Niepokorna. Madelina Sheehan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niepokorna - Madelina Sheehan страница 7
Spojrzałam na niego, zadzierając głowę.
– Żebyś się stąd nie ruszała, póki nie wrócę.
Wzniosłam oczy do nieba i wsunąwszy do uszu słuchawki, zajęłam się słuchaniem muzyki. Potrząsałam głową, przytupywałam nogami i wyśpiewywałam na cały głos, nic sobie nie robiąc z pełnych zdumienia spojrzeń, jakie zawsze budziły moje popisy wokalne.
W szkole podstawowej miałam ciężkie życie, ale od tamtej pory wiele się zmieniło. Pogodziłam się z tym, że jestem odmieńcem, i polubiłam własne dziwactwa. Jestem, jaka jestem. I nie obchodzi mnie, co sobie pomyślą inni. W liceum jak dotychczas czułam się dobrze. Byłam ładna i popularna. Miałam przyjaciółek na kopy. Podejrzewałam, że służyłam im za pretekst, by mogły zbliżyć się do Frankiego i go uwieść.
Frankie był przystojnym chłopakiem, dużym i mocno zbudowanym, o ładnych rysach twarzy. Był czystej krwi Włochem z oczyma barwy ciemnej czekolady i z długimi, gęstymi brązowymi włosami. Dziewczyny tłumnie go oblegały, a on z tego skwapliwie korzystał.
Poza tym, że musiałam wysłuchiwać, jak dziewczyny wzdychają i usychają z tęsknoty za Frankiem, życie było piękne. Wesołe i nieskomplikowane, a ja czułam się szczęśliwa.
Na powierzchni czarnego smołowanego dachu obok mnie pojawił się jakiś cień, a potem w pole widzenia wkroczyła para skórzanych butów. Przyjrzałam się im. Czarna skóra i gumowe podeszwy. Ozdobione w kostkach metalowymi klamrami, wyglądały zawadiacko i seksownie.
Uniosłam głowę.
– Jak widzę, wciąż nosisz tenisówki i wyśpiewujesz na fałszywą nutę.
Tak. Zawadiackie i seksowne. Jak obuty w nie mężczyzna.
Deuce uśmiechnął się i na jego policzkach ukazały się dołeczki. Oczy barwy niebieskiego lodu idealnie pasowały do długich jasnych włosów, które związał w gruby kucyk. Był tak samo wysoki, mocny i barczysty, jakim go zapamiętałam. Górował nade mną i był o wiele szerszy ode mnie. Wyglądał piekielnie przystojnie w obcisłym białym T-shircie, skórzanej kamizelce i złachanych dżinsach.
Tym razem uśmiechnęłam się do niego nie jak mała, pełna nabożnego podziwu dziewczynka, lecz jak seksualnie zafascynowana szesnastolatka.
– A niech mnie. Toż to Eva Fox – powiedział, przeciągając głoski. – Wydoroślałaś.
Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się niskim, dudniącym śmiechem, który sprawił, że mój brzuch się zacisnął, a brodawki piersi stężały. Nie byłam jedyną kobietą, na której jego śmiech robił piorunujące wrażenie; inne panie obecne na dachu nie kryły zachwytu.
Deuce sięgnął do wewnętrznej kieszeni kamizelki i wyjął z niej paczkę papierosów. Nie spuszczając ze mnie wzroku, zapalił.
– Ile masz teraz lat, kochanie? Osiemnaście? Dziewiętnaście?
– Szesnaście – wysyczał Frankie, wyrastając obok mnie jak spod ziemi. – Szesnaście pieprzonych lat.
Deuce przeniósł wzrok na Frankiego i dostrzegłam w jego oczach błysk rozpoznania. Najwyraźniej nie był zachwycony.
– Pieprzony wariat Frankie – powiedział Deuce z pogardliwym uśmieszkiem. – Wcześnie zasłużyłeś na takie określenie.
Mój przyszywany brat już od kilku lat był przezywany „Wariat Frankie”, ponieważ… cóż, był zwariowany.
Frankie zacisnął pięści i zmierzył Deuce’a pełnym wściekłości wzrokiem.
– Hej, ty, pieprzony Jeźdźcu. Lepiej się odwal od Evy.
Pociągnęłam go za kamizelkę.
– Uspokój się. To przyjaciel taty.
Teraz Frankie łypnął na mnie złym okiem.
– Nie, dziecinko. Wcale nie jest przyjacielem. Robią razem interesy. A to kurewska różnica. Powinnaś się od niego trzymać z daleka. Jest cholernie niebezpieczny. Gdyby Preacher mógł, już by go pogrzebał.
Spojrzałam na niego zdumiona.
Frankie wzruszył ramionami.
– Jest tak, jak mówię, dziecinko.
Nie przejmując się tym, że Frankie tak lekko napomknął o jego śmierci, Deuce zaciągnął się papierosem i wydmuchnął długą smugę prosto w jego twarz. Frankie poczerwieniał ze złości.
– W zeszłym tygodniu ukatrupiłeś w Pittsburghu dwóch chłopaków Bannona, prawda, Frankie? Wie o tym cała okolica. Powiadają, że Bannon cię szuka, by ci odstrzelić łeb. A ty nie odstępujesz Evy na krok. Nie sądzisz, kurwa, że to ty jesteś dla niej niebezpieczny?
Szczęka mi opadła.
– Zabiłeś kogoś? – wyszeptałam, porażona myślą, że Frankie jest do tego zdolny.
Wiedziałam, że takie rzeczy się zdarzają, gdy interesy klubu motocyklowego są w kiepskim stanie, ale nikt mi tego nigdy nie powiedział wprost. A już na pewno nie przyszło mi do głowy, że mój dziewiętnastoletni brat bierze udział w czymś takim.
Nozdrza Frankiego zadrżały. Jego ciemne oczy łypnęły gniewnie na Deuce’a.
– Pierdol się – wysyczał.
Deuce wzruszył ramionami.
– I nawzajem, bracie – odparł.
– Frankie – wyszeptałam – Bannon cię zabije.
Mickey Bannon był bandziorem z irlandzkiej mafii. Większość interesów prowadził poza Pittsburghiem, ale miał powiązania w całym kraju, a nawet za granicą. Wiedziałam, że mój ojciec miewa z nim problemy, bo Bannon nie dotrzymuje zobowiązań, ale nie sądziłam, że sprawy zaszły aż tak daleko, by doprowadzić do morderstwa.
Nie spuszczając oczu z Deuce’a, Frankie chwycił mnie za ramię.
– Nie, dziecinko. Już się tym zająłem. Ja i Trey. Nikt się tu, kurwa, nie zjawi.
Trey był moim kuzynem, najstarszym synem wujka Joe i niezbyt miłym facetem. To znaczy… był miły dla mnie i dla swojej matki, ale tylko dla nas. To, że Trey kogoś zamordował, nie było dla mnie niespodzianką.
Deuce prychnął gniewnie.
– Będę potrzebował nowego słupka przy łóżku z baldachimem, żeby na nim robić nacięcie po każdym dokonanym przez ciebie morderstwie. Pozbywasz się ludzi prędzej, niż Niemcy uśmiercali Żydów.
W samą porę odsunęłam się jak najdalej od Frankiego.
– Co! – wykrzyknęłam.
Spojrzał na mnie.
– Eva…