Zgiełk wojny. Tom 1. Kennedy Hudner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zgiełk wojny. Tom 1 - Kennedy Hudner страница 5

Zgiełk wojny. Tom 1 - Kennedy Hudner

Скачать книгу

wywiadu pokazał mu film z audiencji.

      Rozdział 5

      948 rok pd.

      Rekrutka

      W ośrodku szkoleniowym Floty Victorii na Aberdeen

      Późnym popołudniem pod koniec trzeciego tygodnia szkolenia rekrutów podzielono na cztery stuosobowe kompanie. Każdy otrzymał nowy mundur zaopatrzony w sporo metalowych wstawek, uprząż bojową, menażkę i manierkę oraz plecak z zaopatrzeniem i sprzętem, umożliwiającym przetrwanie kilku dni w terenie.

      I, ku zaskoczeniu Emily, otrzymali również broń.

      Sierżant Kaelin stanął na niewielkim podwyższeniu przed zgromadzonymi rekrutami. Oparł ręce na biodrach i popatrzył na nich z powagą.

      – Każdy został przydzielony do jednej z kompanii: Czerwonych, Niebieskich, Zielonych albo Złotych. Dzisiaj wieczorem Kompania Czerwonych zostanie tutaj, a pozostałe przeniosą się do osobnych baraków. Od tej pory będziecie ze sobą prowadzić wojnę. Podczas ćwiczeń na poligonie zostaniecie wystawieni przeciw jednej lub więcej kompanii. Wszyscy macie taką samą broń i sprzęt, te same narzędzia. Nikt nie posiada przewagi technicznej. To, jak sobie poradzicie na poligonie, zależeć będzie tylko od waszego rozsądku, planowania i dyscypliny. A czasami od waszej odwagi.

      Urwał. Emily rozejrzała się ukradkiem. Większość otaczających ją twarzy nie zdradzała zrozumienia, ale młodą kobietę ogarnęło podniecenie. Ćwiczenia taktyczne! I to po mniej niż miesiącu! Emily czytała, że zwykle szkolenie we Flocie przez wiele miesięcy polegało jedynie na poprawianiu kondycji fizycznej, a dopiero potem, jeżeli wystarczało czasu, przeprowadzano podstawowe ćwiczenia taktyczne przed odesłaniem kadetów na bardziej zaawansowany trening. Więc co się działo teraz?

      Sierżant Kaelin uniósł karabin, taki sam, jak godzinę temu dostali rekruci.

      – Każdy dostał wersję szkoleniową karabinu M24 Bull Pup. Nie jest to silny miotacz soniczny. Ci, którzy pójdą do oddziałów specjalnych Królewskiej Floty Victorii, nauczą się obsługi miotaczy. – W paru miejscach rozległy się stłumione chichoty, a Kaelin wyrozumiale je przeczekał. – Podstawowy model M24 strzela pociskami igłowymi, ale dla celów szkoleniowych w tej wersji zastosowano słaby laser. Broń waży dziesięć funtów i potrzebuje zasilacza, który waży dodatkowo jeszcze funt. Zasilacz zapewnia dość mocy na średnio siedemdziesiąt strzałów, potem trzeba go naładować albo wymienić. Karabin ma regulowany, trzystopniowy celownik. Efektywny zasięg strzału wynosi osiemset jardów, ale mogą go skrócić zarośla lub inne przeszkody, o czym nie należy zapominać. Od tej chwili każdy z was jest osobiście odpowiedzialny za swoją broń. Będziecie ją nosić przy sobie cały czas. Jeżeli ją uszkodzicie lub zgubicie, odpowiecie przede mną i z pewnością winowajcy nie spodoba się to doświadczenie.

      Emily zaczęła się zastanawiać, jak przy broni laserowej rejestruje się strzały. Mundur zacznie świecić? Zmieni kolor? Włączy się alarm?

      – Niektórzy pewnie się już zastanawiają, skąd się dowiedzą, że zostali trafieni lub zastrzeleni przez wroga. Wystarczy krótka demonstracja. – Po czym sierżant warknął rozkazy, a rekruci stanęli naprzeciw siebie w dwóch szeregach oddalonych o dziesięć stóp. Emily poczuła ucisk w brzuchu.

      – Na mój rozkaz każdy rekrut wymierzy broń w nogę rekruta naprzeciwko i strzeli!

      Zapadła cisza.

      „Będzie bolało” – pomyślała Emily.

      – Cel! – ryknął Kaelin. – Pal!

      Wycie bólu i oburzenia poniosło się czterystukrotnym echem po placu apelowym. Emily miała wrażenie, jakby wbito jej w udo rozżarzony nóż. Ból był tak dojmujący, że nie od razu zdała sobie sprawę, że nogawka munduru zesztywniała, przez co bardzo trudno było zgiąć kolano.

      – Na bogów naszych matek! – wrzasnęła. Wytrącona z równowagi z głośnym przekleństwem bezwładnie upadła na twardą ziemię.

      – I właśnie tak rozpoznacie, że zostaliście trafieni – stwierdził spokojnie sierżant Kaelin. – Przekonacie się, że ból ustąpi w ciągu godziny, a zesztywnienie waszych mundurów zniknie za godzinę do dwóch, w zależności od tego, jak ciężka była rana.

      Skinął na najbliższego rekruta.

      – Wstać!

      Wywołany niezdarnie podniósł się, wciąż przytrzymując nogę.

      – W przypadku śmiertelnego trafienia wasze mundury zrobią tak. – Kaelin uniósł pistolet laserowy i strzelił rekrutowi dwukrotnie w pierś. Ten zachwiał się, otworzył usta do krzyku, ale zaraz je zamknął i zakłopotany rozejrzał się po swoich sąsiadach.

      – Nic nie czuję – oznajmił zaskoczony. Rekruci w pobliżu zachichotali.

      – Bo nie żyjesz, dupku – mruknęła jedna z kobiet.

      Mundur trafionego zaczął migotać jasnopomarańczowym blaskiem.

      – Gdy tak się stanie, będziecie NZP, Na Zawsze Pomarańczowi. Innymi słowy, martwi. Nie bierzecie udziału w bitwie. Wasz mundur będzie migotał, dopóki nie zostanie zresetowany przez któregoś z instruktorów – wyjaśnił Kaelin.

      Tego samego wieczoru Emily przeniosła się do innego baraku – została członkiem Kompanii Niebieskich. Miejsc na pryczach nie przydzielono i okazało się, że stanęła przy piętrowym łóżku obok wysokiej, atletycznej Hiszpanki.

      – Nazywam się Maria Sanchez. – Kobieta wyciągnęła rękę. – Przyjaciele mówią mi Cookie.

      Miała okrągłą twarz, wysokie kości policzkowe i ciemnobrązowe oczy, w których tańczyły iskierki rozbawienia.

      – Jak zdjąć ten przeklęty kombinezon?

      Rozdział 6

      948 rok pd.

      Dziennik osobisty Emily

      W ośrodku szkoleniowym Floty Victorii na Aberdeen

      Ładny ze mnie historyk, nie ma co! Jestem tu od pięciu tygodni i nie zrobiłam nawet jednego wpisu. Nie mam nawet przyzwoitego notesu, zapisuję to na rolce papieru toaletowego, ku uciesze moich sąsiadów.

      Znajduję się w baraku Kompanii Niebieskich, a raczej w żeńskim baraku Kompanii Niebieskich. Baraki mężczyzn znajdują się po drugiej stronie placu apelowego. Jak dotąd życie toczyło się według utartego reżimu: pobudka o piątej rano, gimnastyka do szóstej, śniadanie, a potem, za kwadrans siódma, początek zajęć. Mam własny karabin i noszę go wszędzie ze sobą. Naprawdę wszędzie. Polecenie to traktowane jest poważnie. Jeden z rekrutów został przyłapany, jak wychodzi z latryny bez broni, i resztę dnia spędził na bieganiu w górę i w dół wzgórza z plecakiem pełnym piasku. Mam górną pryczę i wreszcie nauczyłam się spać z Gertrudą, zamiast zostawiać ją gdzieś na podłodze. Cookie, moja sąsiadka z dołu, śmiała się, kiedy nazwałam swój karabin. Ale „Gertruda” doskonale opisuje tę broń – jest brzydka, użytkowa i śmiertelnie niebezpieczna,

Скачать книгу