Na szczycie. Nieczysta gra. K.N. Haner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na szczycie. Nieczysta gra - K.N. Haner страница 8
– Przemkniemy szybko do domu, bo ja też się muszę odświeżyć… – Sięgnęłam po swoje majtki i wsunęłam je na pupę, a Sed dalej pożerał mnie wzrokiem. Wygładziłam suknię, w tym czasie on włożył marynarkę i poprawił krawat.
– Masz drugą sukienkę na wesele? – spytał, odblokowując drzwi.
– Tak, mam, ale przebiorę się dopiero po dwunastej. A co? – Odwróciłam się i patrzyłam na niego, gdy otwierał mi drzwi.
– Ja chcę cię przebrać i ani mi się waż pozwolić, żeby ktoś inny niż ja ci pomógł, okej? – Posłał mi to przeszywające spojrzenie, które zawsze działało na mnie tak samo.
Uśmiechnęłam się i już nie mogłam się doczekać tej chwili, a to jeszcze tyle godzin. Cholera, no! Jak ja miałam wytrzymać jeszcze tyle czasu, pląsając i tańcząc ze wszystkimi? Faktycznie, wesela to taki durny wymysł. Wyszliśmy z limuzyny, a ja od razu zauważyłam stojących niedaleko: Simona, Treya i Ericka. Patrzyli na nas i mieli głupkowate uśmiechy.
– Sed, no wiesz co? Trzeba było chociaż do hotelu jechać, a nie dymać żonkę w limuzynie. Co wy, macie po szesnaście lat? – odezwał się zadowolony Simon i puścił nam oczko.
– Mieliśmy jechać, ale nie zdążyliśmy nawet ruszyć, a ja już go dopadłam… – odpowiedziałam i próbowałam się nie czerwienić. Wiedziałam, że będzie mi głupio, bo to oczywiste, po co tak szybko wyszliśmy ze ślubu.
– Taka się z ciebie tygrysica zrobiła, Reb?! – spytał żartobliwie Trey i zaczął poprawiać mi włosy.
– Odrobinkę… – Sed objął mnie ramieniem i pocałował w policzek.
– Teraz to wyglądasz nie jak tygrys, ale raczej jak rozczochrany koczkodan… – dodał Simon i zaśmiał się ze mnie.
Spojrzałam w szybę auta, które stało obok, i śmiałam się sama z siebie, no bo faktycznie byłam rozczochrana.
– Mój słodki, najcudowniejszy koczkodan! – wtrącił Sed, który też nie mógł opanować śmiechu.
– Oj, walcie się! – Trąciłam Simona, a Trey dalej walczył, by uratować moją fryzurę.
Sedrick objął mnie mocno i pocałował w usta. Teraz to już nie miało znaczenia, jak wyglądały moje włosy. W jego ramionach znowu zapomniałam o całym świecie, a przecież wesele już się zaczęło.
– Ej, przestańcie. Dopiero co pieprzyliście się w limuzynie! – Simon odciągnął mnie od Seda, który niechętnie puścił moje ramię.
– Przydałoby się, byś ty też kogoś przeleciał, bo cię chyba zazdrość zżera… – rzucił złośliwie mój mąż i machnął do swojego ojca, który do nas podszedł.
Gabriel wyglądał na szczęśliwego i pierwsze, co zrobił, to wziął mnie w ramiona.
– Moja najukochańsza synowa! – Pocałował mnie w oba policzki i przyglądał mi się uważnie.
– Mój najukochańszy teść! – Zaśmiałam się i uścisnęłam go mocno. Był cudownym ojcem dla Seda i Jess, będzie świetnym teściem i najlepszym dziadkiem. Nie miałam co do tego wątpliwości.
– Tato… – odezwał się Erick. Sed spojrzał na niego krzywo, dziwiąc się, że zwraca się tak do Gabriela. – Jessica coś mówiła? – zapytał z niewyraźną miną. Nie pogodzili się jeszcze?
– A, no właśnie. Chodź pogadać, Ericku. – Gabriel puścił mnie i objął swojego zięcia, po czym zniknęli za namiotem dla obsługi.
Spojrzałam na Seda, ale ten wzruszył ramionami, bo za bardzo nie wiedział, o co chodziło. Trey i Simon też patrzyli po sobie zaskoczeni.
– Jess świruje? – spytał Simon i wszyscy ruszyliśmy do głównego namiotu.
Nie słyszałam dalszej części rozmowy, bo właśnie zobaczyłam w tłumie gości moją matkę. Stanęłam jak wryta i patrzyłam na nią. Nie powiem, wyglądała naprawdę pięknie. Widać małżeństwo z tajemniczym Bobem jej służyło. Miała na sobie czarną, długą suknię na jedno ramię, prostokątną kopertówkę, włosy upięła do góry, a kilka luźnych pasm opadało jej na twarz. Byłam chyba zaszokowana takim wydaniem mojej matki. Nigdy nie widziałam jej w takiej eleganckiej wersji. Ona także mnie dostrzegła i ruszyła w moim kierunku, a ja uświadomiłam sobie, że przecież był tu dziś mój ojciec. Chwyciłam Seda za przedramię, by się zatrzymał. Może byłam wyrodną córką, ale nie cieszyłam się z tego, że przyjechała.
– Co tam, pani Mills? – spytał Sedrick, gładząc moją dłoń i bawiąc się obrączką, którą kilkanaście minut temu wsunął mi na palec.
– Twoja teściowa się zjawiła – odpowiedziałam cicho, widząc, że się zbliża.
Sed odwrócił się i zrobił taką minę, że miałam ochotę parsknąć śmiechem. Od razu objął mnie mocniej, jakby chciał mnie ochronić. Sztuczny uśmiech mojej matki, która właśnie do nas podeszła, prawie przyprawił mnie o mdłości.
– Córeczko! Synku! – Najpierw rzuciła się w moją stronę.
Sed puścił mnie i czułam, że zaraz powie jej kilka zdań.
– Cześć, mamo. Co tu robisz? – spytałam bezmyślnie. W końcu to mój ślub i wesele, więc w sumie co się dziwić, że przyjechała. Ale mogła mnie chociaż uprzedzić.
– No jak to: co? Przyjechałam cieszyć się twoim szczęściem! – odpowiedziała entuzjastycznie i pocałowała mnie w oba policzki. Skrzywiłam się, bo nie robiła tego od lat.
Sed dalej stał jak wryty i chyba zaniemówił.
– Byłaś na ślubie?
– Nie zdążyłam dojechać, ale na weselu będę tańczyć do białego rana! – Spojrzała na Sedricka, chwyciła go za dłoń, po czym zaczęła imitować jakiś durny, niby-elegancki taniec.
– Dzień dobry, Fiono! – Mój cudowny mąż odzyskał język w gębie i nawet ucałował matkę w dłoń.
O cholera! Zachciało mi się śmiać.
– Och, Sedricku, tak się cieszę, że wszedłeś do naszej rodziny! – wypaliła moja matka, a my popatrzyliśmy po sobie. Ona to miała tupet! Zupełnie nie wiedziałam, o czym miałam z nią rozmawiać. Przyjechała się tu lansować czy co? Najeść się i napić za darmochę?
– Miałaś już okazję rozmawiać z Jamesem? – spytał nagle Sed, a ja miałam ochotę go kopnąć. Nie wypadało mi jednak kopać męża na oczach tych wszystkich ludzi, więc uszczypnęłam go dyskretnie w tyłek, chyba z całej siły, a on ani drgnął. Uśmiechał się szyderczo i patrzył na reakcję mojej matki.
– Z kim? – spytała niczego nieświadoma matka, a ja wiedziałam, że będzie afera.
O rany, nie chciałam na to patrzeć.