Niepokorna. Madelina Sheehan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niepokorna - Madelina Sheehan страница 11

Niepokorna - Madelina Sheehan

Скачать книгу

panowanie? Jak to możliwe, że stracił głowę dla szesnastolatki?

      – Kurwa – wymamrotał, trąc pięściami oczy. – Cholerny świat. Spieprzyłem sprawę.

      – Taaa, spieprzyłeś.

      Deuce opuścił ręce. Jakiś metr od niego stał Preacher. Sam.

      Oj, niedobrze. Żadnych świadków zdarzenia, w razie gdyby znaleziono ciało Deuce’a.

      – Mam kamery w całym klubie – powiedział Preacher. – Nawet na klatkach schodowych.

      Deuce skinął głową. Gdyby myślał jasno, wiedziałby o tym i nie popadłby w tarapaty. Przecież on także miał kamery w swoim klubie. W tym biznesie bezpieczeństwo było nieodzowne.

      – Jesteś gotowy? – zapytał Preacher, dobywając spluwę. Deuce patrzył, jak nakłada tłumik.

      Czy jest gotowy umrzeć? Nie.

      Czy zasłużył na to, by umrzeć? Tak. Już dawno.

      Czy pokornie podwinie ogon i pozwoli, by Preacher go zabił?

      Na pewno nie

      – Marsz do zaułka, Deuce. Ale to już. – Preacher wskazał lufą drogę.

      Deuce udał, że się obraca, i szybko sięgnął po broń. Nie był jednak wystarczająco szybki i pierwszy pocisk Preachera trafił go w prawą nogę. Deuce zatoczył się do tyłu i upadł na stertę śmieci.

      Buty Preachera zastukały na betonie. Deuce czekał na śmiertelny strzał. Bardzo odpowiednie miejsce. Umrze na stercie śmieci. Jego ojciec stale powtarzał mu, że jest śmieciem. A teraz czuł się jak śmieć. Poczuł gwałtowny ból w ramieniu.

      – Kurwa – warknął. Nienawidził ran postrzałowych. Kurewstwo było cholernie bolesne.

      – Zawołam twoich chłopaków, żeby cię pozbierali – powiedział Preacher ku wielkiemu zaskoczeniu Deuce’a. – Niestety, jesteś mi potrzebny żywy – ciągnął. – Moi chłopcy zanadto się zaangażowali, za wiele się najeździli w sprawie tego gówna, na którym trzymasz rękę. Jeśli kiedykolwiek zbliżysz się do mojej córki, pierwszy pocisk umieszczę w tym twoim chorym, wszędobylskim chuju, drugi w mózgu. I jeszcze jedno, jeśli popróbujesz odwetu, wypatroszę co do jednego twoich chłopców z oddziału w Queens.

      – Rozumiem – zaskrzeczał Deuce. Ponieważ chciał, by jego fiut i mózg pozostały w stanie aktualnym, i ponieważ żaden z jego chłopaków nie zasługiwał na to, by gryźć ziemię za jego pieprzone grzechy, nigdy więcej nie zbliży się do Evy Fox.

      Ale los to podły sukinsyn.

      Dwa lata później wymierzył Deuce’owi policzek.

      Rozdział 4

      Uwielbiałam tańczyć. Uwielbiałam Club Red. I kochałam moją najlepszą przyjaciółkę Kami.

      Ona była nadziana. I ja byłam nadziana. Ona była rozpieszczona. I ja byłam rozpieszczona. Ona się okropnie nudziła. A ja się dusiłam w domu.

      Takie zepsute, znudzone i duszące się w domu, zorganizowałyśmy sobie przy pomocy innego znudzonego i zepsutego dzieciaka fałszywe dowody tożsamości, dzięki którym mogłyśmy co sobota wieczorem uciekać do naszego ukochanego miejsca, którym był Club Red.

      Najlepsze było to, że Frankie nie miał zielonego pojęcia, gdzie przebywam. Co udawało się nam dzięki pomocy seksownego szofera Kami, Jacoba, którego oddawano do jej dyspozycji od czasu, gdy ona miała lat trzynaście, a on osiemnaście. Jestem całkowicie pewna, że Jacob był w niej po uszy zakochany, ale ponad sześć lat temu zrezygnował z miłości i przestał się ubiegać o cokolwiek więcej niż seks.

      Spragniona uwagi Kami wmówiła sobie, że sypiając z wieloma rozmaitymi mężczyznami, uzyska to, czego brakowało jej w domu. Ta metoda nigdy się nie sprawdziła, ale Kami nie zaprzestała prób.

      Tak czy siak, właśnie tam spędzałam soboty. Frankie podrzucał mnie do luksusowego apartamentu Kami, który mieścił się na najwyższym piętrze. Jeśli jej rodzice byli w domu, upiększałyśmy się, czekając, aż położą się spać. Wtedy wymykałyśmy się tylnymi schodami. Jacob czekał na nas w podziemnym garażu Kami i wywoził wyjazdem przeznaczonym wyłącznie dla mieszkańców apartamentu, zręcznie unikając śledzących mnie mężczyzn, których zatrudniał Frankie. I już nas nie było.

      Wolność.

      Deuce szczerze nienawidził Nowego Jorku. Tak było i tak miało zostać.

      Jeszcze bardziej niż Nowego Jorku nienawidził zamieszkujących go nowojorczyków. A jeszcze bardziej niż nowojorczyków nienawidził wypełnionych nowojorczykami nowojorskich klubów nocnych.

      Dwaj jego ludzie przyjechali do miasta w związku z interesami. Zachciało im się imprezy i cipek. A ponieważ on sam także miał ochotę poderwać jakąś laskę, wybrali się do nocnego klubu.

      Niech to szlag.

      Stał pod ścianą w zatłoczonej sali. Wszędzie dookoła wisiał czerwony atłas, a u sufitu obracały się czerwone błyskające kule. Pijane półgłówki zataczały się od ściany do ściany, wpadając na siebie przy akompaniamencie czegoś, co miało być muzyką, ale brzmiało raczej jak trzaski zakłócające odbiór programu telewizyjnego, a wtórował temu kiepsko wybijany rytm.

      Deuce był człowiekiem nieskomplikowanym. Lubił się napić, posłuchać muzyki i podobały mu się rodzime cipki. Nie odczuwał potrzeby krycia się z tym, że chce sobie popić i przelecieć kobitkę. W końcu zawsze było tak samo – byle jakie pocałunki, poklepywanie, rżnięcie, a potem okropny kac. Po cóż, u diabła, przykrywać to wszystko dekoracyjnym parasolem?

      Jego chłopcy zostawili go jakąś godzinę temu, by zająć się kilkoma niechlujnymi dziwkami. Widział Coxa, jak znikał z dwoma skąpo odzianymi Latynoskami, oraz Micka tańczącego z kobietą, której wpychał fiuta pod drastycznie krótką spódniczkę.

      Czuł się tak nędznie, że przez chwilę rozważał, czy nie sfotografować chłopaków z tymi dziwkami, żeby wysłać zdjęcia do ich żon, z zemsty za to, że musi cierpieć w tym gównianym otoczeniu.

      – Heeej – usłyszał bełkotliwy głos kobiecy. Obrócił głowę w lewo. Jezu. Cholernie chude suki mieszkają w tym mieście. Żadnych cycków. Żadnego tyłka. Wszystkie w obcisłych ciuchach, które tylko uwydatniają owe braki. Ta tutaj była wysoką tlenioną blondynką, tak okropnie chudą, że poprzez skórę przeświecały kości obojczyka. Serwetka, którą nosiła zamiast sukienki, była, praktycznie rzecz biorąc, przezroczysta i widać było, że blondyna nie ma na sobie żadnej bielizny.

      – Spływaj – powiedział.

      Ze zdumienia szeroko rozwarła oczy.

      – Co?

      – Głucha jesteś? – zapytał. – Przecież powiedziałem „spływaj”.

      Zaskoczona, aż otworzyła usta.

      – Co?

Скачать книгу