Stara Flota. Tom 3. Wiktoria. Nick Webb
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stara Flota. Tom 3. Wiktoria - Nick Webb страница 15
– A co ma znaczenie, komandor Proctor? – Zingano chyba się zniecierpliwił.
– Że jeżeli jesteśmy rozgrywani, to nie przez Skiohra, lecz przez Rój. Zakładając, że Skiohra nie wyrwali się spod kontroli Roju, rzecz jasna. Każde ich działanie nie będzie wynikało z woli Skiohra, lecz z woli Roju.
Avery zgodziła się z tym wnioskowaniem.
– A co z tego wynika? Jak sądzisz, Shelby?
Proctor westchnęła ciężko.
– Uważam, że przy próbach wywnioskowania, jakie motywy mają Skiohra, nie wolno nam patrzeć z ich perspektywy. Musimy się zastanowić, jak to wygląda z punktu widzenia Roju. Rój na pewno byłby zdolny do podstępu i zaatakowania własnych okrętów, aby dowieść, że Skiohra są naszymi przyjaciółmi, o ile dzięki temu na długo uzyskałby nad nami strategiczną przewagę.
Granger pokręcił głową.
– Rój ma olbrzymią siłę ognia i przewagę liczebną. We wszystkich starciach z nami używał po prostu brutalnej siły. Zawsze brakowało mu, że tak to ujmę, rozwiązań taktycznych. Rój bardzo powoli przyzwyczaił się do warunków walki na szybko zmieniających się orbitach. Jakby miał tylko dwa tryby: atak z miażdżącą przewagą, gdy myśli, że może wygrać, albo odwrót, gdy wie, że porażka jest nieuchronna.
Zingano od razu się zgodził.
– Masz rację. Nie podoba mi się to wszystko. Podstęp wydaje się zupełnie poza zasięgiem Roju. Zwłaszcza że moje doświadczenie w starciach potwierdza twoje obserwacje, Tim. Czemu Rój miałby nagle uciec się do podstępu i zwodzenia?
Prezydent Avery przyjrzała się zgromadzonym w sali konferencyjnej, a potem wydęła usta.
– Dobrze. Czyli uwierzymy Skiohra na słowo. Przynajmniej dopóki nie znajdziemy powodu, aby im nie wierzyć. Jednak bądźcie ostrożni. Nie mamy danych o ruchach floty Skiohra ani o ich możliwościach, tak samo jak w przypadku Dolmasi. A tak przy okazji… – Prezydent popatrzyła na Grangera. – Jak dużą flotę mają ci Skiohra?
– Ach, no tak. To kolejna interesująca kwestia. Według wicecarycy Krull posiadają jedynie sześć superpancerników. Do wczoraj było ich siedem. Mało brakowało, a zniszczylibyśmy jeszcze jeden, ale w ostatniej chwili wykonał skok kwantowy.
Avery uśmiechnęła się z dumą.
– Doskonała robota, kapitanie. Te pancerniki są większe od twojego okrętu sto razy? A ty zniszczyłeś jeden w minutę? Genialne.
– Dziękuję, pani prezydent.
– Na dodatek narażałeś własne życie i osłaniałeś resztę floty. Bardzo szlachetnie, kapitanie Granger. Są tacy, którzy obrażają cię, gdy mówią, że ciskasz okrętami jak kamieniami z procy. – Zerknęła na generała Nortona, który zesztywniał i zmarszczył czoło. – Ale pokazałeś, jak mi się wydaje, że nie wahasz się rzucić na szalę własnego życia, byle tylko powstrzymać ten cholerny Rój. Masz kręgosłup. I moje pełne zaufanie, pomimo ostatnich wydarzeń.
Prezydent znowu spojrzała w twarze zgromadzonych admirałów, generałów i kapitanów. Było jasne, co chciała powiedzieć. Volz, pilot myśliwca, który uratował Zygzak, swoją towarzyszkę broni, oznajmił po powrocie z osobliwości, że spotkał tam kapitana Grangera kontrolowanego przez Rój. Od tamtej pory wysocy rangą dowódcy ufali Grangerowi jeszcze mniej niż na początku. Tylko admirał Zingano był wyjątkiem. Czasami wydawało się, że gdyby nie Zingano, Granger znalazłby się w samotnej celi głęboko w podziemiach wywiadu CENTCOM-u albo co gorsza, wyleciałby bez skafandra w próżnię.
– A skoro już jesteśmy przy ostatnich wydarzeniach – wtrąciła Proctor. – Czy Dział Naukowy ZSO odkrył już, czego właściwie dokonał Volz?
Avery zerknęła na mężczyznę siedzącego obok. Komandor Rome, kierownik sekcji badań ZSO, odchrząknął.
– Na ile możemy określić, myśliwiec Volza zniknął na około pół godziny, przynajmniej według danych z komputera pokładowego. Nie wykryliśmy żadnych śladów ingerencji w nagraniach. Według danych z „Wojownika” Volz zniknął na mniej niż godzinę. Zatem dylatacja czasu, jaką obserwowaliśmy podczas wypadku Grangera, w przypadku Volza okazała się mniejsza. – Komandor nie używał określenia „wakacje” na zniknięcie Grangera, chociaż robili to wszyscy za plecami kapitana, ograniczał się do bardziej neutralnego określenia. – Jednak porucznik Miller zniknęła z naszej perspektywy na ponad dwa miesiące. Oczywiście nie mamy dostępu do myśliwca, którym leciała, ale przeanalizowaliśmy jej DNA. Sprawdziliśmy też długość telomerów i inne markery, potem porównaliśmy je do danych z wcześniejszych badań okresowych porucznik Miller. Pojawiły się interesujące wyniki. Dla porucznik Miller podczas jej zniknięcia minęło najwyżej kilka minut.
Proctor pokiwała głową. Inni jednak wyglądali na zmieszanych.
– Dziwne – powiedziała komandor, żeby pomóc reszcie zrozumieć. – Tim zniknął na piętnaście sekund, choć dla niego trwało to trzy dni. Volza nie było pół godziny i, na ile sam może określić, właśnie tyle czasu minęło. Jednak Zygzak zniknęła na dwa miesiące, ale w jej przypadku dylatacja nie wydłużyła czasu jej pobytu w osobliwości, lecz skurczyła go jakoś, skompresowała do zaledwie kilku minut.
Potem zwróciła się do komandora Rome’a.
– Czy naukowcy z Działu Naukowego ZSO przeprowadzają symulacje dotyczące materii przechodzącej przez mikroosobliwości połączone w tunel czasoprzestrzenny?
– Nieustannie. Oczywiście niewiele wiemy o podróżach przez tunele, choć mimowolnie obserwowaliśmy takie zjawisko nie raz, lecz trzy razy. Jednak we wszystkich naszych symulacjach rozbijamy się o prosty fakt, że w zasadzie jesteśmy fizycznie materią, którą rządzi mechanika kwantowa. A wewnątrz horyzontu zdarzeń nawet sztucznej mikroosobliwości obowiązują zasady ogólnej teorii względności. Wszystkie nasze modele zawiodły, możemy tylko zgadywać. Szczerze mówiąc, to cud, że troje ludzi wróciło w jednym kawałku i nie zmieniło się w zupę cząsteczek atomowych.
Avery odchrząknęła niecierpliwie.
– Shelby? Masz minę, jakbyś ukrywała przed nami sekret. Mów. Co twoim zdaniem dzieje się podczas przejścia przez osobliwości?
– Och, to nic pewnego. Ale terminarz tych trzech zdarzeń z osobliwościami nasuwa chyba dwa wnioski. Albo dylatacja czasu jest czynnikiem zupełnie przypadkowym, albo bardzo precyzyjnie kontrolowanym. Tam, z drugiej strony.
Generał Norton przewrócił oczami.
– Precyzyjnie kontrolowanym? Jak ktoś, kto znajduje się po drugiej stronie, o ile w ogóle ktoś tam jest, wiedziałby, kiedy i gdzie odesłać przybyszów, skoro znajduje się w przeszłości?