Wesele. Stanisław Wyspiański

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wesele - Stanisław Wyspiański страница 10

Wesele - Stanisław Wyspiański

Скачать книгу

tak jak w naturze:

      kwiat w swoim zapachu się lotni

      i przychodzą różni markotni

      tesame wąchać róże

       POETA

      a gdyby tak ustroić się w róże

      i wejść na ogromny stos

      drzewa

      i pokazać: jak śpiewa

      człowiek, co w różach na czole

      umiera

       PAN MŁODY

      trzebaby lutni Homera

       POETA

      A Los, a Atmosfera,

      a ogień, a płomieni góra,

      a czarna obłoków chmura,

      coby się ze stosu wzbiła

       PAN MŁODY

      Śmierć!?

       POETA

      A to byłaby Siła!

      SCENA 24. POETA, GOSPODARZ

       POETA

      taki mi się snuje dramat

      groźny, szumny, posuwisty,

      jak polonez, gdzieś z kazamat,

      jęk i zgrzyt, i wichrów świsty. —

      Możę przy tem wichrów graniu, – —

      O jakiemś wielkim kochaniu.

      Bohater w zbrojej, skalisty,

      ktoś, jakoby złom granitu,

      rycerz z czoła, ktoś ze szczytu

      w grze uczucia, chłop »qui amat«,

      przytem historya wesoła

      a ogromnie przez to smutna

       GOSPODARZ

      to tak w każdym z nas coś woła:

      jakaś historya wesoła

      a ogromnie przez to smutna

       POETA

      A wszystko bajka wierutna.

      Wyraźnie się w oczy wciska,

      zbroją świeci, zbroją łyska

      postać dawna, coraz bliska,

      dawny rycerz w pełnej zbroi,

      co niczego się nie lęka,

      chyba widma zbrodni swojej

      a serce mu z bolów pęka

      a on z takiem sercem w zbroi

      zaklęty u źródła stoi

      i do mętów studni patrzy

      i przegląda się we studni

      a gdy wody czerpnie ręką,

      to mu woda się zabrudni

      a pragnienie zdroju męką,

      więc mętów czerpa ze studni;

      u źródła, jakby zaklęty:

      taki jakiś polski święty

       GOSPODARZ

      dramatyczne, bardzo pięknie, —

      u nas wszystko dramatyczne,

      w wielkiej skali, niebotyczne, —

      a jak taki heros jęknie,

      to po całej Polsce jęczy,

      to po wszystkich borach szumi,

      to po wszystkich górach brzęczy,

      ale kto tam to zrozumi,

       POETA

      dramatyczny, rycerz błędny,

      ale pan, pan pierwszorzędny:

      w zamczysku sam osmętniały

      a zamek opustoszały

      i ten lud nasz taki prosty

      u stóp zamku, u stóp dworu

      i ten pan, pełen poloru

      i ten lud prosty rubaszny

      i ten hart rycerski, śmiały

      i gniew boski gromki, straszny

       GOSPODARZ

      tak się w każdym z nas coś burzy,

      na taką się burzę zbiera,

      tak w nas ciska piorunami,

      dziwnemi wre postaciami

      dawnym strojem, dawnym krojem

      a ze sercem zawsze swojem;

      to dawność tak z nami walczy.

      Coraz pamięć się zaciera, – — —

      tak się w każdym z nas coś zbiera

       POETA

      Duch się w każdym poniewiera,

      że czasami dech zapiera;

      takby gdzieś het gnało, gnało,

      takby się nam serce śmiało

      do ogromnych wielkich rzeczy

      a tu pospolitość skrzeczy

      a tu pospolitość tłoczy,

      włazi w usta, w uszy, oczy;

      duch się w każdym poniewiera

      i chciałby się wydrzeć, skoczyć,

      ręce po pas w krwi ubroczyć,

      ramię rozpostrzeć szeroko,

      wielkie skrzydła porozwijać,

      lecieć, a nie dać się mijać;

      a tu pospolitość niska

      włazi w usta, ucho, oko; – —

      daleko, co było z bliska, —

      serce zaryte głęboko,

      gdzieś pod czwartą głębną skibą,

      że swego serca nie dostać.

       GOSPODARZ

      Tak się orze, tak się zwala

      rok w rok, w każdem pokoleniu:

      raz w raz dusza się odsłania,

      raz w raz wielkość się wyłania

      i raz w raz grąży się w cieniu.

      Raz w raz wstaje wielka postać,

      że ino jej skrzydeł dostać,

      rok w rok w każdem pokoleniu,

      i raz wraz przepada, gaśnie,

      jakby czas jej przepaść właśnie; —

      Każden ogień swój zapala,

      każden swoją świętość święci…

       POETA

      My jesteśmy jak przeklęci,

      że nas mara, dziwo nęci,

      wytwór tęsknej wyobraźni

      serce bierze, zmysły draźni,

      że nam oczy zaszły mgłami;

      pieścimy się jeno snami

      a to, co tu nas otacza,

      zdolność nasza przeinacza:

      w oczach

Скачать книгу