Cudzoziemiec oraz inne przypadki. Roman Staniek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Cudzoziemiec oraz inne przypadki - Roman Staniek страница 5

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Cudzoziemiec oraz inne przypadki - Roman Staniek

Скачать книгу

ci wszystko przypomnę. – Odpowiedział również po polsku.

      Oboje zaczęli się śmiać. Lody zostały przełamane. Odetchnął z ulgą.

      – Słyszałam, że dostałeś swój pierwszy projekt. Jesteś bardzo zdenerwowany?

      – Tak. Sądzę, że tak.

      Jeszcze bardziej tym, że siedzisz bez majtek na moim biurku, a ja od dwóch miesięcy nie miałem seksu. Wyobrażał sobie, jak płyną mu z żalu łzy po policzkach, a Manuela kładzie jego głowę na swoich udach i głaszcze go ze współczuciem.

      – Nie masz się czym denerwować. Rozmawiałam z Gerdem (szef Matzek). Mówił, że masz poparcie z jego strony i jest z ciebie bardzo zadowolony. Jak również, że nie musisz się spieszyć. Ten projekt nie jest aż tak pilny. Na początku, wszyscy nowi pracownicy są traktowani ulgowo.

      – Jak widzę, masz tutaj świetne układy. Dziękuję, że mnie odwiedziłaś. Cieszyłbym się gdybyśmy zostali przyjaciółmi.

      – Ze względu na moje dobre układy? – Uśmiechnęła się.

      – Nie tylko. – Jego uszy i policzki zaczęły się robić gorące. Manuela z pewnością zauważyła jego zmieszanie i z premedytacją założyła nogę na nogę. Przez ułamek sekundy był naocznym świadkiem tego, co wcześniej podejrzewał.

      Tak do diabła, ona nie ma na sobie slipek. Cholera jasna, ona nie ma nic pod spodem!!!

      Słyszał, że ludzie z wrażenia potrafią tracić przytomność. Bał się zemdleć. O mało nie zaczął jeść ołówka, który trzymał w ręce.

      Tylko nie to. Panie Boże, ja nie chcę zemdleć.

      – Co powiedziałeś? Nie zrozumiałam.

      – Jesteś bardzo sympatyczna i… cieszyłbym się… – Jąkał się trochę.

      – Wszyscy już poszli do domu, nie miałbyś ochoty na kawę?

      – Bardzo chętnie.

      Okłady z lodem szybciej postawiłyby mnie na nogi niż kawa.

      Wyciągnął spod biurka swój kubek. Miał zamiar się podnieść.

      – Wiesz, ta kawa tutaj nie jest rewelacyjna. Co powiesz na to, że ja cię zaproszę na kawę?

      – Świetnie. Do Włocha?

      – Nie..do mnie do domu. Mam świetny automat do parzenia kawy. Naciskasz na guzik i możesz mieć, co chcesz. –

      W tym momencie Tomasz wbił ołówek w udo w nadziei, że ból fizyczny zagłuszy w nim wszystkie inne uczucia.

      – Za pięć minut na parkingu – wstając poprawiła mu włosy. – Pośpiesz się, nie lubię długo czekać.

      Potrzebował niecałe trzy minuty! Dochodząc do auta zorientował się, że nadal trzyma w ręce kubek na kawę i ołówek. Na szczęście Manuela nie zauważyła tego, zajęta poprawianiem makijażu.

      – No to jestem. – Stanął przy jej Mercedesie.

      – Jedź za mną. Staraj się mnie nie zgubić! No wiesz, takiej dobrej kawy nie dostaniesz nawet u Włocha. – Tym razem pogłaskała jego dłoń.

      – O to, że cię nie zgubię, mogę się z tobą założyć.

      – Nie dopuściłabym do tego, przystojniaczku.

      Ruszyła bardzo wolno z parkingu. Tomasz swoim Voyagerem za nią.

*

      Z samochodu zadzwonił do pani Heleny.

      – Tomasz z tej strony. Trochę późno się zrobiło więc pomyślałem, że się u pani zamelduję i zapytam, czy wszystko w porządku. Bruno nie dokucza? – Pytał z grzeczności. Wiedział doskonale, że starsza pani traktowała psa jak swoje dziecko. Najchętniej zostawiłaby go u siebie na stałe.

      – O tak! Byliśmy akurat całą godzinę na spacerze. Oboje odpoczywamy w tej chwili. Bruno rozłożył się na leżance i śpi. Ale jak śpi! Zrobiłam zdjęcie i przesłałam ci. Musisz je koniecznie zobaczyć, to ujęcie jest jednorazowe.

      – Zaraz zaglądnę do mojej poczty. Dzwonię gdyż mam prośbę.

      – Jeżeli chodzi o Bruna – przerwała mu – to on oczywiście może u mnie zostać. Sam o tym dobrze wiesz, poza tym niechętnie chciałabym go teraz budzić. –

      Budzić?? No to teraz trochę przesadza, żeby tylko on się u niej nie za bardzo zadomowił.

      – To świetnie, bo wie pani, ja mam teraz taką małą randkę i trudno mi powiedzieć, o której wrócę.

      – Absolutnie niczym się nie przejmuj. Nam jest bardzo dobrze, a tobie życzę wiele przyjemności. Jest ładna?

      – Cudowna!

      – Pomimo tego pamiętaj o prezerwatywach. Dużo się teraz o różnych chorobach mówi.

      – Dobrze, dziękuję za radę pani Heleno. W samochodzie zawsze mam mały zapas, ale nie sądzę, że dzisiaj tak daleko zajdę. Zadzwonię później. Do usłyszenia.

      – Powodzenia!

      Otworzył zdjęcie, które przesłała pani Dworak. Bruno leżał na plecach. Tylne łapy miał rozłożone na boki, przednie przykurczone, tak jak gdyby aportował, głowa na poduszce, oczy lekko uchylone a z pyska wystawał język. Fotografia była imponująca. Postanowił, że da ją wywołać na płótnie i oprawi jak obraz w ramki.

*

      Po około dziesięciu minutach jazdy Manuela zatrzymała się przed okazałym domem z dwoma wejściami. Z obu stron znajdowały się garaże. Całość bardzo zadbana, wręcz luksusowa. Wysiadła i podeszła do Tomasza.

      – Zostaw, proszę, swój samochód na parkingu, jakieś pięćdziesiąt metrów za domem po prawej stronie. Ja wjadę do garażu i otworzę wejście, to pierwsze tutaj. – Pokazała mu ręką prawą stronę budynku.

      Drzwi były lekko uchylone. Wszedł bez pukania. Manuela czekała na niego za drzwiami. Prawą rękę położyła mu na ramieniu, lewą zamknęła drzwi i przekręciła klucz w zamku. Ich twarze prawie dotykały się. Nie spuszczała go ani na sekundę z wzroku. Drugą ręką objęła jego głowę i delikatnie przysunęła do siebie. Pocałunek sparaliżował ich obojga. Pierwsza otrząsnęła się Manuela.

      – Coś mi się wydaje, że we mnie płynie polska krew. Jeszcze nigdy pocałunek nie smakował tak cudownie jak ten z tobą.

      Kłamie lub jest tak samo spragniona seksu jak ja.

      Fakt faktem, na nim zrobił on również wrażenie. Jeszcze większe świadomość, że na tym dzisiaj się nie skończy. Objął ją jeszcze raz, tym razem mocniej i przysunął do siebie. Jej piersi falowały na jego klatce piersiowej. Przez moment oddychali w tym samym rytmie, do chwili kiedy ich serca zaczęły dokładnie tak samo uderzać. Puls sto czterdzieści, ciśnienie dwieście na sto dwadzieścia.

      Cholera!

Скачать книгу