Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 5

Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska

Скачать книгу

znajomych, ale on ma też swoje środowisko lekarskie…

      – A jeśli ma kogoś na boku?

      – Co? – Justyna zrobiła wielkie oczy. Patrzyła z oburzeniem na przyjaciółkę.

      – Ja tylko głośno myślę – zastrzegła Gabrysia, nieco speszona jej reakcją.

      Ale słowa zostały już rzucone i atmosfera zgęstniała.

      – On by mnie nie zdradził – stwierdziła z przekonaniem Justyna. – Wiem to na pewno.

      Gabrysia nie odpowiedziała. Paliły chwilę w milczeniu.

      – Wybacz… Nie chciałam… – odezwała się zmieszana Gabrysia. – Wcale nie chciałam tego powiedzieć.

      Chciałaś, pomyślała Justyna, ale dobrotliwym spojrzeniem dała przyjaciółce do zrozumienia, żeby się nie przejmowała.

      Jej gniew na Gabrysię nieco osłabł. Nie, żeby nagle zaczęła podejrzewać o coś Piotra, ale musiała się zgodzić z tym, że miała prawo oczekiwać od niego wyjaśnień, zwłaszcza że zdarzyło mu się to nie pierwszy raz i zaczynało ją z różnych powodów martwić. Nigdy wcześniej jednak na poważnie nie myślała o tym, że jest to ucieczka do kogoś, a nie od czegoś.

      Ale teraz… Słowa Gabrysi chyba jednak zrobiły swoje i poruszyły dziwne struny w jej sercu i umyśle.

      A co, jeśli Piotr kogoś miał?

      Boże, to po prostu niemożliwe!

      Jej Piotr. Był jej dumą i sensem, całym życiem. Drażnił ją czasem, ale przecież on nie mógłby…

      Na pewno nie on.

      Piotr wyszedł spod prysznica z ręcznikiem zawiązanym w pasie.

      Dominika leżała w łóżku nago, kusząco eksponując rozmaite atuty swojego młodego, ciągle nienasyconego ciała.

      Ale Piotr był za bardzo zmęczony, żeby zostać dłużej. Poza tym i tak się już zasiedział u kochanki, a przecież obiecał żonie, że dzisiaj nie zostanie zbyt długo w pracy i obejrzą wspólnie jakiś film.

      Justyna nie zadawała na razie zbyt wielu pytań i szanowała jego autonomię, ale bał się, że jeśli on poczuje się zbyt pewnie, ona zacznie coś podejrzewać i zmieni nastawienie. A wówczas jego eskapady będą mocne utrudnione, będzie musiał bardziej kombinować, żeby znowu uśpić jej czujność.

      Ubierał się szybko, odnotowując, że Dominika nie spuszcza z niego wzroku i uśmiecha się zalotnie, do końca prowokując.

      – Nie pocałujesz mnie na pożegnanie? – rzuciła rozczarowana, nie przestając się do niego wdzięczyć.

      – Spieszę się trochę… – odparł, z trudem skrywając nagłą irytację. Nachylił się jednak, żeby ją pocałować.

      – Szkoda, że idziesz – stwierdziła zasmucona.

      Miał z Dominiką pewien kłopot. Spotykał się z nią dla seksu, od początku dając jej do zrozumienia, że to tylko układ, ale ona zaczynała wyobrażać sobie coraz więcej. A może nawet – odnosił czasem takie wrażenie – zakochała się w nim, choć zapewne „zabujała” byłoby w tym wypadku trafniejszym określeniem.

      Poznał ją na czacie Klubu Niewiernych, ale okazało się, że ona nie była „niewierna”. Miała za sobą kilka nieudanych związków i doszła do przekonania, że łatwiej jej będzie upolować żonatego mężczyznę niż łudzić się, że jako trzydziestolatka znajdzie kogoś wartościowego i niezajętego zarazem.

      Zwierzała mu się, że jej ostatni obiecujący związek z jakimś żonkosiem zakończyła z powodu oporów moralnych. Mimo że jej na nim zależało, nie chciała, żeby zostawił dla niej rodzinę. Potem okazało się, że i tak porzucił swoich bliskich, tyle że dla innej, więc swojego wyrzeczenia nie traktowała już jako czegoś chwalebnego, ale jako wyraz życiowej naiwności.

      A teraz powtarzała Piotrowi jakieś patetyczne teksty, że w miłości trzeba być egoistą i nie oglądać się na szczęście innych, a skupiać się na sobie i swoich potrzebach, realizując je wbrew wszystkim przeszkodom i ograniczeniom.

      Początkowo uznawał te słowa za formę jej autoterapii, próbę „wygadania się”. Potakiwał, zdobył się na jakieś luźne komentarze. Teraz jednak skłonny był myśleć, że robiła to celowo, ujawniając w ten sposób pośrednio swoje zamiary względem niego, a zarazem starając się wybadać jego reakcję na wiadomość, że ona oczekuje czegoś więcej.

      Wyszedł z jej mieszkania i skierował się w stronę parkingu.

      Seks był udany, ale czuł się struty. Może powinien dać sobie spokój z Dominiką, skoro zacierała granice, zapominała o podstawie tego układu. Wcale nie zamierzał się z nią wiązać.

      Wcale nie zamierzał porzucać Justyny.

      Po prostu chciał się trochę zabawić. Wierzył, że mu się to należało.

      ***

      Po śmierci ojca, wojskowego, był wychowywany żelazną ręką przez matkę, która ofiarowała mu dużo miłości i poświęcenia, ale miała też swoje wymagania, w tym oczekiwanie bezwzględnego posłuszeństwa i podporządkowania syna.

      Wymarzyła sobie, żeby poszedł do jednego z najlepszych liceów w Polsce, a potem na studia medyczne, oczywiście dla jego dobra, więc zrobił to, wbrew sobie, bo nie czuł się szczególnie uzdolniony w tym kierunku. Tyle że zamiast zostać upragnionym przez matkę chirurgiem, został „jedynie” laryngologiem. Ale i tak nie kryła dumy. A on uczył się i studiował tak ciężko, w dodatku trzymany pod kloszem przez matkę wspieraną przez przemądrzałą siostrę, że zapomniał o zwykłym życiu, używkach, przyjemnościach, łajdactwach. Jego życie było szare, toczyło się monotonnym rytmem.

      Chociaż był przystojny, odstraszał dziewczyny swoimi kompleksami, sztywną gadką, powściągliwym zachowaniem i przesadnymi wymaganiami. Kiedy poznał Justynę, wydała mu się kobietą, którą trzeba się zaopiekować, a nie taką, która chciałaby zaopiekować się nim. I od razu poczuł się lepiej. Wreszcie mógł realizować męskie powołanie, a nie dawać się ugniatać w kobiecych rękach jak plastelina, której nadaje się dowolny kształt.

      Poza tym Justyna była wycofana, czuła się gorsza, bo pochodziła z biedniejszej, a w dodatku – było nie było patologicznej – rodziny. Z ulgą zdjął gorset oczekiwań, jaki nakładała na niego matka. Nie chciał i nie zamierzał – więcej: uważał, że nie powinien – już nikomu niczego udowadniać. Może oprócz tego, że chciał i potrafił być sobą i że było w nim coś atrakcyjnego, co naprawdę mogło pociągać i pozwalało zatrzymać kobietę na dłużej.

      Justyna była w stanie się przed nim otworzyć, bezpretensjonalną szczerością szybko zdobyła jego zaufanie i serce. Z jednej strony wycofana, z drugiej, kiedy już zebrała się na odwagę, uczciwa i bezpośrednia w wyrażaniu emocji. Pokochał ją, jak nie kochał wcześniej żadnej kobiety, i poczuł, że

Скачать книгу