Star Force. Tom 5. Stacja bojowa. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 5. Stacja bojowa - B.V. Larson страница 6

Star Force. Tom 5. Stacja bojowa - B.V. Larson

Скачать книгу

z jego kamer oglądało mój pancerz. Był to zwykły kombinezon bojowy, ale wniosłem do niego kilka poprawek. Wyłączyłem wszystkie niebieskie diody oświetlające go jak choinkę, więc stał się czarny jak sama przestrzeń kosmiczna. Zmodyfikowałem także porty emisji cieplnej i wszystkie automatyczne transpondery radiowe. Bez mojej komendy pancerz nie generował żadnej emisji.

      – Poczynił pan sporo przygotowań do tej przechadzki.

      – Tak, i dziękuję ci za pomoc.

      Marvin obserwował mnie bacznie, kiedy zbliżałem się do śluzy, a nanitowy bąbel otwierał się, by mnie wypuścić na zewnątrz. Pozbycie się towarzystwa Marvina jawiło się jak ogromna ulga. Zapewne domyślał się tego.

      – Pułkowniku Riggs?

      – Co znowu?

      – Nadal chcę iść z panem. Jeśli obiecam, że nic nie będę transmitował, mogę iść?

      – Gdzie? Poza okręt? Robisz to cały czas.

      – Nie, chcę przejść z panem przez pierścień.

      Westchnąłem. Jak miałem się zachować? Unikanie nie zadziałało. Co gorsza, jeśli Marvin to zauważył, inni też mogli.

      – Nie mogę zabrać cię ze sobą – powiedziałem. – To zbyt niebezpieczne. Możesz wyemitować jakiś sygnał radiowy i zdradzić naszą pozycję. Nawet odrobina napędu może zostać zauważona. Wydzielasz ciepło, a twoje napędy mają charakterystyczną sygnaturę.

      – Pracowałem nad tym.

      – Naprawdę? – zdziwiłem się.

      – Tak, podglądałem pana przygotowania i rozumiem je. Być może wiem na ten temat nawet więcej niż pan, pułkowniku. Proszę pamiętać, że całe dnie siedziałem w przestrzeni makrosów, podczas gdy one bezskutecznie na mnie polowały.

      – I zawarłeś z nimi układ sprzedający nas w zamian za możliwość podziwiania widoków.

      – To był błąd. Nie powtórzy się już.

      – Tylko dlatego, że makrosy cię teraz ścigają i zostałeś w ich bazie danych oznaczony do natychmiastowego odstrzału.

      Marvin spuścił kamery.

      – Zechce pan zobaczyć moje przygotowania?

      – W porządku – powiedziałem, zaczynając się niepokoić. – Co tam masz?

      Przeszedł przez śluzę i czekał. Jego kamery przesuwały się z mojej twarzy na ręce i ścianę. Dotknięcie odpowiedniego obszaru przywoływało wirtualne menu.

      – Przyjmuję, że chcesz wyjść na zewnątrz.

      – Moje systemy pomocnicze nie pasują do tego okrętu.

      Roześmiałem się. Miał mnie i obaj o tym wiedzieliśmy. Chciałem zobaczyć, co zbudował. Zastanawiałem się, czy celowo rozbudzał moją ciekawość. To było w jego stylu.

      Poddałem się i dotknąłem ściany. Ta zniknęła i wraz z gazami znaleźliśmy się w przestrzeni. Pozwoliłem na to, nie włączając magnesów. Dysponowałem kilkoma metodami napędu o niskiej emisji. Za sobą ciągnąłem zestaw pasywnych czujników. Wiedziałem, że nie wyemitują żadnego zdradzającego nas sygnału, będą jedynie nagrywać.

      Bardziej analityczny umysł stwierdziłby, że ekspediowanie w taką misję człowieka nie stanowiło konieczności. Wystarczyło wysłać Marvina z zestawem czujników albo sam zestaw. Mogłem zaprogramować go na automatyczny powrót po nagraniu wystarczającej ilości danych, które w spokoju mógłbym przeanalizować.

      Ale mnie to nie wystarczało. Nie uważałem miejsca za odkryte, dopóki nie widziało go ludzkie oko. Zawsze nudziły mnie armie robotów, które NASA wysyłała na Marsa czy między księżyce Jowisza. Jednak ludzkiego doświadczenia nie dało się przecenić. Co więcej, pierścień znajdował się zaledwie półtora kilometra od mojego okrętu. Zignorowanie go wyglądało w moich oczach na zbrodnię.

      Kiedy znalazłem się poza okrętem, nie zauważyłem niczego poza łagodnie zaokrąglonym kadłubem Socorro. Żółte słońce oślepiło mnie, gdy spojrzałem w jego kierunku. Niżej widoczna była lodowa powierzchnia Helu. Od słonecznej strony błyszczała jasno, podczas gdy z drugiej pogrążona była w cieniu.

      Marvin zsunął się pod brzuch Socorro. Znajdował się tam ciemny, kanciasty kształt, podwieszony pod kadłubem. Marvin podleciał i połączył się z nim. Zastanawiałem się, czy to pancerz, czy miniaturowy statek kosmiczny. Prawdopodobnie jedno i drugie.

      – Marvin, nie przypominam sobie, bym pozwalał ci budować coś takiego. Myślałem, że to ustaliliśmy. Skąd miałeś materiały?

      Marvin wydał syczący dźwięk. Po chwili zrozumiałem, że mnie uciszał. Długa, wężowata macka wysunęła się w moją stronę i dotknęła pancerza. Linia komunikacyjna została utworzona. Na moim HUD-zie zaświeciła się kontrolka interkomu, który uruchomiłem. Mogliśmy teraz rozmawiać bezpośrednio, połączeni nanitową nicią, nie emitując nic na zewnątrz.

      – Wydaje mi się, że powinien pan od tego momentu zaprzestać transmitowania czegokolwiek.

      – Czemu?

      – Nie wszyscy zaaprobowaliby naszą misję.

      – A od kiedy to nasza misja?

      – Stało się tak w momencie, kiedy pozwolił mi pan sobie towarzyszyć.

      Chciałem zaoponować, ale wiedziałem, że nie miało to sensu.

      – W porządku. Czym jest to coś?

      – Największy problem do rozwiązania stanowił napęd – wyjaśnił Marvin. – Emisje jakichkolwiek form energii lub masy zostawiają widoczną sygnaturę.

      – Rozwiązałem to po swojemu – powiedziałem.

      – W jaki sposób?

      Wyciągnąłem szpulę z nanitową nicią.

      – Ta żyła została zaprogramowana, by działać jak inteligentna lina. Planuję zakotwiczyć jeden koniec do siebie i nadać sobie odrobinę ciągu z tej strony pierścienia. Po rozwinięciu całej szpuli łącze zaprogramowane jest, by ściągnąć mnie po określonym czasie lub na moją komendę.

      Marvin wydał odgłos dezaprobaty.

      – Nie, zbyt niebezpieczne.

      – Czemu?

      – Przy użyciu tego planu pierścień będzie aktywny cały czas, kiedy będzie pan z drugiej strony.

      – Auć… – Po chwili namysłu musiałem przyznać mu rację. Pierścień emitował impuls energii, kiedy przemierzał go jakiś obiekt. Samo w sobie nie stanowiło to zagrożenia, ponieważ co jakiś czas przelatywał przez niego kamień czy inny odłamek. Jeśli jednak użyłbym

Скачать книгу