Na szczycie. Nieczysta gra. K.N. Haner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na szczycie. Nieczysta gra - K.N. Haner страница 6

Автор:
Серия:
Издательство:
Na szczycie. Nieczysta gra - K.N. Haner

Скачать книгу

Sedricku… – zaczęłam cichutko. Głos mi drżał, zresztą podobnie jak całe ciało. – Ślubuję ci, że nie będę dla ciebie jedynie żoną… – Patrzyłam mu prosto w oczy i znowu zebrało mi się na płacz. Boże, Reb, weź się w garść. To najważniejszy dzień twojego życia, a ty ryczysz, jakby to był pogrzeb, a nie ślub. – Ale także przyjaciółką, u której zawsze znajdziesz zrozumienie, która będzie patrzeć na świat z dystansem. Będę dla ciebie tą, która podzieli z tobą twoje pasje. Ofiarowuję ci całe swoje serce i głowę pełną myśli o tobie oraz całą siebie, ze swoimi wadami i zaletami. – Po tych słowach Sed uśmiechnął się szeroko. On chyba nie widział we mnie żadnych wad. – Oddaję ci po prostu całą swoją bezwarunkową miłość. Będę cię wspierać, kiedy ciemne chmury trosk przysłonią słońce naszego szczęścia, obiecuję ci ciepło w zimne dni, ufność i zdolność przebaczenia. Oddaję ci serce z miłości. Tylko ciebie miłuję i nie cofnę nigdy tego, co ci dzisiaj ślubuję. Przysięgam, biorąc na świadka Boga i wszystkich tu obecnych, że uczynię cię najszczęśliwszym z ludzi, na zawsze… – Ostatnie słowa to prawie szept. Kwiliłam cichutko, patrząc na niego. Doskonale wiedziałam, że miał ochotę mnie objąć i przytulić, ale musiał jeszcze chwilę poczekać. Usłyszałam od strony ławek ciche łkanie Jess i Jenn. O matko! Nawet tam nie patrzyłam, by się nie popłakać.

      – Sedricku, teraz ty. – Pastor uśmiechnął się i kiwnął głową w jego stronę.

      Sed wziął moją obrączkę i szybko założył mi ją na palec, ściskając mocno moją dłoń. Och! Teraz byłam już tylko jego.

      – Maleńka… – zaczął głośno i pewnie. Zazdrościłam mu tego opanowania. – Ślubuję ci zastąpić twojego Anioła Stróża, gdy ten będzie chciał wziąć urlop, kiedy będzie załamywał nad tobą ręce i skrzydła, ja wtedy będę… – W gardle stanęła mi jedna wielka gula. Myślałam, że wypowiedzenie własnej przysięgi to ogromne przeżycie, ale to… – Mnie nigdy nie zabraknie sił. Podam ci rękę, gdy będziesz tonęła, stanę twarzą w twarz, oko w oko z twoim wrogiem, nigdy nie będę się bać. – Kąciki ust mi zadrżały. Zaczęłam płakać, bo doskonale wiedziałam, o czym mówił. Boże, on tak mnie kochał. – Gdy wieczorem po ciężkim dniu zechcesz spać, ja wtedy będę odstraszać złe sny i szeptać ci czule do ucha: Nie bój się, śpij spokojnie, ja tu jestem, ochronię cię od wszelkiego zła. Ślubuję ci prawdę, tak piękną i tak zwyczajną, tę w słońcu i w deszczu. Prawda jest mocą, najważniejszą potęgą, niech prawdą będzie wypełnione nasze życie… – Skończył i nie wytrzymał. Przyciągnął mnie do siebie, pocałował w dłoń, na którą właśnie włożył mi obrączkę, i objął z całych sił. Dopiero teraz czułam, że on także drżał. To mój Sedrick. Szczery, kochany i najlepszy na całym świecie.

      – Kocham cię… – wyszeptałam i podniosłam głowę, by spojrzeć prosto w jego cudowne szmaragdowe oczy.

      – Ja ciebie też, maleńka. – Sedrickowi zadrżał głos, a po chwili spojrzał na pastora, czekając na to jedno zdanie.

      Pastor uśmiechnął się szeroko.

      – Strasznie im się śpieszy! – Rozbawiony rozejrzał się po gościach i dodał po chwili: – Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować panią Mills, Sedricku!

      – No nareszcie! – Sed nie czekał ani sekundy dłużej. Oderwał mnie od ziemi i mocno pocałował. To była jego obietnica, przepełniona miłością i pragnieniem.

      Objęłam go i odwzajemniłam nasz pierwszy małżeński pocałunek. Gdzieś w tle usłyszałam wybuchy radości i oklaski, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Najważniejsze było to, że całował mnie mój mąż.

      – Jesteś mój – jęknęłam w jego usta, uśmiechając się szeroko.

      – Od zawsze i na zawsze, maleńka. – Przygryzł moją wargę i ledwo udało nam się pohamować przy tych wszystkich ludziach.

      – Ej, możecie już skończyć? Jeszcze wesele musi być! – Usłyszałam głos Simona stojącego niedaleko z małą Charlotte na rękach.

      Oboje z Sedem spojrzeliśmy w stronę gości, wszyscy uśmiechali się szeroko i szczerze. To była najcudowniejsza chwila mojego życia.

      – Przedstawiam wam panią Rebekę i Sedricka Millsów! – zakończył pastor, a Sed niespodziewanie chwycił mnie na ręce i pocałował ponownie, po czym ruszył środkiem do wyjścia z altany.

      – Jeszcze prezenty i życzenia! – krzyknął za nami Erick.

      – Każ wszystkim iść do ogrodu, my wrócimy za… – Sed spojrzał na mnie, a ja dyszałam z pragnienia, podniecenia i szczęścia. – Będziemy, jak wrócimy! – dodał i skierował się w stronę domu.

      Pomachałam Erickowi i wszystkim gościom, którzy patrzyli w naszą stronę.

      – Sed, a wypada tak? – zapytałam.

      – To nasz ślub i nasze wesele. Nam wszystko wypada, maleńka. – Jednym ruchem przerzucił mnie sobie przez ramię, a ja pisnęłam i klepnęłam go w tyłek.

      „Boże! Zaraz będę kochać się z moim mężem i nie mogłam się tego doczekać” – myślałam podekscytowana.

      Minęliśmy namiot, w którym miało się odbyć wesele, i skierowaliśmy się w stronę parkingu.

      – Nie idziemy do domu? – spytałam.

      Wisiałam na jego ramieniu jak lalka, ale przynajmniej mogłam podziwiać jego cudowny tyłek i nie przepuściłam okazji, by mu dać kolejnego klapsa.

      Sed zaśmiał się głośno i oddał mi z jeszcze większą siłą, dodatkowo ściskając mój pośladek.

      – Nie. Mam ochotę na coś innego… – odpowiedział tajemniczo.

      – Nie poczekamy do nocy poślubnej?

      Usłyszałam, że znowu się śmieje, patrząc na mnie przez ramię.

      – Mała, czy ty masz świadomość, co się dzieje w moich spodniach od momentu, w którym cię zobaczyłem przed ołtarzem?

      – Widziałam! – Także się roześmiałam i znowu klepnęłam go w tyłek.

      – Więc właśnie dlatego musimy się udać na stronkę, bym mógł jakoś wytrzymać te weselne dyrdymały.

      – I gdzie to zrobimy? – Byłam bardzo ciekawa, co wymyślił mój szalony mąż. Tak! Boże, to był mój mąż.

      – W domu jest za dużo ludzi, więc zostaje nam limuzyna… – Właśnie do niej podszedł i postawił mnie delikatnie na kostce brukowej. – Wsiadaj, mała, i zadzieraj kiecę! – dodał i uśmiechnął się bezczelnie, strzelając mi kolejnego klapsa w tyłek. Nie mogłam opanować śmiechu i zapiszczałam. Był cudownie seksowny w tym garniturze, ale to nadal mój Sed. Zboczony menedżer zespołu rockowego, który miał w sobie więcej z gwiazdy rocka niż z eleganckiego biznesmena. Wskoczyłam na tylne siedzenie, a on wparował zaraz za mną.

      – I co teraz? – zapytałam i prowokacyjnie podciągnęłam suknię, by widział moją bieliznę i podwiązkę.

      Oczy

Скачать книгу