Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 7

Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska

Скачать книгу

      Jutro też jest dzień, do cholery.

      – Jesteś pewny? – spytała nerwowo Marta. – Jeszcze możemy wszystko odwołać.

      – Tak, jestem pewny, chcę tego – odpowiedział Arek, ale widać było, że tylko nieumiejętnie silił się na spokój. – To w końcu moje cholerne urodziny.

      Dzieci były u dziadków, bo ich rodzice mieli spędzić razem romantyczny wieczór. Tak naprawdę jednak nie o romantyczny wieczór tu chodziło, ale o pewien eksperyment.

      Marta zastanawiała się, czy Arek rzeczywiście chciał spełnić swoją seksualną fantazję, czy też pogrywał z nią w jakiś sobie tylko wiadomy sposób, testując jej reakcje, a może nawet przygotowując grunt pod rozwód.

      Choć ostatnio nic nie wskazywało na to, żeby mieli się rozchodzić. Żyli w pewnym układzie, który można było nazwać partnersko-rodzinnym i który oboje zaakceptowali. Przynajmniej do czasu, zanim żadne z nich nie uzna, że ma dość życia w kłamstwie tylko dla dobra wychowywanych wspólnie dzieci oraz dość udawania.

      Ale Marta, początkowo zaszokowana propozycją, z jaką wyszedł mąż, nie tylko szybko zaczęła się z nią oswajać, ale i uznała ją w jakimś sensie za ekscytującą perspektywę. Zdrady miały swój słodko-gorzki smak, ale szybko oboje uznali je za paradoksalną konieczność warunkującą ich wspólne trwanie. Teraz jednak zdrada miała przybrać inny, perwersyjny wymiar. Miała być kontrolowana.

      Usłyszeli dzwonek do drzwi. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo, ale żadne z nich się nie podniosło. Nie wiedzieli, czy powinni wyjść po gościa oboje, czy też inicjatywę winno podjąć któreś z nich. Wspólnie wybrali go spośród listy kandydatów poznanych na czacie Klub Niewiernych, po wymianie zdjęć.

      Bartek miał dwadzieścia pięć lat, był przystojnym brunetem o smukłej, wysportowanej sylwetce. Podobał się im.

      Zdecydowali, że nie powiedzą mu o gejowskich skłonnościach Arka.

      – No idź… – rzucił niemrawo.

      Posłusznie się podniosła i skierowała ku drzwiom. Otworzyła je. Stanął w nich młody człowiek, który wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała z transmisji przez kamerkę i ze zdjęć, a może nawet lepiej, biorąc pod uwagę ten czarujący uśmiech i magnetyczne spojrzenie, którego nie dostrzegała wcześniej. W ręku trzymał butelkę wina.

      – Cześć – powiedziała, uśmiechając się.

      Przestąpił próg i ucałował ją. Zaśmiała się niedyskretnie i zarumieniła, jak jakaś nastolatka, której przedstawiono „kawalera”.

      Była od niego kilka lat starsza, ale wciąż pewna swojej atrakcyjności, nie czuła żadnych kompleksów. Zresztą Bartek gustował właśnie w kobietach po trzydziestce, bo, jak zaznaczał, ich kobiecość pozbawiona jest niedojrzałości i niepewności, a zarazem jeszcze nienadszarpnięta przez upływ czasu.

      Arek tymczasem patrzył na niego nieco zawstydzony, onieśmielony. Martę bawił ten brak zwyczajnej pewności siebie u jej męża. Ale rozumiała go. Przecież to, co za chwilę stanie się ich udziałem, będzie degradujące i upokarzające przede wszystkim dla niego.

      Na początku zaplanowali sobie, że Arek będzie ich oglądał z innego pomieszczenia, co dałoby im wszystkim więcej swobody, ale potem nagle zaczął nalegać, żeby jednak być obecny w sypialni, kiedy oni będą uprawiać seks.

      Marcie przeszło przez głowę, że być może będzie chciał się przyłączyć i zacząć dobierać do Bartka.

      To byłoby straszne, jeszcze gorsze od tego, co zaplanowali. Ilekroć wyobrażała sobie męża biorącego udział w homoseksualnym akcie, nabierała obrzydzenia do niego, ale też pośrednio do siebie samej, że była z kimś takim. Zresztą sam Bartek dał wyraz swoim podejrzeniom, zaznaczając, że interesuje go tylko seks z Martą.

      – Może najpierw napijemy się wina? – Podał jej butelkę.

      – Ta butelka nie wystarczy na upicie całej naszej trójki – stwierdził nerwowo Arek, chichocząc.

      Miał świadomość, że jego barek był porządnie zaopatrzony.

      – Jesteś głodny? – spytała troskliwie Marta, zwracając się do Bartka.

      Arek zareagował śmiechem i na to pytanie. Marcie coraz bardziej nie podobała się ta sytuacja, bo jej mąż wyraźnie w coś sobie pogrywał. A jednocześnie, pobudzona i podporządkowana deprawującym myślom, patrzyła zachłannie na Bartka.

      Nie mogła też nie zauważyć, jak patrzy na niego Arek.

      Arek, który teraz próbował nieumiejętnie nakładać maskę cynicznego błazna.

      ***

      Choć starała się nie zwracać na niego uwagi, nie przestawała się zastanawiać, o czym w tym momencie myślał jej mąż. Widok wciśniętego w fotel nagiego faceta, któremu kiedyś ślubowała miłość i wierność, który był ojcem jej dzieci, a który teraz masturbował się jak jakiś żałosny nastolatek zapatrzony w pornola, miał w sobie coś porażającego. Uświadamiał jej, jak wielką porażką było jej małżeństwo.

      A może odkryje w ten sposób na nowo pociąg do mnie? – przeszło jej przez myśl, ale zaraz potem sama się skarciła w duchu: Gówno prawda! Wiadomo, że podnieca go Bartek. A może również dodatkowo kręci go upokorzenie, którego właśnie doznaje.

      Oni dopiero się rozgrzewali, kiedy z fotela już zaczęły dobiegać odgłosy świadczące o tym, że Arek właśnie kończy.

      Już po wszystkim podniósł się i wyszedł.

      Szkoda. Odkryła w sobie, że jego obecność jednak dodatkowo ją nakręca. Może to myśl o byciu podglądaną przez własnego męża, a może jego stanowiąca część konwencji bezradność sprawiły, że odnajdywała się w tej sytuacji lepiej, niż zakładała.

      Pytanie tylko, czy właśnie nie dobili swojego małżeństwa.

      A może dokładnie to było jego prawdziwym urodzinowym życzeniem.

      – Nie możesz do mnie wydzwaniać, rozumiesz? Szczególnie wieczorem, kiedy jestem w domu! – grzmiał Piotr.

      – Tęskniłam za tobą… – odpowiedziała rozczarowana jego tonem Dominika.

      – Dzwoniłaś specjalnie, żeby mi to powiedzieć? – W jego głosie wcale nie brzmiała wdzięczność.

      – Nie mogłam cię znaleźć online – stwierdziła ze smutkiem przemieszanym z wyrzutem.

      – Boże, ja przecież prowadzę też czasem normalne życie! – podkreślił.

      – Pewnie, potrzebujesz mnie tylko do jednego… A ja się dla ciebie w ogóle nie liczę…

Скачать книгу