśmy przed siebie.
Deuce wpatrywał się w zachmurzone szare niebo, paląc jednego papierosa za drugim. Milczał.
– Jesteś smutny? – spytałam.
Zerknął na mnie i zmarszczył brwi. Przygryzłam wargę. Czyżbym powiedziała coś niewłaściwego? Może on nie chce, żeby inni wiedzieli, że jest smutny. Serce biło mi coraz szybciej i szybciej. Poczułam, że moja dłoń robi się śliska od potu, a ponieważ trzymaliśmy się za ręce, zrobiło mi się głupio i pociłam się jeszcze bardziej.
– Umarł mój młodszy brat, kochanie. Kilka dni temu.
Przystanęłam i objęłam go w pasie, ściskając z całych sił.
– Bardzo ci współczuję – szepnęłam.
Deuce wstrzymał oddech.
– Kochanie.
A potem padł na kolana i uściskał mnie tak, że nie mogłam złapać tchu, ale nie przejmowałam się tym, bo było mi tak przyjemnie, i wiedziałam, że on tego potrzebuje.
– Dobre z ciebie dziecko, kochanie. Dobre i słodkie – wyszeptał mi do ucha.
Odsunął się i zajrzał mi w oczy.
– Obiecaj mi, że się nie zmienisz,