Dlaczego, mamo?. Daria Skiba

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dlaczego, mamo? - Daria Skiba страница 7

Dlaczego, mamo? - Daria Skiba

Скачать книгу

się niezrozumiałego bełkotu, jednak nic takiego nie miało miejsca.

      – Bożenko, Bożenko, wróciłem. Jesteś w łazience? – Po tych słowach usłyszałam jeszcze delikatne pukanie do drzwi, za którymi kurczowo trzymałam klamkę.

      – Nie, tato, to ja. Już wychodzę, minutka.

      – Spokojnie, nie trzeba – dodał, po czym usłyszałam kolejne kroki.

      Nie chciałam dłużej przysłuchiwać się tej całej sytuacji z łazienki, dlatego wyszłam. Gdy otworzyłam drzwi, do przedpokoju weszła również mama. Zrobiło się ponownie dziwnie cicho i niezręcznie. Tata trzymał w ręce piękną czerwoną różę. Był trzeźwy, choć w jego oczach gościł smutek.

      – Bożenko, przepraszam. Uwierz mi, nie piłem. Ani łyczka. Dobra tam, może i pierwsza myśl była taka, cobym wyszedł na jednego, ale dałem radę. Nie poszedłem. – Choć faktycznie był trzeźwy, jąkał się jak nastolatek, który tłumaczył się rodzicom ze swoich szczeniackich wybryków. – Aaa… to dla ciebie, Bożenko.

      – Ty mi tu nie Bożenkuj! Marlena to przez ciebie prawie urodziła z miejsca! Ostatni raz mi taki wyskok robisz, bo jak nie, to pogonię!

      Mama udawała twardą, chociaż widać było, że złapał ją tym za serce. Pomimo wszelkiego zła, jakiego doznała z jego strony, kochała go. Trwała przy nim i wierzyła, że poradzi sobie z nałogiem, choć miała świadomość, że wystarczy ułamek sekundy, by ojciec mógł znów wpaść w jego sidła.

      – Przepraszam.

      – No, już, już… Marlena, do siebie. A ty do łazienki i za dziesięć minut kolacja. Co ja się z wami mam. Oj, co ja się mam. – Ostatnie słowa usłyszałam już zza pleców rodzicielki, która pognała czym prędzej do kuchni, przygotować, jak co wieczór, kolację dla męża.

      Do teraz nie wiem, o co się posprzeczali i co tak bardzo zasmuciło mamę. Czy chodziło o samą kłótnię? Czy może bała się, że faktycznie mógł wrócić pijany? W każdym razie tego wieczoru zostawiłam rodziców samych, by spokojnie mogli sobie wszystko wyjaśnić albo po prostu pobyć razem. Sama zadzwoniłam do Kamili. Robiłam to ostatnio coraz częściej, bo choć miałam świetny kontakt z mamą, to głupio było mi wypytywać ją o poród i o to, jak to w ogóle będzie. Kamila była już po dwóch porodach, naturalnym i cesarskim cięciu. Pierwszy trwał podobno tysiąc lat, a przynajmniej tak relacjonowała mi to siostra. Jednak dzięki uporczywym staraniom i krzykom oraz wsparciu jej męża mała Emilka przyszła na świat siłami natury. W przypadku Oliwki niestety z góry skazano moją siostrę na cesarkę, gdyż malutka nie była odpowiednio ułożona.

***

      Musiałam przyznać, że z każdym kolejnym dniem zaczynałam się obawiać tego, co mnie czeka. Na samym porodzie zaczynając, a kończąc na zmianie pieluch, kolkach, bezsennych nocach i całą resztą spraw związanych z macierzyństwem. Bałam się, że sobie nie poradzę i moje dziecko nie będzie szczęśliwe. Nie chciałam skrzywdzić tego maleństwa, a obawiałam się, że jak do tej pory raniłam każdego, kto stawał na mojej drodze. Odsunęłam się od siostry, która już dawno próbowała mnie wyciągnąć z patowej sytuacji, w jaką wpadłam, zaślepiona głupim zauroczeniem. Nie byłam też ostatnio dobrą córką, choć mama starała się robić wszystko, by utrzymać naszą rodzinę w komplecie. I jeszcze Olka – ją potraktowałam najgorzej.

      Zaczęłam również chodzić na spotkania z położną środowiskową, która w naszej małej miejscowości prowadziła zajęcia w stylu szkoły rodzenia. Pech chciał, że zgłosiłam się do niej trochę za późno i jej grupa ruszyła już z zajęciami, a ja zostałam w tyle. Postanowiłyśmy jednak, że może zorganizować cykl zajęć tylko dla mnie i poświęcić mi pełną uwagę. Przyznałam szczerze, że było to dla mnie idealne rozwiązanie. Pani Lucyna bardzo dużo opowiadała i puszczała mi najróżniejsze filmiki – od ujęć z porodów, przez wskazówki w sprawie pielęgnacji dziecka, po zabawy i masaże.

      Starałam się pokazywać jej, że nieźle mi idzie i jestem dobrze przygotowana do pełnienia tej nowej życiowej roli. Na każdych kolejnych zajęciach twierdziłam, że jestem silniejsza, mądrzejsza o nowe wiadomości. Powtarzałam wszystkim w koło, że będzie dobrze. Bałam się jednak przyznać, że o ile nie ruszał mnie fakt, że będzie mnie prawdopodobnie bardzo bolało podczas porodu, to bałam się tego, że nie dam rady z opieką i mojemu dziecku stanie się krzywda. Im więcej czytałam w Internecie na temat porodów, tym robiło mi się gorzej. Błędy lekarzy, rodzących, choroby… Było tego tyle, że za każdym razem czułam napływające do oczu łzy. Dla otoczenia starałam się być jednak zmotywowaną, silną i życiowo ogarniętą kobietą, która z radością oczekuje swojej pierwszej pociechy. Tymczasem pod tą maską zadaniowego podejścia do sprawy kryła się zagubiona dziewczynka, która zamiast tulić do piersi swoje własne dziecko, chętnie sama zdałaby się na matczyną opiekę. Obawiałam się, że to wszystko mnie przerośnie, a w najmniej oczekiwanym momencie nie będę miała do kogo zwrócić się o pomoc. Do tej pory zawsze mogłam liczyć na mamę i wsparcie Kamili, tata też wyglądał na zmotywowanego, ale zaczynałam przyzwyczajać się do faktu, że ostatecznie to ja miałam ponosić odpowiedzialność za tę małą istotkę.

      Byłam już w dwudziestym tygodniu ciąży. Podczas następnej wizyty u ginekologa prawdopodobnie miałam poznać płeć dziecka. Na zmianę cieszyłam się i płakałam. Zdecydowanie coraz częściej brały nade mną górę hormony i nie do końca radziłam sobie z tą huśtawką nastrojów. Nie wiedziałam też, co mam zrobić z formularzami. Dostałam stertę papierów od położnej, która radziła wypełnić kilka z nich już teraz, żeby być przygotowanym w razie nagłego wypadku. Na jednej z kartek należało wpisać, czy chce się mieć poród rodzinny, czyli w towarzystwie osoby wspierającej. Zazwyczaj taką osobą był partner, mąż, narzeczony – po prostu ojciec dziecka. W moim przypadku pewne było jednak to, że ojca dziecka nie będzie przy mnie, podczas porodu oraz w życiu naszego maleństwa. Choć formalnie nie było to załatwione, właściwie zrzekł się praw rodzicielskich już wtedy, w parku. Nigdy więcej ze mną nie rozmawiał. Nie zapytał, jak się czuję. Ignorował mnie, choć na początku próbowałam jeszcze jakoś się z nim dogadać…

      Nasze miasteczko jest malutkie. Liczy może z sześć, siedem tysięcy mieszkańców. Większość zna się ze sobą od zawsze. Wielokrotnie mnie widział, wychodzącą z marketu, obładowaną siatkami z zakupami. Nigdy nie zaoferował pomocy. Nie przyszło mu do głowy zapytać się, czy czegokolwiek potrzebuję. Nie wspominając o jakimkolwiek zainteresowaniu się dzieckiem. Nic. Zniknął z mojego życia jak słońce za burzowymi chmurami. Bolało mnie to bardzo, bo naprawdę wierzyłam, że to ten jedyny. Na szczęście z każdym kolejnym dniem oswajałam się z wizją samotnego macierzyństwa.

      Nie chciałam prosić mamy o towarzyszenie podczas porodu. Kochałam ją najmocniej na świecie. Była nie tylko rodzicem, ale również przyjaciółką, choć doszłam do tego wniosku dopiero jakiś czas temu. Mimo wszystko nie wyobrażałam sobie, żeby towarzyszyła mi przy porodzie. Jedyną osobą, którą mogłabym o to poprosić, była Kamila. Z tym że siostra mieszkała w Grecji, więc raczej taka opcja nie wchodziła w grę. Całe życie pod górkę…

      5. Bożena

      Tej nocy nie mogłam spać. Co chwilę się budziłam, choć miałam wrażenie, że nie mijała nawet minuta, od kiedy zamknęłam powieki. Za oknem powoli robiło się szarawo, a mnie dopiero zaczął

Скачать книгу