Naśladowca. Erica Spindler

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Naśladowca - Erica Spindler страница 11

Naśladowca - Erica  Spindler

Скачать книгу

uśmiechnęła się do Michaela.

      – Doskonale wiesz, że nie wolno mi o tym opowiadać.

      – Więc to może być naśladowca – włączył się Max.

      Wszyscy przy stole ucichli i spojrzeli na nią. M.C. pomyślała o dzisiejszej rozmowie Kitt Lundgren i poczuła się dziwnie.

      – Na tym etapie śledztwa trzeba brać pod uwagę wszystkie hipotezy – stwierdziła ogólnikowo.

      – Tak się cieszę, że mam syna – westchnęła Melody. – Inaczej strasznie bym się bała.

      – Dość już tego! – Matka postanowiła włączyć się do rozmowy. – Jak wam nie wstyd gadać o tym przy stole! W dodatku dziecko słucha!

      – Przepraszamy, mamo – powiedzieli zgodnym chórem, jak im się to już wielokrotnie zdarzało.

      Zajęli się jedzeniem, które było naprawdę doskonałe. Matka bywała niemiła i opryskliwa, ale gotowała znakomicie. Gdyby M.C. nie miała takiej dobrej przemiany materii, pewnie już wyglądałaby jak zapaśnik sumo.

      – Ach, Mary Catherine, nie uwierzysz, kogo dziś spotkałam w sklepie – odezwała się znowu. – Ni mniej, ni więcej tylko matkę Josepha Relliniego.

      Najlepiej udawać, że nie rozumie, o co chodzi.

      – Kogo?

      – Josepha Relliniego. Skończył szkołę rok przed tobą. Pamiętasz? Grał w zespole.

      Przypomniała sobie jak przez mgłę ciemnowłosego, lekko przygarbionego chłopaka. Był chyba dosyć miły, ale M.C. wiedziała, do czego prowadzi ta rozmowa. Nie zamierzała ułatwiać matce zadania. To byłoby wyjątkowo głupie posunięcie.

      – Został księgowym. – Matka pochyliła się w jej stronę. – Dałam jej twój numer i powiedziałam, żeby kazała mu zadzwonić.

      – Ależ mamo!

      – A czemu nie? Per amor del cielo. Muszę wziąć sprawy w swoje ręce, skoro z ciebie taka fajtłapa!

      Bracia dusili się ze śmiechu. Melody spojrzała na nią ze współczuciem, a M.C. aż poczerwieniała ze złości.

      – Wcale nie potrzebuję faceta, mamo! Jest mi dobrze samej!

      Mama Riggio pokręciła głową.

      – Codziennie chodzę do kościoła i modlę się, żebyś w końcu się opamiętała, rzuciła tę okropną pracę i poznała jakiegoś miłego młodego człowieka. No, nie musi być nawet taki młody…

      – Przepraszam, mamo, ale to…

      Michael poczuł, że powinien się wtrącić.

      – Przecież ona ma glocka. To tak, jakby była z facetem.

      Tony machnął ręką.

      – Daj jej spokój, mamo. Przecież ona jest lesbijką.

      M.C. rzuciła w brata serwetką.

      – Wypchaj się, Tony.

      – Matko Boska! – Starsza pani wzniosła ręce do nieba. – Kiedy to się stało?!

      – Tony tylko się wygłupia. Nie jestem lesbijką.

      Max dolał sobie wina.

      – Tony zawsze się wygłupia – stwierdził. – Ale ja też nie zamierzam szybko się żenić. Jest przecież tyle pięknych kobiet…

      – Ty jesteś jeszcze młody – powiedziała pobłażliwie mama Riggio. – Ale twojej siostrze wcale nie ubywa latek!

      Na szczęście do rozmowy włączyła się jak zwykle Melody, starając się załagodzić sytuację.

      – M.C. nie powinna się spieszyć. Życie jest zbyt krótkie, żeby angażować się w byle jakie, przelotne związki.

      – Mówisz z doświadczenia? – spytał Tony i posłał jej promienny uśmiech.

      Melody nie dała się sprowokować.

      – Jasne, bo wyszłam za najwspanialszego faceta na świecie.

      Zgromadzeni mężczyźni wydali pełen aprobaty pomruk i zaczęli trącać Neila łokciami. Matka zajęła się czymś innym, a M.C. zaczęła pospiesznie połykać kolejne kęsy posiłku.

      – Było mi bardzo miło, ale muszę już lecieć – powiedziała, wstając.

      – Ale przecież nie zjedliśmy jeszcze deseru! Mam canoli od Cepellego.

      Canoli od Cepellego to była zupełnie wyjątkowa sprawa. Prawdziwa uczta dla smakoszy.

      Jednak teraz, kiedy po raz kolejny wdała się w utarczkę z matką, M.C. nie mogła zostać dłużej. Nie zniosłaby kolejnych uwag na swój temat. Ucałowała więc matkę, braci i Melody.

      Kiedy wyszła na werandę, dogonił ją zaniepokojony Michael.

      – Coś się stało? – spytał.

      – Niby dlaczego?

      – Przecież nie zjadłaś deseru – zauważył. – Nikt z rodziny nigdy tego nie robi.

      – Mam już dosyć – rzuciła.

      Domyślił się, że nie chodzi jej o jedzenie.

      – Przecież wiesz, że mama naprawdę cię kocha.

      – Nie powinna wtrącać się w moje sprawy! Jestem już dorosła, jak sama raczyła zauważyć.

      – To prawda – przyznał – ale…

      Urwał gwałtownie, a ona zmarszczyła brwi.

      – No co?

      – Chyba mnie nie pobijesz, prawda?

      – Jasne, że nie. Po prostu cię zastrzelę, jeśli nie skończysz tego, co zacząłeś…

      – No dobra, wiesz przecież, że do kłótni trzeba dwojga…

      – To znaczy?

      – Musisz pogodzić się z tym, że mama już taka jest…

      – Ale ona nawet nie stara się mnie zrozumieć!

      – A ty próbujesz?

      Mary Catherine, jak cała jej rodzina, była obdarzona ognistym temperamentem. Na szczęście nauczyła się nad nim panować.

      Czasami jednak miała z tym trudności. Na przykład teraz poczuła, że krew znów nabiegła jej do policzków. Szerokim gestem wskazała wnętrze domu.

      – Przecież przyjeżdżam tu

Скачать книгу