Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady. Evan Currie

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady - Evan Currie страница 13

Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady - Evan Currie

Скачать книгу

tego, co wiedział, pochodziła z komputerów, które zostały zainstalowane… w nim?

      Sądził, że jest okrętem, ale nie miał na to żadnego dowodu.

      Bardzo wcześnie uświadomił sobie, że dla większości ludzi liczyły się dowody, dlatego poświęcał bardzo wiele czasu, aby szukać dowodów na wszystko. Równanie musiało być kompletne.

      Jednak jeden z ludzi, których… lubił? Czy w ogóle coś lubił…?

      Odyseusz odłożył analizę tego na później.

      Jeden z ludzi, któremu poświęcał więcej uwagi, stwierdził, że dowód to nie wszystko, a Odyseusza bardzo to zmieszało i głęboko zaniepokoiło. Dlaczego „wystarczająco dobrze” miało stanowić akceptowalne rozwiązanie?

      Dla chłopca nie miało to sensu. Odnosił wrażenie, że zasady nie pozostawały niezmienne, a to było po prostu złe.

      Zasady powinny stanowić stałe odniesienie, do którego każdy mógł się odwołać, aby wiedzieć, na czym stoi. Zasady – od protokołu postępowania do podstawowych praw wszechświata – powinny być wzorcem, któremu Odyseusz mógł ufać i który mógł wykorzystać, aby określić swoje miejsce we wszechświecie.

      Wystarczająco dobrze?

      Nie sądził, aby zadowoliło go „wystarczająco dobrze”.

      Rozdział 5

      Okręt Sojuszu Ziemskiego „Autolikos”

      Głęboka przestrzeń

      Morgan Passer, kapitan „Autolikosa”, dryfował leniwie w niskiej grawitacji panującej w mesie oficerskiej. Oglądał film na dużym ściennym ekranie, a bluza munduru unosiła się za jego plecami, gdy rozmasowywał sobie ramię pod przepoconą koszulką.

      – Kapitanie, reaktor zostanie włączony za pięć minut – oznajmiła Daiyu Li, która właśnie wpłynęła do mesy. – Doohan właśnie zakończył przegląd.

      – Dobrze. – Morgan sięgnął do uchwytu przy oknie nad swoją głową. – Strasznie tu gorąco.

      „Autolikos” był okrętem klasy Włóczęga, jednym z pierwszych wybudowanych po inwazji. W przeciwieństwie do Herosów o wiele mniejsze Włóczęgi nie miały zasilania opartego na rdzeniu z osobliwością. Reaktory starszego typu musiały regularnie przechodzić przeglądy, co wymagało wyłączenia wszystkich mniej ważnych systemów na pokładzie.

      Sprzęt, który nie potrzebował dużo energii, między innymi ekrany i wyświetlacze, działał na baterie, ale systemy wymiany ciepła, jedne z najważniejszych na pokładzie, zasilane były energią z reaktora. Wbrew pozorom zimno nie stanowiło największego zagrożenia na okrętach międzygwiezdnych. Próżnia była znakomitym izolatorem, a jednostki przystosowane do lotów międzygwiezdnych projektowano tak, aby wytrzymywały ekstremalne temperatury. Bez systemów wymiany ciepła, które aktywnie regulowały warunki wewnętrzne, okręt zaczynał się szybko nagrzewać od środka.

      Oczywiście po jakimś czasie ciepło by wypromieniowało i „Auto” by się ochłodził. Jednak taki proces trwałby lata i nikt z załogi by nie przeżył – wszyscy dosłownie upiekliby się żywcem.

      Morgan założył i zapiął bluzę, a potem spojrzał na Li.

      – Będziemy mogli ruszyć, gdy tylko wróci zasilanie?

      – Tak, kapitanie. Wszystkie systemy okrętu są w gotowości i w pełni sprawne.

      – Świetnie. – W głosie Morgana zabrzmiała satysfakcja. Odbił się od okna i poszybował w stronę drzwi.

      Li odchyliła się, gdy przelatywał obok niej na korytarz, a potem ruszyła za dowódcą.

      Niedługo potem oboje wciągnęli się na pokład dowodzenia, a wokół usłyszeli pomruk włączającej się maszynerii.

      Morgan westchnął z ulgą, gdy poczuł na twarzy chłodniejszy powiew, wciąż ciepły, ale o wiele przyjemniejszy niż nieruchome, zatęchłe powietrze, którym wszyscy musieli oddychać podczas przeglądu.

      „Autolikos” znajdował się w układzie gwiezdnym, w którym stanowił jedyną formę życia, i w bezpiecznej odleg­łości orbitował wokół czerwonego giganta. W tę odległą, piekielną okolicę sprowadziły „króla złodziei” wytyczne dotyczące operacji Prometeusz oraz związanej z nią misji, podczas której dokonywał zwiadu i sprawdzania ano­malii gwiezdnych w poszukiwaniu czegoś wartościowego lub niebezpiecznego dla Ziemi i sojuszników.

      Bieżące zadanie okazało się fiaskiem. Anomalie wykryte podczas skanowania najbliższej gwiazdy zostały wywołane najprawdopodobniej zderzeniem ciała niebieskiego ze stabilną czarną dziurą. Kolizja rozdarła układ gwiezdny na strzępy, pożerane przez monstrum, które zajmowało teraz centralne miejsce wśród tego rumowiska.

      – No dobrze, włączyć główny napęd – rozkazał Morgan. – Li, przekaż jajogłowym, że mogą zrobić pomiary i skany podczas odlotu. Zmarnowaliśmy tutaj dość czasu.

      – Aye, aye, skipper – odpowiedziała młoda porucznik przy stanowisku nawigacyjnym, podczas gdy komandor Li wpisała kilka komend na swojej konsoli.

      – Zrobione, kapitanie. Pewnie będą skanować, dopóki nie wykonamy tranzycji.

      – Pewnie tak – zaśmiał się Morgan. – Niech się zabawią, co nam szkodzi. Ta wyprawa to fiasko. Dziesięć gwiazd i same naturalne zjawiska.

      – Nie można… Jak to się mówi? Na loterii nie wygrywa się za każdym razem? – odpowiedziała Li.

      – Mniej więcej. Nie można wygrać za każdym razem, to prawda. Oczywiście chciałbym natrafić na coś nowego, co pomoże Ziemi, ale będę zadowolony, jeśli nie znajdziemy niczego, co może jej zagrozić. – Kapitan zaśmiał się cicho. – Przynajmniej nie damy bosmanowi kolejnego pretekstu, aby igrać z antymaterią.

      Li wzdrygnęła się, a Morgan wcale się tej reakcji nie dziwił. Wciąż przechodził go dreszcz, gdy wracało wspomnienie strasznego zdarzenia. Żaden dowódca nie powinien celowo wystawiać swojego cholernego okrętu na działanie antymaterii, a kapitana ogarniał czasem strach, że „Autolikos” znów znajdzie się w równie przerażającej sytuacji.

      – No to się bosman zmartwi – uśmiechnęła się Li po chwili. – Chyba jest dumny ze swojej reputacji.

      – Jedyny człowiek we flocie, który dostał zakaz wejścia na pokład „Odyseusza”, a na dodatek rozkaz wydał osobiście Eric Weston. – Morgan pokręcił głową, a przez okręt przetoczył się pomruk, gdy włączył się napęd.

      – Szkoda, że nie możemy zrobić tego samego tutaj – westchnęła Li niemal z nadzieją, co wywołało u Morgana kolejny wybuch śmiechu.

      Kapitan oczywiście zdawał sobie sprawę, że załoga mostka słyszy tę rozmowę, zresztą ani on, ani Li nie starali się o dyskrecję. Żarty z bosmana

Скачать книгу