Zgiełk wojny. Tom 1. Kennedy Hudner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zgiełk wojny. Tom 1 - Kennedy Hudner страница 7
Westchnął ciężko.
– Mój ojciec to człowiek cierpliwy, jednak tego było już za wiele nawet dla kogoś tak tolerancyjnego i wspaniałomyślnego. Postąpił zatem, jak należało. Dyplomata został odesłany na Arkadię, nie stała mu się żadna krzywda. Prawnik, rzecz jasna, musiał ponieść karę za swoją nieuprzejmość. Mój ojciec rozkazał nabić go na pal w sali tronowej. – Na wspomnienie egzekucji książę uśmiechnął się z zadowoleniem. – A jakie były ostatnie słowa prawnika, zanim został nadziany na pal? Powtarzał: „To na pewno jakaś pomyłka”. – Książę parsknął ochrypłym śmiechem. – Doprawdy, skąd się biorą tacy ludzie? „To na pewno jakaś pomyłka”!
Hudis oczywiście znał tę historię. Pułkownik KWD pokazał mu wideo. Cesarz naruszył zasady immunitetu dyplomatycznego i Kongres Ligi Światów Ludzkości głosował za ukaraniem Tilleke. A jeśli chodzi o prawnika z Arkadii, nadal znajdował się w sali tronowej. Cesarz Chalabi rozkazał, aby ciało zabalsamowano i utrwalono. Tkwiło na palu jako przypomnienie, co grozi dyplomatom i gościom, jeżeli zapomną o dobrych manierach.
Książę roześmiał się, ale zaraz spoważniał.
– Cesarstwo potrzebuje energii. Nasze zakłady nie nadążają z produkcją. Wytwarzanie żywności jest niewystarczające w stosunku do potrzeb. Gdybyśmy mieli zyryd, który ukradli nam Arkadyjczycy, w parę tygodni rozwiązalibyśmy problem niedoborów energii. Nic z tego, bo musimy wejść na rynek, żeby zakupić niezbędne towary. Zakupów, rzecz jasna, dokonujemy przez pośredników z Victorii, a tam się pobiera marżę, co uderza bezpośrednio w Cesarstwo.
Książę pochylił się i zabębnił palcami w blat stołu.
– Cesarz to wielki człowiek. Jednak jego cierpliwość ma swoje granice. Arkadyjczycy nie zapłacili za swoje zbrodnie, na dodatek obrazili cesarza. Nie pozostawili nam wyboru. Cesarstwo Tilleke musi najechać na Arkadię i odebrać rudy zyrydu, które są naszą prawowitą własnością.
W salonie zapadła cisza. Hudis z satysfakcją skinął głową. Tilleke było gotowe przystąpić do wojny! Nie trzeba było nikogo przekonywać ani przekupywać! Cesarz chciał wojny, wręcz się o nią prosił…
Wtedy jednak odezwała się Elizabeth Dreyer.
– Wiktowie was powstrzymają – zauważyła beznamiętnie. – Ich Flota ma dwukrotną przewagę liczebną nad waszą, a okręty są nowocześniejsze i potężniejsze. Jeżeli zaatakujecie Arkadię, Wiktowie ruszą jej na pomoc, a kiedy skończą, z waszej floty zostaną dymiące wraki, zaś zyrydu nie zobaczycie nawet z daleka.
Hudis z niepokojem zerknął na savaka czuwającego pod ścianą, a potem odchrząknął.
– Chyba że… Chyba że Cesarstwo otrzyma oczywiste wsparcie i pomoc od swoich sojuszników. Jak powiedziała asystentka doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego, Flota Victorii jest dwa razy większa niż siły Tilleke, ale nie przewyższa dwukrotnie zjednoczonych flot Tilleke, Dominium i Cape Breton. – Uśmiechnął się. – Moglibyśmy razem osiągnąć to, czego w pojedynkę nie zdołamy.
Popatrzył na Dreyer, a ona nieznacznie skinęła głową.
– Zastanawialiśmy się nad sposobem rozproszenia uwagi Wiktów, zmuszenia ich, aby podzielili swoje siły. Nadal będzie to ryzykowne, książę, zwłaszcza dla Cesarstwa Tilleke. Flota Victorii jest naprawdę potężna.
Książę RaShahid spojrzał na Hudisa w zamyśleniu.
– To, co pan powiedział, sekretarzu ludowy, jest prawdą, ale ta ocena siły Wiktów może się zmienić. Wynaleźliśmy… ach, urządzenie, które może okazać się bardzo pomocne w naszych działaniach.
Rozmowa urwała się, gdy służba wniosła przekąski. Kiedy ostatni z kelnerów wyszedł, Hudis zarysował swój plan podboju sektora Victorii. Kiedy skończył, sięgnął po wino. Raz jeszcze przyjrzał się pięknej wysłanniczce z Cape Breton i wyniosłemu księciu z Tilleke.
– Oczywiście pozostało jeszcze do uzgodnienia wiele szczegółów, ale najpierw musimy zdecydować wspólnie, czy nasze trzy narody w ogóle przyłączą się do tego przedsięwzięcia.
Elizabeth Dreyer skinęła głową.
– Cape Breton się przyłącza.
Książę RaShahid wstał.
– Jego Niezawisła Wysokość cesarz Tilleke z radością przyjmuje sojusz w swojej wojnie przeciwko Arkadii. Będzie współpracował w działaniach podejmowanych przeciwko Victorii. – Skinął głową, a potem cmoknął krótko. Dwóch savaków podeszło i stanęło u jego boku, gdy książę ruszył do drzwi. Hudis odsunął się, żeby zachować wymagany dystans dziesięciu stóp od syna cesarza.
Po wyjściu księcia zapadła cisza. Wreszcie Dreyer przeczesała palcami włosy.
– Zdaje pan sobie sprawę, sekretarzu ludowy, że Tilleke ruszy na nas, gdy tylko Wiktowie zostaną pokonani?
– Tilleke chce Arkadii i zyrydu – odpowiedział zdawkowo Hudis.
„Niech ona pierwsza wyłoży karty”.
Dreyer skinęła głową.
– A kiedy tylko to dostaną, połowa znanych złóż w zamieszkałym wszechświecie znajdzie się w rękach najbardziej ksenofobicznego i psychotycznego narodu w Lidze Światów Ludzkości. – Podparła podbródek na dłoni i wydęła usta w udawanym zamyśleniu. – Proszę powiedzieć, sekretarzu ludowy, czy to dobry pomysł?
Hudis westchnął.
„A zatem karty na stół”.
– Tilleke to wściekłe i agresywne psy. Możemy ich wykorzystać, ale nigdy zaufać. Nie wiem, co za broń wymyślili, ale będę bardzo zadowolony, jeżeli zdołają zadać Wiktom ciężkie straty. Dla nas nie ma znaczenia, czy zwycięży Tilleke, czy mocno osłabiona Victoria, zyskamy w obu przypadkach najwięcej.
Dreyer wbiła w niego nieruchome spojrzenie. Hudis z satysfakcją uznał, że ta kobieta nie była jednak nowicjuszką w polityce. Nie, raczej przebiegłym i niebezpiecznym graczem.
– O tak, nasz zysk. Sektor Victorii, tamtejsze planety i surowce. – Uśmiechnęła się lekko. – I oczywiście położenie sektora. W centrum wszechświata opanowanego przez człowieka. Handel, który trwa nieustannie, niezliczone transakcje każdego dnia.
Wyprostowała się i splotła palce.
„No to do dzieła” – pomyślał Hudis. „Teraz zaczną się najtrudniejsze targi”.
– Cape Breton popadł w nędzę przez Wiktów. Kiedy pokonamy siły Victorii… – Urwała i skinęła Hudisowi głową. – Kiedy wraz z Dominium pokonamy siły Victorii, chcemy czegoś, co zrekompensuje nam poniesione straty.
Hudis zmarszczył brwi.
– Zgodziliśmy się już, że zdobyte planety