Star Force. Tom 4. Podbój. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 4. Podbój - B.V. Larson страница 6
W końcu pojawił się Crow. Tuż za nim wparował do pomieszczenia Kwon. Jack był czerwony i miał lekko zamglone oczy. Zanim jeszcze poczułem jego oddech, wiedziałem, że cały ranek pił.
– Admirale – powiedziałem – mamy sytuację alarmową. Wygląda na to, że makrosy ponownie dokonują inwazji.
Crow spojrzał na mnie.
– Nie potrafisz powstrzymać się choćby na kilka miesięcy, co, Riggs?
Zaprosiłem go gestem w pobliże komputera.
– Co to? – zdziwił się. – Rozdzielczość jest skopana.
– Więc ją popraw – powiedziałem, starając się nie tracić zimnej krwi.
Crow skrzywił się i mruknął coś w australijskim slangu o idiotach i żołnierzach piechoty. Dla niego pojęcia te pokrywały się. Wysunął na ekran okno dialogowe i wprowadził kod odblokowujący. Do tej chwili komputer znajdował się w trybie bezpiecznym. Ekran przygasł kilka razy, a system bardzo szybko obudził się do życia.
Byłem pod wrażeniem. Nigdy jeszcze nie widziałem tak szybkiego, współpracującego komputera.
– Ile to kosztowało? – spytałem. – Albo lepiej nie mów.
– Jesteśmy pewni, że to makrosy, Kyle? – spytał Crow.
Ekran powrócił do poprzedniego obrazu, tyle że pokazywał sytuację wokół Wenus dużo dokładniej. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, mała, biała gwiazdka pojawiła się i znikła.
– Tu – wskazała Sarin. – Coś wyłączyło tę minę.
– Została zniszczona czy to uszkodzenie sprzętu? – spytał Crow.
– Niczego nie jesteśmy pewni – odpowiedziałem. – Jednak kto mógłby to być, jeśli nie makrosy? Robale i pozostałe rasy, z którymi mieliśmy do czynienia, dostępne są przez drugi pierścień. Zaś wielka flota makrosów, kiedy przyleciała tu ostatni raz, to właśnie w okolicach Wenus.
Crow potwierdził.
– Pamiętam. Mało się wtedy wszyscy nie posraliśmy. – Przetarł oczy i twarz, próbując się rozbudzić.
– Dajcie admirałowi kawy. Czarnej i mocnej – poprosiłem.
Crow spojrzał na mnie. Był zadowolony, że użyłem jego stopnia. Uznałem, że przynajmniej tyle mogę zrobić. Sił Gwiezdnych nie było teraz stać na walkę o władzę.
– Kwon, chcę, żeby pan sprawdził obronę nowych budynków. Odwołujemy wszystkie urlopy i przepustki. Na najbliższy czas likwidujemy także przerwy wypoczynkowe.
Kwon kiwnął głową i oddalił się. W biurze pozostało nas pięcioro. Gdyby miało tu dojść do jakichś krzyków i płaczów, nie chciałem, aby ktoś z personelu średniego był tego świadkiem i rozsiewał plotki.
– Czego pan ode mnie oczekuje, pułkowniku Riggs? – spytał Crow. – Mam pchnąć moją flotę w zęby tych maszyn? Jeśli o to chodzi, to chyba zna pan odpowiedź.
Nie zareagowałem od razu, ponieważ sam nie do końca wiedziałem, czego od niego chcę. Podrapałem się po policzku. Od wyjazdu na urlop nie goliłem się. Kilkudniowy zarost zachrzęścił pod rękawiczką.
– Jeśli makrosy pojawią się tu w pełnej sile – stwierdziłem – mogą zdmuchnąć nasze siły. Flota nie ma na razie możliwości robić czegokolwiek, prócz nękania przeciwnika.
– Całkowita racja – potwierdził Crow. – Należy się wstrzymać i budować siły.
– Z drugiej jednak strony możemy urządzić na nich zasadzkę, gdy będą przechodzić przez pierścień. Nie chcę tracić takiej możliwości, siedząc na tyłku. Jeśli nasze miny przetrwają ten atak i zniszczą kilka ich okrętów, wykończymy uszkodzone jednostki.
– Spokojnie – powiedział Crow. – To brzmi pięknie, ale się nie wydarzy. Z całą pewnością wiedzą już o minach i w jakiś sposób je usuwają. Nie przejdą na drugą stronę, dopóki nie zyskają pewności, że droga jest czysta.
– Jasne. Nakaż swoim okrętom przy Wenus, by podleciały bliżej. Chciałbym zobaczyć obrazy tych wyłączonych min.
Crow spojrzał uważnie.
– Nie chcę tracić dwóch myśliwców. Mamy ich zbyt mało, w dodatku nie są w pełni uzbrojone. Właśnie miały być rotowane na Ziemię. W najbliższym czasie wyślę maszyny na zmianę, wyładowane minami.
Potrząsnąłem głową.
– Musimy wiedzieć, co oni robią. Nie rozumie pan tego, admirale?
Wszyscy na niego spojrzeli. Crow miał uparty wyraz twarzy. Barrera podał mu kubek z kawą, a on upił łyk, nie odpowiadając. Zaczynałem żałować, że nie poczekałem kilku dni z wykopaniem go z tego biura. Nasza kłótnia mogła mieć tragiczne następstwa.
Crow spojrzał na ekran i wypił kolejny łyk kawy.
– No i? – spytałem.
– Myślę.
Wziął wolny, głęboki oddech. Obaj byliśmy w gorącej wodzie kąpani. Crow dał mi czas, bym rozważył to i owo, podczas gdy on pił kawę. Zastanawiałem się nad przeprosinami, a także zastrzeleniem go na miejscu. Myślałem o samodzielnym wydaniu polecenia okrętom, by zbliżyły się do Wenus, ale nie miałem pewności, czy mnie posłuchają. Flota była lojalna wobec Crowa. Bardzo się o to starał.
– W porządku – warknąłem w końcu, gdy już nie mogłem wytrzymać. – Oddam ci to biuro i naprawię ten pomarańczowy dywan.
Crow spojrzał na mnie. W jego oczach pojawiła się nuta triumfu, za co miałem ochotę mu przyłożyć.
– To wielka hojność z twojej strony. Ale nigdy nie lubiłem pomarańczowego. Jednak ładnie wyglądał w katalogu. Sam jednak wolałbym zielony awokado. Wy, jankesi, lubicie ten kolor, prawda?
– Taaa – mruknąłem przez zaciśnięte zęby.
– W porządku, Siły Gwiezdne wybudują mi więc nowy budynek, z nowym biurem i zielonym dywanem. A wszystko to z części budżetu przeznaczonej dla marines.
Moje pragnienie uderzenia go przerodziło się w konkretną chęć zabójstwa. Myślę, że Sandra i Barrera czuli podobnie.
Wolno kiwnąłem głową. Wyciągnąłem dłoń do uścisku. Crow chwycił ją mocno.
– Pamiętaj jednak, Crow – powiedziałem lodowatym tonem – nigdy więcej nie bierz mojego świata jako zakładnika przy załatwianiu własnej prywaty.
– Nawet o tym nie myślałem, ziom.
Uśmiechnął się.