Bastion. Стивен Кинг

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bastion - Стивен Кинг страница 73

Bastion - Стивен Кинг

Скачать книгу

dziś sam.

      W Carthage, pięćdziesiąt mil od Springfield, stacjonowała jednostka wojskowa. Wysłano stamtąd dwudziestoosobowy patrol, by zajął się Rayem Flowersem. Dwaj żołnierze odmówili wykonania rozkazu. Zostali zastrzeleni na miejscu.

      Dotarcie do Springfield zajęło pozostałym godzinę. Przez ten czas Ray Flowers odebrał telefon od lekarza, który poinformował go, że ludzie padają jak muchy, a rząd łże w żywe oczy, mówiąc o szczepionce; od pielęgniarki, która potwierdziła, że ze szpitali w Kansas City trupy wywozi się ciężarówkami; od chorej, majaczącej kobiety uważającej, że to wszystko jest winą kosmitów; od farmera, który widział, jak oddział wojska kończy kopanie bardzo długiego i głębokiego rowu na polu przy drodze numer 71 na południe od Kansas City – a także od kilku innych osób również pragnących dodać coś na ten temat.

      Potem rozległ się głośny trzask i łomot do zewnętrznych drzwi studia.

      – Otwierać! – warknął ktoś z drugiej strony. – Otwierać w imieniu Stanów Zjednoczonych!

      Ray spojrzał na zegarek. Za kwadrans dwunasta.

      – Cóż… zdaje się, że wojsko wpadło do mnie z wizytą – powiedział. – Ale wasze telefony będą nadal odbierane…

      Rozległ się terkot broni maszynowej i klamka spadła na dywan. Z postrzępionej dziury wypłynęła smużka dymu. Po chwili drzwi zostały sforsowane i do środka wpadło pół tuzina żołnierzy w maskach gazowych i kombinezonach bojowych.

      – Kilku żołnierzy wdarło się właśnie do pomieszczeń stacji – oznajmił Ray. – Są uzbrojeni i sprawiają wrażenie, jakby byli gotowi rozpocząć czystkę, podobnie jak we Francji pół wieku temu. Gdyby nie te maski na ich twarzach…

      – Wyłącz to! – ryknął krępy mężczyzna z paskami sierżanta na rękawach, który stanął przed kabiną studia, groźnie machając karabinem.

      – Nie mogę – odparł Ray. Było mu bardzo zimno, a kiedy brał z popielniczki papierosa, zauważył, że trzęsą mu się ręce. – To licencjonowana rozgłośnia i…

      – Odbieram ci licencję. Natychmiast wyłącz aparaturę!

      – Nie mogę – powtórzył Ray i odwrócił się do mikrofonu. – Panie i panowie, właśnie otrzymałem rozkaz wyłączenia nadajnika KLFT, lecz odmówiłem i sądzę, że postąpiłem słusznie. Ci ludzie nie zachowują się jak Amerykanie, lecz jak faszyści. Nie zamierzam…

      – To twoja ostatnia szansa! – krzyknął sierżant i uniósł broń.

      – Nie ma pan pra… – zaczął jeden z żołnierzy.

      – Jeśli ten palant powie jeszcze choć jedno słowo, rozwalcie go – rozkazał sierżant.

      – Chyba chcą mnie zabić – stwierdził Ray Flowers.

      W następnej chwili szklana ściana jego kabiny rozprysła się w drobny mak, a on sam upadł na konsolę. Rozległ się przenikliwy, jękliwy dźwięk, który z każdą chwilą przybierał na sile. Sierżant wypruł cały magazynek w konsolę i zapadła cisza.

      Ale światła na panelu kontrolnym wciąż się jarzyły.

      – Dobra – mruknął sierżant, odwracając się od kabiny. – Chciałbym wrócić do Carthage przed pierwszą i nie zamierzam…

      Towarzyszący mu trzej żołnierze równocześnie otworzyli do niego ogień. Jeden strzelał z karabinka bezodrzutowego wypluwającego z siebie siedemdziesiąt pocisków na sekundę. Sierżant przez dłuższą chwilę tańczył bezgłośny taniec śmierci, po czym runął przez roztrzaskaną szybę do wnętrza kabiny. Szarpnął konwulsyjnie jedną nogą, wytłukując odłamki szkła z framugi.

      Szeregowiec o rumianej twarzy upstrzonej pryszczami wybuchnął płaczem, a jego koledzy po prostu stali, wpatrując się w swojego dowódcę z niedowierzaniem i oszołomieniem. W powietrzu unosiła się ciężka, mdląca woń kordytu.

      – Rozwaliliśmy go! – krzyknął histerycznie pryszczaty szeregowiec. – Boże święty, zabiliśmy sierżanta Petersa!

      Nikt się nie odezwał. Choć żołnierze sprawiali wrażenie zdezorientowanych, pewnie później będą żałować, że nie zdecydowali się na to wcześniej. Ta gra nie była ich grą.

      Telefon, którego słuchawkę Ray Flowers odłożył na widełki, wydał serię przenikliwych pisków i trzasków.

      – Ray? Jesteś tam, Ray? – zapytał zmęczony, schrypnięty głos. – Razem z mężem słucham twojego programu od początku i chcieliśmy powiedzieć, że robisz naprawdę dobrą robotę. Nie daj się im. Bądź twardy. Ray? Ray? Słyszysz mnie, Ray?

      SZYFROWANY RAPORT NR 234 STREFA 2

      OD: LANDON STREFA 2, NOWY JORK

      DO: DOWÓDZTWO CREIGHTON

      DOTYCZY: OPERACJA KARNAWAŁ

      KORDON NOWOJORSKI NADAL DZIAŁA, USUWANIE CIAŁ POSTĘPUJE ZGODNIE Z PLANEM XXX W MIEŚCIE PANUJE WZGLĘDNA CISZA XXX PRZYKRYWKA SYPIE SIĘ SZYBCIEJ, NIŻ PRZEWIDYWALIŚMY, ALE JAK DOTĄD RADZIMY SOBIE XXX SUPERGRYPA SPRAWIŁA, ŻE MIESZKAŃCY NIE OPUSZCZAJĄ SWOICH DOMÓW I MIESZKAŃ XXX OCENIAMY, ŻE 50% ŻOŁNIERZY W PUNKTACH WEJŚCIA/WYJŚCIA (MOSTY WASZYNGTONA, TRIBOROUGH, BROOKLYŃSKI, LINCOLNA, TUNEL HOLLAND ORAZ AUTOSTRADY DOJAZDOWE) JEST ZARAŻONYCH, LECZ RESZTA WCIĄŻ JEST ZDOLNA DO CZYNNEJ SŁUŻBY I DOBRZE SIĘ SPISUJE XXX WYBUCHŁY TRZY POŻARY: W HARLEMIE, NA SIÓDMEJ ALEI I STADIONIE SHEA XXX CORAZ WIĘKSZYM PROBLEMEM STAJE SIĘ DEZERCJA, ALE TERAZ UCIEKINIERÓW BĘDZIE SIĘ LIKWIDOWAĆ NA MIEJSCU XXX WNIOSKI: SYTUACJA JEST JESZCZE POD KONTROLĄ, JEDNAK WCIĄŻ SIĘ POGARSZA XXX KONIEC RAPORTU

      LANDON STREFA 2 NOWY JORK

      W Boulder w Kolorado zaczęły rozprzestrzeniać się plotki, że centrum badań pogodowo-meteorologicznych w rzeczywistości było tajnym laboratorium wojskowym, w którym pracowano nad stworzeniem nowej broni biologicznej. Plotki te powtórzył na antenie dyskdżokej stacji FM z Denver i dwudziestego szóstego czerwca o godzinie 23.00 rozpoczął się przypominający masową migrację lemingów exodus mieszkańców Boulder. Z Denver-Arvada wysłano kompanię żołnierzy, aby ich zatrzymać, lecz równie dobrze można byłoby polecić jednemu człowiekowi ze szczotką, by posprzątał stajnie Augiasza. Ponad jedenaście tysięcy cywilów, chorych, przerażonych i pragnących znaleźć się jak najdalej od podejrzanego kompleksu, przetoczyło się po żołnierzach jak burza. Tysiące innych mieszkańców miasta rozjechało się we wszystkie strony kraju.

      Kwadrans po jedenastej noc rozświetliła potężna eksplozja.

      W holu jednego z budynków centrum meteorologicznego młody radykał Desmond Ramage podłożył kilkanaście funtów plastiku przeznaczonego do wysadzenia gmachu sądów i innych obiektów użyteczności publicznej. Niestety, zawiódł mechanizm zegarowy i Ramage wyparował wraz z mnóstwem niegroźnych urządzeń meteorologicznych i instrumentów do badania skażenia powietrza.

      Tymczasem exodus z Boulder trwał nadal.

      SZYFROWANY TAJNY RAPORT NR 771 STREFA

Скачать книгу