Aremil Iluzjonistów: Uwikłani. Alicja Makowska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Aremil Iluzjonistów: Uwikłani - Alicja Makowska страница 3

– Boisz się?
Luv spojrzała na nią poważnie i skinęła głową.
– Od kilku miesięcy nie pragnęłam niczego więcej niż przystąpić do egzaminu. Myślałam, że już się oswoiłam z tą myślą.
Namier wstała i objęła córkę ramieniem. Pocałowała ją w czubek głowy.
– To przyjdzie z czasem. Poradzisz sobie.
– To nie o siebie się martwię.
Namier odchyliła się lekko, by widzieć twarz córki. Luv spuściła wzrok.
– Chciałabym żebyśmy wszyscy przez to przeszli. Jeśli coś się stanie Ellen… to egzamin nie będzie dla mnie zwycięstwem.
– Ćwiczyłyście u tego samego mistrza. Najlepszego lidera jakiego Atermia miała od wielu lat. Najsilniejszego iluzjonisty w dzisiejszych dniach. Jestem pewna, że zarówno Ellen, jak i ty wykorzystałyście ten czas jak najlepiej. Dałyście z siebie wszystko.
– Dzięki, mamo. – Luv uśmiechnęła się lekko.
Namier cofnęła się o krok i popatrzyła z dumą na córkę.
– Ojciec pochwalił się na porannym zebraniu – oznajmiła. – Cała starszyzna już wie.
– Co? – Luv podniosła głowę. – Po co chwali się czymś, co się jeszcze nie stało?
– Jak to nie? Wytypowano was do egzaminu. To powód do radości dla całego klanu.
– Tak, ale jeszcze go nie zdałyśmy. To, że nas wybrali o niczym jeszcze nie świadczy! – Niemal zachłysnęła się tym kłamstwem. Uznanie w oczach rządu było dla niej ważne, lecz nie równało się uznaniu w oczach klanu. Chciała móc decydować, komu powierzy tę informację. Nie dała nikomu przyzwolenia do jej rozpowszechniania. Co więcej, jeszcze sama się z nią nie oswoiła.
– Do egzaminu nie wybiera się byle kogo – odparła Namier.
– To słowa ojca, prawda?
Namier spojrzała na nią zaskoczona.
– Luv, o co ci chodzi?
– Musiał się pochwalić? Nie mógł wytrzymać, prawda? Zawsze musi to zrobić!
– Luv?
– Nie mógł poczekać aż zdam? Aż przeżyję?! – podniosła głos i zerwała się z miejsca. – Cały klan musi już wiedzieć? Wystarczy, że on wywiera na mnie presję. Nie potrzebuję, by reszta robiła to samo!
– Luv! – skarciła ją. – Nie zapominasz się?
– Nie, ja jedna wiem, co należy do moich obowiązków.
Obróciła się i szybkim krokiem wyszła z kuchni. Namier wychyliła się za próg i zdążyła tylko zobaczyć, jak Luv wbiega po schodach. Przez chwilę chciała za nią pobiec, ale powstrzymała się. Wróciła do stołu i uderzyła się fartuchem o udo. Znowu to samo. Zawsze wraz z powodem do świętowania przychodziła kłótnia.
Kłótnia, która zawsze wywodziła się z jednego wspólnego mianownika – klanu.
Z chwilą, w której Namier wchodziła do klanu Incerno, była przekonana, że jej dzieciom będzie łatwiej, skoro wyrosną w klanie od małego. Że będą miały czas na oswojenie się ze wszystkimi tradycjami. Zaakceptują, że należą do Incerno i są częścią specyficznej wspólnoty.
Pamiętała własne trudy i przykrości, które musiała znosić, zanim klan ją zaakceptował. W końcu była kimś z zewnątrz, kimś obcym, kto dopiero wchodził do rodziny. Długo musiała pracować na zaufanie Incerno. Pamiętała własne doświadczenia i cieszyła się, że jej dzieci nie będą musiały przez to wszystko przechodzić.
Den nie sprawiał, póki co, większych problemów wychowawczych. Ellen, przyszywane dziecko, które przygarnęła z Nestorem po śmierci ojca dziewczyny, była idealną córką, usłuchaną i skromną. Zawsze wiedziała, czego się od niej wymaga. Do tej pory jeszcze nigdy Namier się na niej nie zawiodła.
Ale Luv…
W przypadku pierworodnej córki się pomyliła. Ponieważ Luv była najstarszym dzieckiem przywódcy, na jej barkach spoczęły oczekiwania całego klanu. Chociaż tradycja nie wymagała, by przejęła obowiązki pierwszej w klanie, Nestor nikogo innego nie widział w tej roli.
Luv jednak nie potrafiła zaakceptować swojego przeznaczenia. Dlatego zarzewiem wywoływanych przez nią konfliktów zawsze był klan. Każda awantura, jaka wybuchała pod tym dachem, wiązała się z nazwiskiem Incerno.
Namier nie mogła wiele zrobić poza nieprzynoszącymi efektu próbami łagodzenia kłótni. Była żoną przywódcy, a tym samym – podporą dla całego klanu. Nie mogła otwarcie sprzeciwiać się mężowi. Musiała dbać o przyszłość swojej dużej rodziny. A tą przyszłością była Luv.
Rzuciła zmęczone spojrzenie za okno. Zimna i odpychająca aura pogodowa oddawała właśnie jej nastrój.
Wiele by dała, żeby Luv dojrzała już do swojej roli i potrafiła ją zaakceptować.
Namier rzuciła się w wir obowiązków domowych, by zagłuszyć ostatnie słowa córki, które echem odbijały się w jej głowie. W jej przekonaniu dzisiejsze wiadomości stanowiły powód do świętowania, ale po sprzeczce z Luv cała radość z niej wyparowała. Może gdyby przy tej rozmowie była Ellen, wszystko potoczyłoby się inaczej. Czasami Namier dochodziła do wniosku – który ją przerażał – że ma o wiele lepszy kontakt z przyszywaną córką niż z własną.
Ledwo zdołała uporać się z jednym problemem, na powierzchnię wypłynął drugi.
Trzasnęły frontowe drzwi. Gdy Namier pobiegła do wejścia, zobaczyła rozeźlonego syna, który pospiesznie zrzucał z siebie wierzchnie odzienie.
– Den, co się stało? – Chciała podejść i odgarnąć mu włosy z czoła, ale z góry przewidziała jego reakcję. Nie chciał być traktowany jak mały chłopiec.
– Uważają, że jestem… – Skrzywił się, jakby kazano mu przełknąć plaster cytryny. – …delikatny. – Niemal wypluł to słowo. – Traktują mnie jak cenną porcelanę.
– Kto?
Tym pytaniem wywołała tylko większy wybuch gniewu.
– Teraz już wszyscy wokoło! – Kopnął swoją torbę pod ścianę.
Namier chciała go skarcić, ale powstrzymała się. Den, odkąd tylko pomyślnie przeszedł testy iluzjonerskie, chciał być traktowany jak mężczyzna, choć wielu umiejętności jeszcze nie przyswoił. Jedną z nich było panowanie nad własnymi emocjami, czyli fundamentalna cecha iluzjonisty. Każdemu puszczają nerwy, czasem należy winić okoliczności, na które nie ma się wpływu. Iluzjoniści jednak muszą nauczyć się kontrolować gniew, irytację, stres i całe skupisko innych emocji, niekoniecznie negatywnych,