Star Force. Tom 4. Podbój. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 4. Podbój - B.V. Larson страница 4
Obiekcje miałem do przedmiotów zbytku. Crow zamówił na przykład dużą dostawę komór kompresyjnych. Tych jajowatych maszyn używano w medycynie wysokich ciśnień. Zamknięty w środku pacjent podczas półgodzinnego seansu mógł czytać książkę lub słuchać muzyki. Zgodnie z przeznaczeniem należało używać ich w terapii dekompresyjnej żołnierzy rannych w otwartej przestrzeni. Podczas ostatniej bitwy z makrosami wielu z nich uszkodziło kombinezony i z tego powodu wymagało specjalistycznego leczenia. Jednak zdecydowanie przeciwny byłem zakupowi trzystu osiemdziesięciu takich komór, z których każda kosztowała prawie pół miliona dolarów. Kiedy zapytałem o to agentkę za to odpowiedzialną, wyjaśniła, że system ma oddziaływanie uboczne, poza głównym zastosowaniem. Krążyła opinia, że komory umożliwiały terapię holistyczną, przepełniając użytkownika poczuciem wewnętrznego pokoju.
Spojrzałem na agentkę, Azjatkę nazwiskiem Ping. Szybko zamrugała i nieśmiało się uśmiechnęła. Nie odwzajemniłem uśmiechu. Z całej grupy agentek ta była najmłodsza i zatrudniona jako ostatnia. Miała perfekcyjnie zrobione włosy, a na jej biznesowym kostiumie nie widać było ani śladu zmarszczki. Czarne, długie włosy sięgały jej krańca spódnicy, co świadczyło o długości tych pierwszych i krótkości tej drugiej. Crow ustalił jasny dress code.
– Czy wydaje się pani, że to uzasadniony wydatek? – spytałem, starając się, by mój głos brzmiał neutralnie.
– Nie, sir – powiedziała. – To strata pieniędzy.
Skinąłem głową. Większość agentek broniła swojej pracy. Może ktoś już rozesłał wieści? Bez względu na urodę wszystkie biurokratki twierdzące, że tego typu zakupy miały sens, były natychmiast eskortowane na statek, który w najbliższym czasie miał je odwieźć na stały ląd.
– Dobra odpowiedź – przyznałem. – Nie potrzebuję marines, których wypełnia wewnętrzny pokój. Chcę zabójców. Proszę wracać do swojego biurka i zacząć oddawać te pieprzone maszyny.
– Mam zwrócić wszystkie, panie pułkowniku?
– Proszę zostawić pięć i umieścić je w szpitalu.
Patrząc za odchodzącą Ping, zastanawiałem się, czy nie jestem zbyt surowy dla tych dziewcząt. Chyba jednak nie. Powinienem zwolnić wszystkie. Sandrze na pewno takie rozwiązanie bardziej by się spodobało. Za każdym razem, kiedy do mojego biura wchodziła młoda kobieta, bardzo ją to irytowało. Zawsze była zazdrosna. Jednak stały strumień zwolnień nieco ją uspokajał. Nawet Sandra nie mogła oskarżyć mnie o flirtowanie, widząc kolumnę niezadowolonych kobiet opuszczających budynek.
Starszy sierżant Kwon wszedł do mnie, zanim zdążyłem wezwać następną wystraszoną urzędniczkę. Kwon był ze mną od lat, w wielu kampaniach. Mogłem na nim polegać, choć nie był mistrzem intelektu. Miał koreańskie korzenie. W pełnym rynsztunku, wypełniony nanitami, musiał ważyć około tony, ale nigdy nie poprosiłem go, by wszedł na wagę. Podłogi w biurze Crowa zostały dobrze wykonane, skoro nie ucierpiały pod ciężarem sierżanta.
Kwon rozejrzał się po pomieszczeniu pełnym odłamków z sufitu. Nie zadawał żadnych pytań, nie wyglądał na zaskoczonego. Aby zaskoczyć jednego z moich weteranów, potrzeba było dużo więcej.
– Pułkowniku – powiedział – strażnicy Crowa opuścili budynek. Flota nie wykonała żadnego agresywnego ruchu.
– Żadnych skarg z ich strony?
– Tego bym nie powiedział. Wiele osób patrzyło na mnie spode łba.
Pokiwałem głową.
– Może być. Co z grawiczołgami?
– Siedem zostało rozmieszczonych wokół dowództwa. Nowe wieże nie zostały jeszcze ustawione, ale będą do jutra.
– Wspaniale. Ufaj, ale sprawdzaj. Proszę o tym pamiętać, sierżancie.
Kwon spojrzał na mnie.
– A o co dokładnie chodzi, sir?
– Chodzi o to, że będę udawał, iż wierzę Crowowi. Przyjmuję, że dotrzyma tego podziału. Ale w tym samym czasie zrobię wszystko, aby nic innego nie przyszło mu do głowy.
– A, rozumiem.
Nie byłem pewien, czy Kwon faktycznie rozumiał, ale nie miało to znaczenia. I nie chciałem dłużej rozwodzić się nad tym, szczególnie przy sierżancie. Walka o władzę na najwyższym szczeblu nigdy nie miała pozytywnego wpływu na morale jednostki.
Kwon wyszedł, a ja wróciłem do zwalniania urzędników. O dziesiątej wykopałem za drzwi ostatnią „operatorkę biurka”. Zamiast wysyłać ją do domu, przydzieliłem kobietę do nowego budynku Crowa, jak o to prosiła. Patrząc, jak wychodziła, skrzywiłem się. Kilkakrotnie mi podziękowała. Kiwnąłem głową i odprawiłem ją gestem dłoni. Miałem nadzieję, że po miesiącu spędzonym ze swoim szefem nadal będzie mi wdzięczna.
W progu pojawił się Barrera. Zapukał w drzwi, które pozostawiłem otwarte.
– Proszę wejść, pułkowniku – powiedziałem.
Energicznie wkroczył i stanął w postawie zasadniczej przed moim biurkiem. Widziałem, jak ukradkiem rozgląda się po moim nowym biurze. Dziura w suficie wpuszczała teraz do środka tropikalny deszcz zamiast kurzu.
– Spocznij – powiedziałem. – O co chodzi?
– Pułkowniku, mamy problem – głos Barrery brzmiał spokojnie, ton pozbawiony był uczuć. Jak zawsze u tego idealnego oficera.
– Wiem, to tylko deszcz – uspokoiłem go, uznając jego słowa za żart. Rozparłem się w fotelu Crowa i wskazałem dziurę, którą Sandra wycięła w suficie. – Nie miałem wolnej chwili, by to naprawić. Ale pomarańczowy dywan i tak mnie denerwuje.
– Nie, sir. Nie mówię o dywanie czy suficie. Otrzymaliśmy meldunki o niewyjaśnionych wyłączeniach.
– Sądzi pan, że Crow coś planuje?
– Nie, sir – jego głos nadal nie zawierał żadnych emocji.
– Nie może więc to poczekać do odprawy w południe?
– Nie, sir.
Zmarszczyłem brwi.
– Co jest wyłączane?
– Miny, sir. Te, które znajdują się w pobliżu pierścienia przy Wenus.
Podniosłem się i nachyliłem nad biurkiem. Dotknąłem go, ale komputer nie reagował. Wymruczałem przekleństwo.
– Czy okręty makrosów przeszły przez pierścień? Co wykryły sondy?
– Żadnych okrętów. Na razie nic, sir. Miny jednak dezaktywują się samoistnie.
– Nie wiem jeszcze, jak posługiwać się tym biurkiem – wyjaśniłem, nadal przebierając palcami