Dlaczego, mamo?. Daria Skiba

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dlaczego, mamo? - Daria Skiba страница 9

Dlaczego, mamo? - Daria Skiba

Скачать книгу

poznać odpowiedź. Zwariowałabym, gdyby kazano mi dłużej czekać.

      – Marlenko, jak się czujesz? Czy…?

      O Boże, tylko nie to. Ona nie mogła stracić dziecka! Nie teraz, kiedy już zdążyła je pokochać. Patrzyłam prosto w jej oczy i po raz pierwszy nie potrafiłam nic z nich odczytać.

      – Nie, mamo. Nie poroniłam. – Usłyszałam tylko tyle albo aż tyle.

      – Nie? Dziękuję ci, Boże! Dziękuję! – Uściskałam córkę i usiadłam na brzegu jej łóżka. Wygładziłam białą kołdrę, zastanawiając się, co powinnam jej powiedzieć. W tak młodym wieku nie powinno się mieć takich problemów.

      – Dlaczego mnie to spotyka? Może byłoby lepiej, gdybym jednak dziś straciła dziecko? – Marlena, zadając mi to pytanie, nie patrzyła mi już w oczy. Wbiła wzrok w ścianę, jakby szukała w niej odpowiedzi. – Ja… ja sobie nie poradzę. Zranię je, wcześniej czy później. Przyjdzie taki dzień, że przestanę panować nad tym, co się dzieje. Mamo, nie dam rady…

      Teraz emocje zaczynały powoli do niej wracać, a w kąciku jej zielonych oczu szkliły się łzy. Ta cała sytuacja przerastała moją dziewczynkę. Chciałabym wziąć brzemię, które dźwigała, jednak nie było takiej możliwości. Mogłam jedynie wspierać ją, jak tylko byłam w stanie, i pomóc przy dziecku, kiedy się narodzi.

      Kiedy ja urodziłam Kamilkę, zostałam ze wszystkim sama, niespecjalnie mogąc liczyć na Franka. Wtedy jeszcze nie zatracał się w alkoholu, ale i tak całymi dniami nie było go w domu. Ktoś na naszą trójkę musiał zarabiać. Było nam bardzo ciężko. Wtedy nie potrafiłam jeszcze zajmować się małym dzieckiem. Uczyłam się na własnych błędach i poradach mojej mamy. Mieszkaliśmy jednak sami, nie było Internetu i tych wszystkich pomocy, które młodzi mają teraz.

      – Dasz sobie radę. Wszyscy razem sobie poradzimy. Nie zostaniesz z maleństwem sama. Pamiętaj, nigdy nie będziesz sama. A jeśli kiedykolwiek poczujesz, że coś jest nie tak, przyjdź do mnie. Zawsze będę obok i pomogę ci we wszystkim. Nie wychowam za ciebie dziecka, nie skończę za ciebie szkoły, ale zawsze możesz na mnie liczyć. Dobrze, że naukę zaczęłaś rok wcześniej. Teraz zdasz maturę i z końcem maja będziesz mieć to za sobą. Zapewniam cię, że nigdy cię nie opuszczę i nauczę wszystkiego, co potrafię.

      – Kocham cię, mamo.

      6. Marlena

      W szpitalu na obserwacji spędziłam trzy dni. Okazało się, że to było tylko plamienie i nic poważnego się nie stało. Z dzieckiem wszystko było w porządku, moim wynikom też nie można było niczego zarzucić. Ciąża według lekarzy przebiegała książkowo, z wyjątkiem tego drobnego wypadku. I tego, że brakowało mi ojca dla dziecka… Nie żebym tęskniła za Krystianem. Z niego wyleczyłam się szybciej, niż na początku przypuszczałam. Nie miałam czasu na zaprzątanie sobie myśli byłym facetem, który na dodatek, jak się okazało, nigdy mnie nie kochał. Czym więc w takim razie była miłość? Pustymi słowami „kocham cię”? Przestałam wierzyć, że takie uczucie w ogóle istnieje. Może dlatego, że spotkałam miłość do zupełnie obcego człowieka, który potrafił tylko ranić. Nie chciałam już nigdy otwierać serca dla kogokolwiek. Teraz starałam się zrobić w nim miejsce dla serduszka, które nosiłam jeszcze w sobie.

      Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam pewna, że ją usunę. Poddam się zabiegowi i wszystko będzie dalej po staremu. Miałam zdać maturę, pójść na jakieś łatwe studia i się bawić. Podobno studia to najlepszy okres w życiu każdego młodego człowieka, ale o tym miałam się prawdopodobnie nie przekonać. Teraz miałam również odbyć swoją naukę, choć zupełnie inną, niż zawsze planowałam. Cenne lekcje życia już zbliżały się do moich drzwi, by po chwili z głośnym łomotem w nie zabębnić. Pozostało mi jedynie czekać i w odpowiednim momencie być przygotowaną, by je otworzyć.

      Dzięki wsparciu najbliższej rodziny z każdym dniem byłam odrobinę silniejsza i coraz mocniej kochałam tę maleńką istotę. Aż do ostatniego pobytu w szpitalu… Od wyjścia z niego mijały już dwa tygodnie, a ja wciąż odczuwałam ten dziwny lęk. Zagościł w mojej głowie i nie dawał mi spokoju. Atakował w nocy koszmarami, w których kościste dłonie wyrywały ze mnie nierozwinięte jeszcze dziecko. Wyglądało jak mały potworek, a ja ze strachu dusiłam się własnymi łzami. Budziłam się z krzykiem na ustach.

      Podczas spacerów, od razu rzucały mi się w oczy matki z małymi dziećmi, które ciągle płakały, krzyczały, rzucały się po chodnikach w geście buntu i niezadowolenia z powodu decyzji rodzica o tym, że czas powrotu do domu właśnie nadszedł. Momentami chciałam zrobić podobnie jak one – tupać ze złości i zacząć krzyczeć, aby ktoś zabrał ode mnie całe to koszmarne życie. Miałam już dość, choć wszystko było jeszcze przede mną.

***

      Kwiecień 2011

      – Cześć, młoda, jak się czujesz? – W słuchawce usłyszałam głos siostry, której coraz bardziej mi brakowało.

      – Jako tako. Powoli – odpowiedziałam.

      – Nie masz zbyt dobrego humoru. Coś się stało? – Tym razem w głosie Kamili kryła się troska.

      – Nie, nic takiego.

      – No, mów!

      – Nic, Kamila, się nie dzieje!

      – OK, nie krzycz. Po prostu słyszę, że coś jest nie tak. Podobno wychodzisz tylko do szkoły i to jedynie wtedy, jak masz chęci. Całe dnie spędzasz w pokoju. Chcę ci pomóc, porozmawiaj ze mną.

      – Niby jak? Przylecisz tutaj ze swojej ciepłej Grecji, zostawisz męża i dzieciaki i machniesz swoją zajebistą różdżką, sprawiając, że wszystko będzie piękne i różowe?

      – Czyli dziewczynka?

      – Co? – Nie zrozumiałam, o co jej chodzi, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

      – Zapytałam, czy będziesz mieć córeczkę.

      – Tak. I co, zmieniło to coś? Co za różnica? Nie chcę mieć dziecka! Jestem skończona, a moje życie nic niewarte… – Nie chciałam już dłużej tłumić w sobie rozgoryczenia, które mną ostatnio zawładnęło.

      – Nie mów tak. Zobaczysz, kiedy urodzisz tę księżniczkę, pokochasz ją całym sercem i nie będziesz widzieć świata poza nią.

      Kamila starała się mówić spokojnie, jakby chciała za sprawą kilku słów wpłynąć na mój stan. Wiedziałam, że jest ze mną coraz gorzej i jak najszybciej powinnam się ogarnąć. Zaczynałam przerażać samą siebie, a to już był fatalny sygnał.

      – No, właśnie… jak urodzę.

      – Co masz na myśli? Dasz radę, to wbrew pozorom nie takie trudne. Nie bój się.

      – Łatwo ci mówić. Ciebie cały czas wspierał Tymek. Pomagał ci z przygotowaniem pokoju dla dziecka, towarzyszył ci w zakupach, doradzał, jakie ciuszki, jaki kolor wanienki albo głupiego przewijaka, wiózł cię do szpitala, trzymał za rękę i nie odstępował

Скачать книгу