Niepokorna. Madelina Sheehan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niepokorna - Madelina Sheehan страница 5
Musnął knykciami mój policzek i wstał. Znów wzięłam go za rękę i poszliśmy dalej. Deuce ciągle palił. Od czasu do czasu wskazywał mi nadzwyczajnie wielkie dynie.
– Czy oglądasz ten rysunkowy film It’s the Great Pumpkin Charlie Brown? – zapytał. – Ten pieprzony głupek naprawdę mnie rozśmiesza.
Uznałam, że ja także lubię tego pieprzonego głupka Charliego Browna, i obiecałam sobie, że po powrocie do domu będę oglądać wszystkie filmy o nim.
– Przebierzesz się jakoś na Halloween, kochanie?
– Jeszcze nie wiem – odparłam. – To nie jest takie łatwe. Raz na rok przebierasz się i udajesz kogoś zupełnie innego niż ty. To niepowtarzalna okazja. Szkoda by było to zmarnować, co nie? Trzeba się dokładnie zastanowić i wybrać coś odpowiedniego, żeby potem nie żałować, tylko mieć bajkowe wspomnienia.
Deuce przystanął i wpatrywał się we mnie.
– Jak myślisz, kim mogłabyś być?
– Mayą Angelou – odparłam natychmiast. – Albo Eleanorą Roosevelt.
Omal się nie udławił ze śmiechu.
– Ale – dodałam pospiesznie – żeby się przebrać za Mayę Angelou, musiałabym sobie jakoś przyczernić skórę, ale tak, żeby nie obrazić Afroamerykanów. Więc chyba skończy się na tym, że będę Eleanorą Roosevelt. Nie, żebym miała coś przeciwko temu. To była wspaniała kobieta.
– Ile masz lat? – zapytał szorstko, waląc się pięścią w pierś.
– Dwanaście.
– Dwanaście? – powtórzył zdumiony. I pokręcił głową. – Kiedy cię poznałem, pomyślałem sobie, że jesteś bardzo rozsądnym dzieckiem. Teraz wiem, że miałem rację.
Stanęłam w pąsach. Ale super. Deuce – wnioskując z jego kamizelki – prezydent klubu motocyklowego Hell’s Horsemen, pomyślał, że jestem rozsądna. Nie do wiary.
– A ty ile masz lat? – spytałam.
– Trzydzieści, kochanie. – Spojrzał na mnie i skrzywił się. – Stary, no nie?
Wzruszyłam ramionami.
– Mój tata ma trzydzieści siedem, a jest całkiem niezły.
Wybałuszył na mnie oczy.
– Musimy sobie coś wyjaśnić. Masz dwanaście lat. Na Halloween prawdopodobnie przebierzesz się za Eleanorę Roosevelt. I uważasz, że twój stary jest całkiem niezły?
Przytaknęłam milcząco.
Pokręcił głową, uśmiechając z niedowierzaniem.
– Cholera, a niech mnie.
Ścisnęło mnie w żołądku. Nabija się ze mnie.
Wyrwałam rękę z jego dłoni i skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Wiem, że jestem dziwaczna. W szkole ciągle to słyszę. Tylko moja najlepsza przyjaciółka Kami tak nie uważa. Dzieciaki nienawidzą tego, czego słucham, bo to jest stara muzyka. Nienawidzą moich ubrań, bo się ubieram jak chłopak! Uważają mnie za dziwadło! No, dobra, powiedz to. Ty także uważasz mnie za dziwoląga, no nie?
Deuce uklęknął przede mną.
– Nie, kochanie. Nie jesteś dziwaczna. Masz dwanaście lat. Tamte dzieciaki nie dorastają ci do pięt. Dziewczyny są o ciebie zazdrosne, bo jesteś taka cholernie ładna. A chłopaki, jak to chłopaki. Usiłują z tobą flirtować, ale nie mają zielonego pojęcia o tym, jak się do tego zabrać.
Jesteś taka cholernie ładna.
– Jestem ładna?
Jego wargi zadrżały.
– Masz dopiero dwanaście lat, a już jesteś taka pociągająca. Tak, kochanie, jesteś ładna. A pewnego dnia staniesz się prawdziwą pięknością. Tak bardzo uszczęśliwisz jakiegoś chłopca, że będzie się czuł jak świnia utaplana w gównie.
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Kto by pomyślał, że użyte w jednym zdaniu słowa „świnia” i „gówno” wprawią dziewczynę w błogostan?
– Teraz już wiesz – powiedział cicho. – Tak właśnie to widzę. Nie ma nic lepszego niż uśmiech ładnej dziewczyny.
Wpatrywałam się w niego. A on we mnie. Jego twardo spoglądające oczy złagodniały, a ja poczułam, że moje ciało topnieje jak masło. Coś się ze mną działo – coś ważnego, a nawet monumentalnego. Zmieniłam się z dziecka w nastolatkę. I chociaż zrozumiałam, co i dlaczego się stało, dopiero wtedy, gdy byłam dużo starsza, już stojąc pośrodku pola dyń, wiedziałam, że zmieniłam się bezpowrotnie. I że się zmieniłam z powodu i dla tego mężczyzny.
– EVA! CO SIĘ DZIEJE, DO CHOLERY!
Obróciłam się. W naszym kierunku pędził Frankie, kopiąc nieszczęsne, Bogu ducha winne dynie, które rosły na jego drodze.
– Wspaniale – jęknęłam. – Frankie mnie znalazł.
– Twój chłopak? – zapytał Deuce, patrząc z wyraźnym zainteresowaniem na furię Frankiego.
Wybałuszyłam na niego oczy.
– Coś ty. To mój przyszywany brat.
Długie brązowe włosy Frankiego powiewały dookoła jego głowy, ciemnobrązowe oczy ze złości pociemniały jeszcze bardziej. W wieku zaledwie piętnastu lat mierzył ponad metr osiemdziesiąt i miał posturę piłkarza trenującego futbol amerykański. Nie był jeszcze tak wysoki jak Deuce, ale nie wątpiłam, że pewnego dnia go przerośnie.
– Czy my się znamy? – wysyczał Frankie, przystając tuż przed Deuce’em.
Deuce uniósł brwi i uśmiechnął się z wyższością.
– Nie, chłopcze. Obawiam się, że nie mieliśmy przyjemności się poznać.
Frankie nie znosił, gdy się do niego zwracano per „chłopcze”, zwłaszcza w mojej obecności. Patrzyłam, jak zaciska dłonie w pięści.
Deuce już się nie uśmiechał.
– Posłuchaj no mnie.
– Nie słucham dorosłych mężczyzn, a już na pewno nie dupków, którzy udają, że są dorośli, po to, by zdjąć dziewczynie majtki.
Zamknęłam oczy. Deuce nie znał Frankiego, więc nie mógł wiedzieć, że Frankie usiłuje mi zaimponować. Wciąż to robił. Zanim zdążył zamachnąć się pięścią i zanim Deuce skopał mu tyłek, wepchnęłam się pomiędzy nich i objęłam Frankiego