Stara Flota. Tom 3. Wiktoria. Nick Webb
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stara Flota. Tom 3. Wiktoria - Nick Webb страница 16
Granger starał się opanować grymas na przypomnienie, że kiedyś znajdował się pod kontrolą Roju, jednak Proctor znowu tylko skinęła głową. Chyba zrozumiała z wypowiedzi naczelnego Działu Naukowego więcej niż Granger. Postanowił zapytać ją o tę sprawę później, może miała związek z badaniami, które prowadziła w sekrecie ze swoim nowym zespołem, gdy tylko mogła znaleźć trochę czasu. Przyznała, że dokonała niewielkiego przełomu, jednak od starcia z obcymi poprzedniego dnia nie było nawet czasu na kąpiel, a co dopiero na chwalenie się rezultatami prac badawczych.
Wokół stołu konferencyjnego zapadła cisza. Wszyscy chyba przypomnieli sobie, że Granger wciąż może znajdować się pod wpływem Roju.
– No i co teraz? – zapytała Avery. – Potrzebny nam plan. Od incydentu przy Volari wciąż znajdujemy się w defensywie. Możemy liczyć, że przynajmniej nie będziemy już musieli walczyć z superpancernikami, ale Rój przerwał wszelkie bariery i trzeba ocenić sytuację. A sytuacja nie wygląda dla nas zbyt wesoło. Dajcie mi coś, panowie. Coś brawurowego. Coś odważnego.
Zingano pokręcił głową.
– Po czterech miesiącach nadal nie wiemy, gdzie znajduje się ojczysty świat Roju.
– A co z tą kapitan od Skiohra? Jak się nazywa? Wicecaryca Krill…
– Krull – poprawiła Proctor.
– Nieważne. Zapytaliście ją, czy zna lokalizację świata Roju? Tim?
Granger zaprzeczył.
– Nasza rozmowa trwała niecałe pięć minut. Nie wypłynął temat świata Roju. Ale ustaliliśmy terminarz regularnych kontaktów i wybraliśmy miejsce spotkania w otwartym kosmosie. Mamy się tam zjawić za dwa dni i przedyskutować szczegóły.
Avery wbiła w niego wzrok.
– Jeżeli byli niewolnikami Roju przez tysiące lat, jak twierdzą, nie rozumiem, jak mogli nie poznać lokalizacji świata ojczystego swoich panów, zwłaszcza jeśli budowali dla Roju okręty. Jak można zbudować flotę dla swoich panów i nie wiedzieć, gdzie wypełniana jest tą gównianą zieloną mazią? Zdobądź tę informację, Tim. Nawet gdybyś musiał wybić sobie drogę na jej okręt i wydrzeć dane prosto z komputera tej carycy. Cholera, dwadzieścia milionów żołnierzy tylko czeka na okazję do walki. Są rozczarowani i wściekli, że wojna toczy się tylko w kosmosie. Gorączkują się chyba wszyscy. Przydałoby się jedno albo dwa starcia bezpośrednie, walka wręcz z tymi wrednymi, karłowatymi Skiohra na pewno rozładowałaby napięcie. – Prezydent zaśmiała się ponuro.
– Nie wydaje mi się, aby wrogie wejście na jeden z okrętów Skiohra było rozsądnym posunięciem w obecnej… – zaczął Zingano.
– Żartowałam, admirale. Ale tylko trochę. Rozważne czy nie, mało mnie to obchodzi. Jeżeli Skiohra nie będą współpracować, potraktujemy ich jak wrogów i wykorzystamy do własnych celów wojennych. Nie oszukujcie się, moi drodzy, dopóki nie wygramy tej wojny, Skiohra, Dolmasi i Rosjanie, szlag, zwłaszcza Rosjanie, są naszymi wrogami, choćbyśmy nie wiadomo jak się starali udawać jedną szczęśliwą rodzinę.
Avery odwróciła się do generała Nortona. Stary żołnierz szeptał gniewnie do swojego adiutanta, który dotknął jego ramienia.
– Generale, coś się stało?
– Tak, pani prezydent. Odebraliśmy metaprzestrzenne wezwanie o pomoc ze sztabu obrony planetarnej w sektorze Britannia. Planeta York została zaatakowana.
ROZDZIAŁ 16
System Brytanii, gazowy gigant Calais
Stocznia Wellington
Wiceadmirał Littlefield nie spodziewał się rozkazu, który otrzymał. Takich rozkazów nikt się nie spodziewa. Nikt nie ma planu na wypadek, gdyby się rzeczywiście pojawiły. A jednak podpisywał formularze na kolektory do pięćdziesięciu trzech nowych napędów kwantowych z fabryki na Novo Janeiro, gdy nagle go olśniło.
„Wszystkie te okręty są wadliwe. Trzeba je zbudować na nowo”.
Littlefield przerwał i pokręcił głową. Co za pomysł. Wyprostował plecy, zgarbione od pracy w fotelu, i wyjrzał przez okno. W przestrzeni unosiło się ponad sześćdziesiąt nowiutkich ciężkich krążowników, wciąż otulonych jeszcze rusztowaniami. Czekały na załogi.
I wszystkie miały ukryte wady… Skąd o tym wiedział? Potrząsnął głową i powtórzył sobie w duchu, że powinien się wysypiać. Ograniczyć kawę, zacząć wreszcie wykonywać ćwiczenia zalecone przez lekarza. No, może sytuacja nie była tak poważna, aby uciekać się do desperackich środków, ale nie zaszkodziłoby zdecydowanie mniej kawy i więcej snu.
„Wszystkie te okręty są wadliwe. Trzeba je zbudować na nowo”.
Tym razem myśl była znacznie bardziej wyrazista, wiceadmirał prawie spadł z fotela.
„Co, do diabła?”
A jednak miało to sens. Littlefield musiał ostatnio sięgać po prowizorki. Sytuacja stawała się desperacka. Nie było czasu na stosowanie przedwojennej listy kontrolnej złożonej z sześciuset punktów. Admirał ograniczył ją do minimum, czyli w zasadzie do tego, aby okręty nie rozpadały się podczas pierwszego skoku kwantowego. Wybuch przy dwusetnym skoku? To już nie był problem – większość okrętów i tak nie dotrwa do pięćdziesiątego. Średnia żywotność jednostek wynosiła około miesiąca. Takie czasy.
„Wszystkie te okręty są wadliwe. Trzeba je zbudować na nowo. A w stoczni konieczna jest modernizacja”.
Wstał i zaczął się przechadzać w swoim małym, wąskim biurze. Był wiceadmirałem. Przez całą swoją karierę dbał, aby budowane pod jego kierownictwem okręty były w idealnym stanie. Sumiennie wykonywał rozkazy, w odpowiednich momentach właził przełożonym w tyłek. Lata ciężkiej pracy doprowadziły go na zajmowane stanowisko. I teraz siedział w szafie, którą przerobiono na biuro, na stacji orbitalnej, krążącej wokół zapomnianego gazowego giganta w systemie planetarnym Brytanii. Znajdował się na stacji, która powinna zostać odstawiona do lamusa już w poprzednim stuleciu. Bez względu na to, skąd pochodziła ta myśl, była to brutalna prawda. To miejsce nie było nikomu do niczego potrzebne.
Za oknem, nad powierzchnią Calais niemal niezauważalnie wirowały czerwone i pomarańczowe chmury dwutlenku siarki i amoniaku. Wyższe warstwy atmosfery zawierały znaczne ilości helu-3, wykorzystywanego w napędach kwantowych. Dlatego właśnie tutaj zbudowano stocznię i dla Littlefielda było to całkowicie zrozumiałe.
Nie potrafił jednak doszukać się logiki w rozplanowaniu zakładów. Tak naprawdę uważał je za niefunkcjonalne i pozbawione sensu. Dlaczego stworzono trzydzieści oddzielnych doków, w których budowano całe okręty? Lepiej byłoby każdy element montować oddzielnie w stu czy dwustu budynkach i potem składać z nich kompletne egzemplarze