Star Force. Tom 5. Stacja bojowa. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 5. Stacja bojowa - B.V. Larson страница 4
Uznając, że na razie nie należy zawracać sobie tym głowy, zszedłem na dół, by sprawdzić fabrykę znajdującą się na okręcie. W tej chwili nie pracowała. Nie zabrałem ze sobą żadnych surowców. Dla fabryk decydującym czynnikiem był czas potrzebny na wytworzenie przedmiotów, tak więc każda sekunda bezczynności była sekundą straconą.
– Poruczniku Miklos – powiedziałem, otwierając kanał do okrętu dowódczego – potrzebuję surowców.
– Surowców, sir? Jakich surowców?
– Takich jak zwykle. Metali, rzadkich pierwiastków, polimerów, materiałów rozszczepialnych. Wszystkiego, czego fabryka wymaga do produkcji broni i nanitów konstrukcyjnych.
– Mamy fabryki, sir?
– Tak, a przynajmniej jedną. Proszę nakazać pilotom ściągnięcie wraków. Zniszczyliśmy tu kilka okrętów makrosów, a ich kadłuby są skarbcem surowców. Ściągnijcie je do mnie.
– Tak jest – powiedział Miklos, lecz w tym momencie do rozmowy dołączył jeszcze jeden głos.
– Mogę się przydać w tej materii – powiedział Marvin. – Mam doświadczenie w zbieraniu materiałów. Bardzo chętnie zapoznam się bliżej z systemami makrosów.
– Nie, Marvin. Nie wydaje mi się. Nie tym razem. Mam dla ciebie inne zadanie. Przyleć na mój okręt jak najszybciej.
– Rozumiem – odpowiedział. – Jaki jest charakter nowego zadania?
Czyżbym w jego głosie usłyszał rozczarowanie? Jeśli tak, jego strata. Nie chciałem, aby Marvin ponownie odbudował się jako okręt. Ostatnim razem zmniejszenie go do normalnych rozmiarów zajęło mi tygodnie.
– Potrzebuję tłumaczenia. Chcę porozmawiać z Centaurami. Proszę, przenieś się do mnie.
– Czy moja fizyczna obecność jest niezbędna?
– Tak, jest – odparłem trochę zirytowany. Marvin nie przypominał moich marines, którzy nie zawsze rozumieli moje rozkazy i często ich nie lubili, ale nigdy z nimi nie dyskutowali.
– Jestem już w drodze, sir – odpowiedział po chwili wahania.
Kiedy wreszcie znalazł się na pokładzie Socorro, wdrapał się do modułu dowódczego i usiadł na drugim fotelu. Nie bardzo się w nim mieścił. Siedział w bardzo niewygodnej pozycji, ze wszystkimi swoimi mackami zwisającymi bezwładnie. Wiedziałem jednak, że nie czuł dyskomfortu fizycznego, więc się tym nie przejmowałem.
– Zanim skontaktujesz się z Centaurami, chcę mieć pewność, że nie ma zagrożenia nieautoryzowanego przesyłu przez nich danych.
– To już nie powinno stanowić problemu. Przeprogramowałem swoje porty i protokoły dostępu. Żadna zewnętrzna transmisja nie może teraz usunąć mojego mózgu.
Kiedy ostatnio rozmawialiśmy z Centaurami, ich serwery automatycznie próbowały wymazać umysł Marvina. Nie było to przejawem jakiejkolwiek złej woli z ich strony, automaty po prostu chciały dokończyć swoją pracę. Marvin stanowił niekompletną kopię systemu znajdującego się w ich bazie danych. Kiedy ostatnio opuszczaliśmy Eden, transmisja danych nie została zakończona. Te brakujące elementy spowodowały, że Marvin stał się stworzeniem, które uważałem, jeśli nie całkiem za przyjaciela, to na pewno za sprzymierzeńca.
– Dobrze – powiedziałem. – Nie chciałbym, aby twój umysł został wymazany i zastąpiony nudnym robotem.
– Co do tego całkowicie się zgadzamy, pułkowniku.
– A więc spróbujmy. Połącz mnie z Centaurami.
– Już słuchają. Włączyłem kanał w momencie, kiedy pan o tym powiedział.
– To znaczy zanim znalazłeś się na Socorro?
– Tak.
Mruknąłem coś pod nosem. Marvin potrafił być irytujący. Odchrząknąłem. Cieszyłem się, że nie powiedziałem nic obraźliwego w stosunku do Centaurów ani nie zdradziłem żadnych swoich planów. Otworzyłem usta, by zacząć mówić, ale Centaury mnie uprzedziły.
– Pułkowniku Kyle’u Riggsie – powiedział Marvin, przekazując słowa Centaurów. Efekt był dość zabawny, przypominał mi słuchanie medium podczas seansu spirytystycznego. – Byliśmy świadkami twojej chwalebnej szarży przez nasze niebo. Twój honor jest naszym honorem, a ścieżki naszych tabunów nie znają żadnych zdradliwych rzek.
– Wspaniale – powiedziałem. – Czujemy to samo.
Rozmowa z Centaurami zawsze była taka sama. Stanowili oni stadny lud i mówili głównie za pomocą metafor. W ich wypowiedziach pełno było błękitu nieba, zielonych łąk, wiatru, futer i honoru, honoru ponad wszystko.
Zdałem sobie sprawę, że powinienem wygłosić coś w rodzaju przemówienia. Nie zapowiadało się na normalną konwersację. Odległość Helu od innych planet systemu sprawiała, że odpowiedź nadchodziła po godzinie.
– Tabuny Edenu – powiedziałem – powróciliśmy, tak jak obiecaliśmy. Przegnaliśmy maszyny z waszego nieba. Nadal jednak depczą one wasze zielone łąki. Muszą zostać zniszczone na ziemi, morzu i w powietrzu, tak jak w przestrzeni. Aby tego dokonać, musimy się zjednoczyć. Potrzebuję informacji o waszej gotowości bojowej. Czy posiadacie lądowniki, które mogą dokonać szturmu na światy poniżej waszych satelitów? Czy macie armię wyszkolonych żołnierzy do przeprowadzenia tego szturmu albo jakieś inne środki, z którymi chcielibyście mnie zaznajomić?
Zdrzemnąłem się, sprawdziłem fabrykę i cierpliwie czekałem, aż wiadomość pokona przestrzeń.
– Nasi ludzie żyją w stalowych światach ponad prawdziwymi. Wygnani z nich na mocy umowy z maszynami, długo szliśmy po spirali, aż doszliśmy do nieba. Wielu przy tym zginęło, ale najsilniejsi nigdy nie postawili fałszywego kroku. Ci, którzy przetrwali w stalowych światach, nie mają drogi na dół. Dysponujemy jednak ogromnymi tabunami gotowymi do walki z maszynami. Nie mają one honoru, bo zmusiły was, byście nas zaatakowali, pomimo wcześniejszych obietnic. Nasza umowa z nimi dobiegła końca. Jeśli możecie przetransportować nas na powierzchnię naszych światów, zalejemy maszyny naszą liczbą i furią! Będą wyć z przerażenia, nie napotkawszy dotąd ludu, który równie ochoczo napoi trawę krwią, by odzyskać utracone lądy.
Po tym stwierdzeniu Centaury ponownie zagłębiły się w rozważania o honorze, jego utracie, maszynach i tak dalej. Trwało to jakiś czas. Słuchałem tego jednym uchem, bębniąc palcami po stole. Zastanawiałem się nawet, czy nie kazać Marvinowi nagrać tego i odtworzyć jedynie użytecznej części.
Ogólnie sytuacja przedstawiała się gorzej, niż mogłem oczekiwać. Centaury nie posiadały okrętów, które umożliwiłyby im powrót na planety. Utknęły na satelitach, zgodnie z umową, jaką zawarły z makrosami. Nie wyglądało także na to, by posiadały wiele broni. Jedyne, czego miały w nadmiarze, to woli walki dla samej walki. I to praktycznie wszystko.
Wziąłem głęboki oddech, całkowicie przestałem