Cudzoziemiec oraz inne przypadki. Roman Staniek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Cudzoziemiec oraz inne przypadki - Roman Staniek страница 4
– Paszport został sfałszowany. Czy zdaje pan sobie sprawę, jakie koszty wydalenia ponosi państwo niemieckie? Ktoś za to musi zapłacić. W tym wypadku będziemy musieli pana obciążyć kosztami przelotu, plus transport i etc.
– Chcecie mnie ukarać za to, że przygarnąłem tą kobietę z ulicy i udzieliłem jej schronienia? Za moje dobre serce? Kochaj bliźniego swego jak siebie…
– Meyer, nie pierdol pan nam głupot! Zabierajcie ją do auta, bo spóźnimy się na lotnisko. – Wskazał na Teresę alias Jennie lub odwrotnie.
Podszedłem do niej, aby się pożegnać.
– Weź mnie za żonę – wyszeptała trzymając mnie za rękę i patrząc na mnie błagalnie
– No coś ty! –
Wtedy zobaczyłem w jej oczach coś, co mnie przeraziło; złość i pogardę. To nie była ta miła Teresa, którą tylko udawała. Splunęła mi pod nogi i wsiadła do radiowozu bez słowa pożegnania, nie mówiąc o podziękowaniu za gościnę.
Jeden z policjantów słusznie stwierdził;
– Bądź pan szczęśliwy, że ją zabieramy. Masz pan jeden kłopot z głowy.
Koledzy w biurze bez słowa wysłuchali opowiadania Karla. Po chwili Andreas zapytał;
– No, ale miałeś z nią chyba frajdę? No, wiesz, co mam na myśli, bzykałeś ją przecież!?
– Nie wiem, czy można to tak nazwać. Nie dała mi się dotknąć.
– To jak to robiliście? – spytał poważnie Franko.
– Ona robiła to po francusku. Mówię wam, że miała do tego talent. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem, chociaż jak wiecie w burdelach zostawiłem kupę pieniędzy. Będzie mi tego brakować. Póki co, muszę z sufitu moją spermę zdrapać. Wygląda to okropnie.
Chłopcy słuchali tego z przymrużeniem oka. Wiedzieli, że ich kolega lubi fantazjować i nie jest aż takim ogierem, jak sam z siebie robił. W każdym bądź razie nastrój Tomasza się nie poprawił. Zimny prysznic był tylko chwilowym rozwiązaniem, i żeby zmienić temat, zwrócił się do Andreasa:
– Co to za propozycja o której wspomniałeś?
– W sobotę byłem na mieście. Trochę na zakupach, trochę połazić po sklepach. Coś trzeba w końcu z tą forsą zrobić. Wstąpiłem do biura podróży, gdyż na wystawie wywiesili parę ciekawych promocji. Otóż, co znalazłem.
Rozdał każdemu broszurki.
Weekend pod Monachium – trzy dni all inclusive. Hotel z basenem, sauna, jacuzzi. W piątek oraz sobotę wieczorem zabawa. W sobotę po śniadaniu zwiedzanie Monachium, w niedziele w południe wyjazd.
– Co wy na to?
– Brzmi okey – stwierdził Franko – cena też jest w porządku. Nie wyrażam sprzeciwu – spojrzał pytająco na innych.
– Co jest z laskami? – Karl wybałuszył oczy.
– Dopiero co pożegnałeś jedną. Na jakiś czas powinno ci wystarczyć. Pani w biurze powiedziała, że starają się tak dobierać grupy aby stosunek kobiet do mężczyzn był mniej więcej jednakowy. Z reguły jest przeważnie trochę więcej pań ale to nie powinno nam przeszkadzać – stwierdził z uśmiechem Andreas. – Ach, jeszcze najważniejsze; w weekend za dwa tygodnie są miejsca wolne. Kazałem dwa dwuosobowe pokoje zarezerwować, a więc?
– Stosunek jednakowy. Jadę! – Karl jako pierwszy zgłosił swoją gotowość.
– Jadę.
– Jedziemy!
– Okey, zaraz tam dzwonię i potwierdzę rezerwację.
W firmie pracowało trzydzieści pięć osób, wliczając w to dwóch szefów i dwie panie, które wieczorem sprzątały biura. W warsztacie paru fachowców wykonywało na podstawie rysunków sporządzonych przez Tomasza i jego kolegów z biura, prototypy narzędzi, które z kolei miały zastosowanie w budowie maszyn. Inna grupa techników przeprowadzała testy, a na koniec firma zlecała produkcję tych części w różnych fabrykach. Z reguły w Europie Wschodniej. Przeważnie na Węgrzech, Rumunii i Słowacji. Po czym lądowały one z powrotem w Niemczech w magazynach firmy. Oddział sprzedaży rozprowadzał towar po odpowiedniej cenie na całym świecie.
Rysunki dokonywano według ścisłych wskazówek konstruktorów. W praktyce wyglądało to w ten sposób, że koledzy z biura wyszukiwali spośród tysięcy projektów te najbardziej do siebie podobne i nanosili zmiany techniczne. Czasami grupa Tomasza otrzymywała całkiem nowe zlecenia i wtedy sporządzenie nowej dokumentacji trwało parę tygodni. Do wykonania nowych prototypów upływały dwa lub nawet trzy miesiące, nie wspominając o uruchomieniu produkcji. Najważniejsze w tym wszystkim było, że myśl techniczna pozostawała w Niemczech, a produkty Made in Germany, pomimo ogromnej konkurencji – zwłaszcza z Dalekiego Wschodu – cenione są na całym świecie.
Dzisiaj 13, był akurat takim dniem w którym Tomasz miał rozpocząć nowy projekt. Do tej pory traktowany był ulgowo, ale widocznie szefowie doszli do wniosku, że czas próbny się kończy i musi pokazać co potrafi.
…Tylko dlaczego akurat dzisiaj, 13!
Z jednej strony był zaszczycony tym zleceniem i zaufaniem, jakie mu powierzyli. Z drugiej, obawa i strach, że zawiedzie. Popatrzył na zegarek.
Rany boskie to już piąta!
Koledzy przed godziną pożegnali się i pojechali do domu. W sumie był zadowolony. Rozmowy z konstruktorami i szefem Matzek przebiegły świetnie. Cały ten projekt okazał się wcale nie aż tak trudny jak początkowo myślał. Otrzymał sporo szkiców i wskazówek, które miał z pomocą komputera nanieść na papier. Wszyscy wyrazili gotowość pomocy. W każdej chwili mógł się zwrócić do bardziej doświadczonych kolegów lub nawet bezpośrednio do szefa.
– Halo –
Halo miało piękne, długie, gołe nogi, oprawione w kosztujące co najmniej pięćset euro, czarne, na wysokim obcasie buty „Prady” oraz skórzaną krótką, obcisłą niczym jedwab, spódniczkę. Spódniczka usiadła na brzegu biurka. Mógł dać sobie obciąć rękę, że pod nią nie miała bielizny. Górę zdobił jasny żakiet. Pod nim biała, głęboko odpięta bluzka ukazująca dorodne piersi. Całość zdobiła urocza twarz z niebieskimi przenikliwymi oczami. Jasne, lekko rudawe włosy opadały jej na ramiona. Manuela Brochowsky miała czterdzieści dwa lata i była kierownikiem personalnym. Miał okazję parę razy krótko z nią rozmawiać, oczywiście tylko o sprawach zawodowych i nigdy by mu do głowy nie przyszło, że pani kierowniczka osobiście go odwiedzi.
Typowa „karriere Frau” – pomyślał.
Z drugiej strony ta około metra osiemdziesiąt wysoka super women robiła na nim ogromne wrażenie.
Halo, chciał powiedzieć, ale za pierwszym razem nie wydusił z siebie słowa, dopiero po paru sekundach węzeł w gardle trochę popuścił.
– Halo?