Star Force. Tom 4. Podbój. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 4. Podbój - B.V. Larson страница 7
Zarządziłem alarm w całej bazie, a do nadzorowania jego realizacji wyznaczyłem pułkownika Barrerę. Wyszedł z pomieszczenia i wkrótce rozległ się przeszywający dźwięk syreny.
Około obiadu nasza grupa zrobiła sobie przerwę. Prawdę mówiąc, do czasu zdobycia większej ilości informacji i tak nie mieliśmy co robić. Siedząc sam w pokoju, dostałem wiadomość od recepcjonistki:
– Jest tu młoda kobieta, która chce się z panem zobaczyć, pułkowniku. – Recepcjonistka nie należała do personelu znanego mi osobiście, ale jej głos brzmiał profesjonalnie.
Nachyliłem się nad interkomem.
– Kto to jest?
– Mówi, że nazywa się Ping. Wygląda na bardzo zdenerwowaną.
Skrzywiłem się, przypominając sobie dziewczynę. Czyżby Crow już zdążył złożyć jej propozycję? Kazałem przysłać ją na górę. Kiedy to zrobiłem, spojrzałem odruchowo we wnękę okienną, w której większość poranka spędziła Sandra. Zniknęła. Wzruszyłem ramionami. Przynajmniej nie musiałem martwić się nieporozumieniami.
Kilka chwil później usłyszałem zamieszanie pod drzwiami. Z dłonią na broni podszedłem do mahoniowych drzwi i otworzyłem je szeroko. Stała tam Sandra, miała dziwny wyraz twarzy. W rękach trzymała coś, co z początku wyglądało jak zepsuta lalka. Po sekundzie rozpoznałem jednak ciało. Cofnąłem się. Sandra zrobiła kilka kroków. Wyglądała na wytrąconą z równowagi.
Za jej plecami urzędniczki, które przetrwały poranną czystkę, kucały pod biurkami i szeptały między sobą. Trzasnąłem drzwiami i zwróciłem się do dziewczyny.
– Coś ty zrobiła? – spytałem cicho.
– Musiałam, Kyle. To okropne. Była taka młoda.
Spojrzałem na Ping. Miała złamany kark, długie czarne włosy zwisały, zamiatając dywan. Przeniosłem wzrok na Sandrę. Przypominała kota, który przyniósł do domu złapanego wróbla, by się nim pochwalić. Ale w jej oczach widać było autentyczny żal, a nie dumę łowcy.
– Sandra? – spytałem, starając się, by mój głos brzmiał łagodnie, choć w środku wszystko mi się gotowało. – Czy ty… czy nie mogłaś się powstrzymać?
– Nie, nic w tym rodzaju. Widzisz to?
Sandra uniosła koszulę dziewczyny. Pod spodem Azjatka miała pas z C4 i zapalnikiem. Wzdrygnąłem się.
– Bez obaw, rozbroiłam – wyjaśniła Sandra. – Nic skomplikowanego.
Patrzyłem na ciało i zapiętą wokół niego bombę.
– Co to, do cholery, jest?
– Nie chciałam jej zabić, ale nie mogłam pozwolić, by weszła do ciebie. Obserwowałam korytarz. Gdy ją zauważyłam, zareagowałam. Nie wiedziałam, czy jest znanityzowana, czy nie. Pierwsze uderzenie ją zabiło. Chciałam tylko zbić ją z nóg.
Oczy Sandry były pełne łez.
– Ping była zabójczynią? – spytałem, starając się ogarnąć całą sytuację. – Ale ja rozmawiałem z nią jeszcze dziś rano. Czy Crow mógł jej to nakazać?
– A kto inny?
Zacząłem przemierzać pokój szybkim krokiem.
– Nie wiem. To mógł być też Kerr, albo chłopcy z Pentagonu wykonali kolejny ruch. W zeszłym roku próbowali przejąć Siły Gwiezdne. Może teraz próbują inaczej. Może uznali, że aby pozbyć się węża, wystarczy odciąć mu głowę.
– Masz rację – stwierdziła Sandra. – To mogło być wiele osób. Skąd Crow miałby wiedzieć, że dziś będziesz chciał przejąć ten budynek? Zapisy wskazują, że dziewczyna została dopiero zatrudniona. Jak mógł tak szybko zrekrutować ją i wysłać przeciw tobie?
– Nie mógłby – powiedziałem. – Takie rzeczy zazwyczaj wymagają szczegółowego planowania. Wydaje mi się, że Ping została zaskoczona naszym porannym osobistym spotkaniem i nie była gotowa do działania. Ale potem założyła bombę i próbowała wykonać zadanie. Musiała mieć wspólników, ktoś ją tu przecież umieścił.
– Może nie chodziło personalnie o ciebie, Kyle. Może miała zabić Crowa albo po prostu tego, kto dowodzi.
Skinąłem głową. Wszystko się we mnie gotowało. Tylko tego było nam dzisiaj brakowało. Kiedy makrosy ponownie dobijają się do naszych drzwi, Ziemia wysyła przeciw nam zabójczynię. I to tak młodą i z pozoru niewinną. Przez chwilę cieszyłem się, że to nie ja musiałem ją zabić. Spojrzałem na Sandrę i zrobiło mi się jej żal. Rozumiałem jej ból. Przeżywałem to samo szarpanie duszy, kiedy zabiłem Esmeraldę, którą Pentagon wysłał do mnie dawno temu.
– W jaki sposób ją wykryłaś?
– Nie wykryłam – odpowiedziała Sandra. – Poczułam na niej… zapach materiałów wybuchowych.
Powstrzymałem chęć natychmiastowej reakcji. Nie zrobiłem nic. Wiedziałem, że zmysły Sandry wyostrzyły się. W tym wypadku pozwoliło jej to znakomicie spełniać funkcję mojego ochroniarza. Moja dziewczyna stała się dziwadłem, ale wolałem o tym nie myśleć. W końcu ja także nim byłem. Różnica między nami polegała jedynie na stopniu.
Wezwałem służby alarmowe, ale okazało się, że ludzie czekają już pod moimi drzwiami. Sprawdzili bombę i stwierdzili, że rzeczywiście została rozbrojona. Potem wynieśli przykryte ciało Ping. Pozwoliłem im rozpowiadać, że załatwiliśmy sprawę szpiega. Wiedziałem, że reszta sztabu się boi, a kiedy ludzie dowiedzą się, że dziewczyna była zabójczynią, która miała podłożyć bombę w budynku, odczują ulgę, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
Przerwa obiadowa dawno już minęła. Poprosiłem, by jedzenie przyniesiono mi do biura, a sam obserwowałem, jak rozwija się sytuacja w pobliżu Wenus. Starałem się pozbyć myśli o Ping, ale bezskutecznie. Ciągle widziałem jej bladą, martwą twarz.
Załatałem dach za pomocą belki nanitów konstrukcyjnych, które uformowały tarczę, jaką z czasem chciałem rozciągnąć na cały strop. Przynajmniej nie musiałem już martwić się o deszcz padający na dywan.
Przy stole znajdowaliśmy się w trójkę: ja, Crow i major Sarin. Sandra znów gdzieś zniknęła. Zadanie, które sama sobie przydzieliła, polegało na zapewnieniu mi ochrony, zarówno fizycznej, jak i informacyjnej. W obu przypadkach szło jej świetnie, czego Ping była najlepszym przykładem. Wiedziałem, że krąży gdzieś w promieniu kilkudziesięciu metrów i węszy. Miałem nadzieję, że dziś nie przyniesie już więcej ciał.
– Admirale Crow – powiedziałem – czas chyba wysłać flotę na orbitę. Musi utworzyć zgrupowanie. W zależności od rozwoju sytuacji szybkie uderzenie z naszej strony może mieć decydujące znaczenie.