Aremil Iluzjonistów: Uwikłani. Alicja Makowska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Aremil Iluzjonistów: Uwikłani - Alicja Makowska страница 5
Ellen nie mogła uwierzyć, że ten lodowaty ton należy do kuzynki. Obejrzała się na Luv i głos uwiązł jej w gardle.
– Co proszę? – spytał chłodno Nestor.
– Nie chcę być iluzjonistką klasy pierwszej, by klan miał się kim pochwalić – wyjaśniła spokojnie Luv. – To była moja decyzja, robię to dla siebie.
– Urodziłaś się z tym talentem, to los zadecydował, że masz być iluzjonistką – odparł twardo Nestor. – Skoro już jesteś na tej ścieżce, możesz tylko piąć się w górę. Stać się najlepsza, dla klanu.
– Nie robię tego, by rozsławić nazwisko! – podniosła głos.
– Luv!
W drzwiach pokoju stanęła Namier. W dłoniach trzymała parujący gar z zupą.
– Chyba się trochę zagalopowałaś, młoda damo – odezwał się Nestor z cichym ostrzeżeniem.
– To nie ja wybiegam myślami w przyszłość! – warknęła Luv. – To nie ja chwalę się tym, co się jeszcze nie wydarzyło!
Ellen patrzyła bezradnym spojrzeniem to na Nestora, to na Luv. Kątem oka zauważyła, że Den ulotnił się z pokoju, by nie być świadkiem awantury.
– Ojciec pochwalił się tym, że obie z Ellen zostałyście zakwalifikowane do egzaminu! – wtrąciła Namier. – Podzielił się tylko nowiną. Dlaczego chcesz zepsuć to święto? Po co ta awantura?
– Po to, by ktoś w końcu mnie usłyszał! Wiem, co należy do moich obowiązków! – zawołała. – Pomimo że sumiennie je wykonuję, nikt nie szanuje mojego zdania! Nikogo nie obchodzi, co ja o tym wszystkim myślę! Jestem… będę iluzjonistką! To, że nazywam się Incerno, o niczym nie świadczy!
– Świadczy o tym, że jesteś cząstką tej rodziny! – huknął Nestor.
– Tak, ale to nie nazwisko sprawiło, że jestem iluzjonistką! Tylko moja decyzja! Chwalisz się moimi osiągnięciami, ojcze, ale nie dlatego, że jesteś ze mnie dumny! Chwalisz się, bo chcesz fałszywie dowartościować resztę tej hałastry!
Nestor uderzył otwartą dłonią w blat stołu, aż talerze zatrzęsły się, ostrzegawczo brzdękając.
– Koniec dyskusji – uciął krótko.
– Zawsze to mówisz, gdy brakuje ci argumentów. Ale nigdy nie chcesz wysłuchać moich!
Nestor zmierzył ją wściekłym spojrzeniem.
– Nie mam zamiaru słuchać głupot wyssanych z palca.
– A ja nie mam zamiaru być twoją marionetką! – odpyskowała. – Mam własny głos i mogę sama decydować, co chcę robić w życiu!
– Dosyć! Idź na górę i przemyśl to, co powiedziałaś.
Luv przetrzymała spojrzenie ojca, po czym dodała:
– Żałuję, że los zadecydował, że urodziłam się w tym żałosnym klanie.
Odwróciła się, nie zważając na krzyk Nestora. Po chwili słychać było tylko jej szybkie kroki i odległy trzask drzwi do pokoju dziewczyn. W absolutnej ciszy, jaka zapadła po tym przedstawieniu, świąteczna wizja wolnego dnia potłukła się przed oczami Ellen w drobny mak.
ROZDZIAŁ II
PERSWAZJA
Następnego dnia Luv wstała bardzo wcześnie, by wcielić w życie swoje zamiary. Chodziło o obietnicę złożoną bratu, której nie chciała odkładać. Egzamin zbliżał się wielkimi krokami. Nie mogła układać planów życiowych odnoszących się do tego, co będzie później, bo jego negatywny wynik mógł wszystko przekreślić, a także odebrać jej życie. Mogła jedynie gospodarować czasem, jaki dzielił ją od tego straszliwego, a zarazem wyczekiwanego dnia.
Nie była Denowi nic winna. W gruncie rzeczy to on był winny jej jedną, poważną przysługę. Luv była jego tarczą w klanie. Tylko ona stała pomiędzy klanem a nim. Ze względu na to, że urodziła się pierwsza, Den miał wolny wybór drogi życiowej. Nic nie determinowało jego losu, nie definiowało jego przeznaczenia.
Luv nie myślała jednak w ten sposób. Den był jej młodszym bratem i miał kłopot, który ona doskonale rozumiała. Co więcej, potrafiła go rozwiązać. Jako starsza siostra miała obowiązek mu pomóc.
Czasem Luv przyłapywała się na tym, że zazdrości bratu. Wcale nie była dumna z tych myśli, bo dowodziły one jej słabości. Jednak Den miał to, czego Luv skrycie pragnęła, czyli wolność wyboru. Nie był dzieckiem odpowiedzialnym za przyszłość, żaden ciężar nie spoczywał na jego barkach. Mógł zostać tym, kim chciał. Choć należenie do Incerno również odcisnęło na nim piętno przeszłości, presja jaką klan na nim wywierał, nie równała się z tą, jaką klan obciążał jego siostrę.
Ilekroć Luv o tym myślała, z pocieszeniem przychodziła jedna myśl. Egzamin miał rozwiązać jej kłopoty. Albo w sposób ostateczny, jeśli straci na nim życie, albo częściowy, jeśli wygra tę potyczkę. Perspektywa bliskiej śmierci niezwykle silnie pobudzała ją do działania.
W południe miał odbyć się wspólny trening, na którym ostatni raz spotkają się z mistrzem w relacji mistrz-uczeń, choć Luv liczyła jeszcze na niejeden przyjacielski sparing z drużyną. Wierzyła, że pozostaną dobrymi przyjaciółmi, nawet jeśli w przyszłości ich drogi się rozejdą. Ellen zawsze będzie traktować ją jak siostrę i tego nic nie zmieni. Co do Yaxiela również nie miała wątpliwości, że nie stracą kontaktu. Chłopak chciał zostać liderem i Luv musiała przyznać, że jeśli komuś miało się udać zajęcie tego stanowiska, to właśnie Yaxielowi. Poznała go na tyle, by wiedzieć, że jest wyjątkowym iluzjonistą. Dobrze byłoby mieć jego wsparcie podczas niejednej misji, a także móc polegać na nim podczas egzaminu. Luv była pewna, że i on dostał list. W końcu był lepszy niż ona czy Ellen. Po pięciu latach spędzonych w jednej drużynie Luv mogła przyznać to z czystym sumieniem.
Jeśli przeżyją egzamin, każde z nich będzie mogło obrać swoją ścieżkę, ale na zawsze pozostaną jedną drużyną. Gdy tylko ta myśl zrodziła się w jej głowie, Luv uśmiechnęła się gorzko. Chciałaby, żeby to życzenie stało się wizją przyszłości.
Słońce powoli wstawało nad Rhuadą, więc Luv wpierw udała się na samodzielny trening. Lubiła zawsze przed spotkaniem z drużyną, samotnie potrenować w ciszy. Nie dlatego, że bała się źle wyglądać w oczach innych. Po prostu chciała pracować nad sobą, zaskoczyć Ellen, Yaxiela i mistrza czymś nowym, nie zwalniać tempa. Treningi grupowe często wypadały z terminów przez napięty grafik mistrza. A w samotności mogła ćwiczyć zawsze.
Zaszyła się w najmniej odwiedzanej części parku i czas do popołudniowego dzwonu upłynął jej na iluzji i walce z wyimaginowanymi przeciwnikami. Gdy stwierdziła, że musi kończyć, by zdążyć złapać Dena, użyła prostej sztuczki, chociaż wymagającej niemałego skupienia. Częściowo nagięła rzeczywistość, by zmyć z siebie pot. Po chwili stała w tym samym miejscu bardziej wyczerpana, ale o wiele czystsza. Przypięła pochwę miecza do