Naśladowca. Erica Spindler
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Naśladowca - Erica Spindler страница 7
Joe pokiwał głową.
– A ty się z nim nie zgadzasz?
Powiedział to z przekąsem. Kitt aż zesztywniała, gotowa się bronić.
– Widzę, że ty tak.
Westchnął głośno i zacisnął dłonie.
– Ta sprawa była dla ciebie ważniejsza niż nasze małżeństwo. Niż ja. Jak myślisz, co powinienem ci powiedzieć?
– Nie zaczynaj, Joe.
Wstał wolno, wciąż zaciskając pięści.
– Zajmowałaś się nią nawet po tym, jak sprawa ucichła. Po tym, jak Sal ją zamknął.
Miał rację. To właśnie dlatego zaczęła pić. Dlatego odważyła się zlekceważyć rozkazy. Jednak ta sprawa nie była dla niej ważniejsza od Joego. Mówiła mu o tym wielokrotnie, ale nie wiedziała, jak go przekonać.
Zaśmiał się gorzko.
– Tylko o tym myślałaś! W ogóle nie poświęcałaś czasu rodzinie.
– Jakiej rodzinie?
Kitt natychmiast pożałowała swoich słów. Od razu zauważyła, jak bardzo go zabolały.
– Przepraszam, Joe. Nie chciałam…
Potrząsnął tylko głową.
– Po co tu przyszłaś?
– Wydawało mi się, że powinnam ci powiedzieć o tej dziewczynce.
– Dlaczego?
– Nie rozumiem – rzuciła, marszcząc brwi.
– Julie Entzel nie była naszą córką. W życiu nie widziałem żadnej z tych dziewczynek. Nigdy nie potrafiłaś tego zrozumieć.
– Ależ rozumiem. I to aż nazbyt dobrze. Ale ty zrozum, że czuję się za nie odpowiedzialna… Że chcę pomóc…
– Posłuchaj, mnie też serce boli, kiedy myślę o tych dzieciach i ich rodzicach. Doskonale wiem, co znaczy stracić córkę! Aż mi się niedobrze robi, kiedy myślę o tym, co zrobił ten potwór! – Wziął głęboki oddech. – Ale to nie były nasze dzieci. Powinnaś o tym pamiętać i wrócić do normalnego życia.
– Tak jak ty?
– Widzisz w tym coś złego? – Zrobił długą przerwę. – Chcę się ponownie ożenić, Kitt.
Patrzyła na niego z otwartymi ustami, pewna, że się przesłyszała. Musiała źle usłyszeć! Jej Joe chce się ożenić?!
– Nie znasz jej – dodał, zanim zdążyła zadać oczywiste pytanie. – Ma na imię Valerie.
Poczuła, że zaschło jej w ustach. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Czyżby podświadomie spodziewała się, że ze względu na nią do końca życia będzie samotny?
Właśnie tak!
Kitt starała się nie okazywać swoich uczuć.
– Nie wiedziałam, że się z kimś spotykasz. I to tak poważnie.
– A ja nie widziałem powodów, żeby cię o tym informować.
Żadnych powodów? A wszystko, co razem przeżyli?
– Jak długo z nią chodzisz?
– Cztery miesiące.
– Cztery miesiące? To niezbyt długo… Jesteś pewny, że…?
– Tak.
– Kiedy ślub? – spytała ze ściśniętym gardłem.
– Jeszcze nie ustaliliśmy konkretnej daty, ale pewnie zrobimy to wkrótce. Przyjęcie nie będzie duże. Zaprosimy jedynie najbliższą rodzinę i paru przyjaciół.
– Jasne.
Spojrzał na nią smutno.
– Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
– Nie. – Zamrugała oczami i spojrzała w bok, by nie domyślił się, co czuje. – Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Środa, 8. marca 2006
godz. 12.10
Kitt siedziała przy biurku, na którym znajdowała się nietknięta torba z lunchem i akta sprawy Mordercy Śpiących Aniołków. Mogła znaleźć te same informacje w służbowym komputerze, ale wolała papiery.
Wyjęła z teczki zdjęcia pierwszej ofiary, Mary Polaski. Zawiodła ją i jej rodzinę. Czuła dojmujący ból, ilekroć o tym myślała.
Spróbowała się trochę odprężyć i zaczęła bardzo uważnie przyglądać się fotografiom, próbując porównać je z tym, co widziała w sypialni Julie Entzel. Dlaczego morderca tak właśnie ułożył jej ręce? Dlaczego ryzykował, siedząc tak długo w pokoju? Dlaczego było to dla niego aż takie ważne?
Zadzwonił telefon. Kitt sięgnęła po słuchawkę, wciąż wpatrując się w zdjęcia.
– Porucznik Lundgren, wydział zabójstw.
– Ta sama, która prowadziła sprawę Śpiących Aniołków pięć lat temu? – upewnił się jej rozmówca.
– Tak. W czym mogę pomóc?
– To raczej ja mogę pomóc pani.
Ten telefon wcale jej nie zdziwił. Dzisiejsza prasa rozpisywała się na temat powrotu Mordercy Śpiących Aniołków. Zastanawiające było to, że dopiero teraz ktoś zadzwonił w tej sprawie.
– Będziemy panu bardzo wdzięczni. Czy mogę prosić o nazwisko?
– Jestem kimś, kogo chciała pani poznać już dawno temu – rzucił.
Zirytowało ją rozbawienie, które wyczuła w jego głosie. Nie miała czasu na żarty, o czym nie omieszkała poinformować irytującego rozmówcy.
– To ja jestem Mordercą Śpiących Aniołków – odparł.
Serce zamarło jej w piersi. Czy to mogło być aż takie proste?
Nie, niemożliwe.
– Jest pan Mordercą Śpiących Aniołków? – upewniła się. – I chce mi pan pomóc?
– Nie zabiłem tej dziewczynki. Tej, o której